[ Pobierz całość w formacie PDF ]

112
S
R
Matthew nagle odwrócił głowę. Tamara cofnęła się gwałtownie, ale już ją
zauważył. Pomachał do niej.
- Chodz, moja droga. W końcu grasz jedną z głównych ról w tej intrydze.
Armand wyciągnął ręce z kieszeni i wyprostował się groznie.
- Nie mieszaj jej do tego.
- Dlaczego? - Matthew sprawiał wrażenie rozbawionego. - Bo ci zależy? Na
niej czy na bękarcie, którego nosi?
Armand, z twarzą wykrzywioną ślepą furią, niemal się przewrócił o kanapę,
ruszając w stronę Matthew. Tamara podbiegła, by mu zablokować drogę. Odepchnął
ją.
- Zejdz mi z drogi! - warknął.
Przytrzymała go.
- Co w ten sposób osiągniesz?
- Na początek złamany nos - rzucił, uwalniając się.
Zablokowała go.
- A potem?
Oddech Armanda uspokoił się nieco, oderwał wzrok od Matthew i popatrzył w
końcu na nią. Chwycił ją za ramiona.
- Musimy porozmawiać - rzekł.
Matthew odstawił kieliszek na stolik i wtrącił się:
- O ojcostwie? Za pózno. Wiem, że to dziecko nie jest twoje. Nie tylko ty
potrafisz korzystać z prywatnych detektywów, Armandzie - Wstał. - Warunki
klauzuli testamentu nie są spełnione. Depozyt pozostaje u mnie. Wyrok zapadł.
- Co cię skłania do przekonania, że w jakichkolwiek okolicznościach poddam
się bez walki?
- Nie masz do niej prawnych podstaw. - Matthew strzepnął pyłek z rękawa.
- Mam, a co najważniejsze, muszę chronić interes rodziny.
113
S
R
- Masz tylko - sprostował Matthew, zgorszony - kobietę, która najpierw
sypiała z pewnym mężczyzną, potem wyszła za jego brata i możliwe, że, jeśli po
drodze nie było jeszcze jakichś mężczyzn, masz bratanicę czy też bratanka. -
Tamara aż się zachłysnęła. Matthew musnął ją wzrokiem. - Wybaczcie, że jestem
tak obcesowy, ale my, zahartowani adwokaci, skaczemy prosto do gardła.
- Posłuchaj mnie uważnie, Matthew - odezwał się Armand głosem, w którym
czaił się mord - bo nie będę dwa razy powtarzał. Mam gdzieś twoją historię.
Obchodzi mnie tylko to, że mnie oszukałeś i odzyskam kontrolny pakiet De Luca
Enterprises, nawet jeśli będę musiał walczyć z tobą do końca swoich dni. - Podszedł
bliżej. - Jeśli sądzisz, że nie wygram, sprawdz mnie. A jeżeli kiedykolwiek jeszcze
w taki sposób odezwiesz się do mojej żony, udziały w DLE przestaną dla ciebie
stanowić problem. Będziesz martwy.
Tamara wpatrywała się w mężczyznę, który jej bronił. W pokoju zapadła
absolutna cisza. Nie zakłócało jej ani tykanie zegarów, ani odgłosy z zewnątrz.
Zwiat ograniczył się do dwóch spojrzeń wwiercających się w siebie nawzajem.
Matthew wycofał się pierwszy.
- Jednego wszyscy troje możemy być pewni - powiedział w końcu. - W trakcie
sprawy rozwodowej zostaniesz puszczony z torbami. - Uśmiechnął się do Tamary z
lekkim ukłonem. - Chętnie zaoferuję swoje usługi.
Poczuła fizyczny wstręt.
- %7ładnego rozwodu nie będzie - oznajmił stanowczo Armand.
Matthew wyjął wizytówkę i rzucił ją na stolik.
- Zadzwoń. Może przedyskutujemy zalety mojej reprezentacji.
Ledwie prawnik zniknął z pokoju, a może i z ich życia, rozległ się klakson.
Tamara podskoczyła. Już czas.
- To moja taksówka. - Jak najszybciej, żeby nie myśleć za dużo, wzięła
walizkę porzuconą przy wejściu. Armand przytrzymał ją za ramię.
- Nie odchodz - poprosił miękko.
114
S
R
Odwróciła się do niego z mocno bijącym sercem, próbując się uwolnić.
Proszę, Armandzie, nie pogarszaj sprawy, pomyślała.
- Wiesz, że muszę. - Już było jej trudno. Zwłoka tylko przedłużała ból.
- Potrzebuję cię.
Serce jej się tak ścisnęło, że zabrakło jej tchu. Zignorowała głębszy sens jego
słów.
- Nie ma co dłużej udawać w sprawie ojcostwa. Wygląda na to, że czeka cię
solidna walka.
- Ucieszyłabyś się, gdybym przegrał?
%7łachnęła się gwałtownie.
- Oczywiście, że nie. Wcale nie chcę twojej krzywdy, Armandzie. Ja...
Powstrzymanie się od wyznania nic nie dało. Sam to powiedział.
- Kochasz mnie. A ja kocham ciebie, bardziej, niż kiedykolwiek odważyłbym
się przyznać.
Zamknęła powoli oczy, jakby te tak długo wyczekiwane słowa kompletnie ją
oszołomiły. Powinna się odsunąć, wyjść natychmiast, ale musiała dotrwać do końca.
- Miłość doprowadziła mojego ojca do szaleństwa - powiedział. - Ja
zakochałem się, mając dwadzieścia cztery lata. Po tym doświadczeniu miałem ocho-
tę schować się na zawsze w czarnej dziurze. Ale twoja miłość jest piękniejsza od
wszelkich baśni. Jest prawdziwa. Nie możemy jej stracić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates