White Feather Sheri Dwa Światy 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wzrok Walkera przyciągnęła fontanna, znajdująca się
w centralnym punkcie ogrodu. WyglÄ…daÅ‚a trochÄ™ jak stud­
nia życzeń, ale wiedział, że nie ma się co łudzić.
Wyjaśnił całą sytuację mamie, ale ona nie zaoferowała
pomocy. Nie powiedziała, że zrobi cokolwiek.
- Chciałbym, byś przekonała Tamrę, że powinna się do
mnie wprowadzić - powiedział, marszcząc brwi i wbijając
wzrok w fontannÄ™.
Rodzina ziÄ™b kÄ…paÅ‚a siÄ™ w niej, rozpryskujÄ…c wodÄ™ i wy­
glądając na zdecydowanie za bardzo szczęśliwą.
- Och, kochanie... Nie mogę tego zrobić.
- Dlaczego? Bo myÅ›lisz, że ona ma racjÄ™? %7Å‚e to ja powi­
nienem się przeprowadzić?
- Tu nie chodzi o to, kto miałby się przeprowadzić. Tu
chodzi o dwoje ludzi, którzy muszÄ… nauczyć siÄ™ rozwiÄ…zy­
wać problemy wspólnie.
- Aatwo ci powiedzieć.
- Nie. Dla mnie to w ogóle nie jest łatwe. Kocham ciebie
i Tamrę. Chcę, żebyście obydwoje byli szczęśliwi.
- No cóż, wiÄ™c nie jesteÅ›my. Unieszczęśliwiamy siebie na­
wzajem.
Mary westchnęła.
- Kiedy byłeś małym chłopcem i byłeś smutny, kładłeś
mi głowę na kolana. Ale teraz jesteś dorosły i nie wiem, jak
sprawić, żebyś poczuł się lepiej.
- %7łałuję, że nie jestem już dzieckiem. %7łycie było wtedy
prostsze.
- Tak myślisz? - zapytała.
- Nie. - Jego życie nigdy nie było łatwe, zwłaszcza po
stracie rodziców. SpojrzaÅ‚ Mary w oczy, przez chwilÄ™ czu­
jąc pokusę położenia głowy na jej kolanach, cofnięcia się
w czasie i rozpoczęcia wszystkiego od nowa. %7łałował, że
jej nie pamiÄ™ta, że jego wspomnienia sÄ… takie niepeÅ‚ne. No­
siÅ‚ nawet zdjÄ™cie rodziny w portfelu, ale to go nie zmieni­
ło. Nie odnowiło jego tożsamości. - Nawet nie wiem, kim
teraz jestem.
Dotknęła jego policzka.
- Jesteś mężczyzną, którego kocha Tamra.
- Ale to boli, mamo.
- Wiem. - Gładziła go dłonią po twarzy. - Ona też
cierpi.
- A ja obiecałem jej, że tak się nie stanie.
- JeÅ›li bÄ™dziesz wytrwale szukaÅ‚, w koÅ„cu znajdziesz roz­
wiązanie. Spójrz na Charlotte i Alexandra. Zobacz, jak im
udaje się żyć razem. - Opuściła rękę. - On ma winnice
i dom we Francji, ale postanowiÅ‚ zostać w Ameryce, do­
póki Charlotte nie BÄ™dzie gotowa siÄ™ przeprowadzić. A na­
wet wtedy wciąż będą mieli ten dom. Wciąż będą związani
z Napa Valley.
- To nie to samo.
- Owszem, to samo. Tylko że jesteś zbyt zagubiony, żeby
to dostrzec. Daj sobie trochę czasu. Przemyśl to. Pogódz się
sam ze sobą. I ze wszystkim i wszystkimi wokół ciebie, jeśli
tak będzie trzeba.
To byÅ‚a dobra rada. Prosto z serca. Ale Walker nie wie­
dział, jak wprowadzić ją w życie. Mimo że jego życie nie
było idealne, inne kłopoty nie mogły się równać z tym, co
działo się między nim i Tamrą.
Nie zastanawiajÄ…c siÄ™, poÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ i oparÅ‚ gÅ‚owÄ™ na kola­
nach Mary. Kiedy dotknęła jego policzka, zamknął oczy.
- Nie chcę, żeby Tamra wyjeżdżała.
- Ona też nie chce ciÄ™ stracić. Ale jest równie zagubio­
na jak ty.
- Nigdy nam się nie uda znalezć rozwiązania.
- Uda wam się - powiedziała jego matka. - Jeśli kochacie
siÄ™ wystarczajÄ…co mocno, uda siÄ™.
ROZDZIAA JEDENASTY
W dzień wyjazdu Tamra obudziła się, kiedy zamglone
światło poranka zaczęło wpływać do sypialni.
Przewróciła się na bok i spojrzała na Walkera. Wciąż
jeszcze spaÅ‚. MiaÅ‚ na sobie bokserki, a jego wÅ‚osy rozrzu­
cone były na poduszce. Jednym ramieniem zakrywał twarz,
a kołdra przykrywała go tylko do bioder.
ChciaÅ‚a przysunąć siÄ™ bliżej, dotknąć go, przytulić, trzy­
mała się jednak na dystans. Mimo że wciąż dzielili to samo
łóżko, nie kochali siÄ™ od tamtej fatalnej nocy w San Fran­
cisco.
Nocy, której go straciła.
WiedziaÅ‚a, że to jej wina. OdrzuciÅ‚a zaproszenie Walke­
ra. OdmówiÅ‚a jego proÅ›bie, żeby dzieliÅ‚a z nim życie. I te­
raz płaci za to cenę.
Walker poruszyÅ‚ siÄ™ przez sen, odsuwajÄ…c ramiÄ™ i odsÅ‚a­
niajÄ…c twarz.
Tamra naciÄ…gnęła na siebie koÅ‚drÄ™, próbujÄ…c siÄ™ roz­
grzać.
Znów siÄ™ poruszyÅ‚, a kiedy otworzyÅ‚ oczy, jej serce nie­
omal się zatrzymało.
- Cześć - powiedziała, nie znajdując lepszego powitania.
- Cześć. - Nie uśmiechnął się.
Przez kilka ostatnich dni prawie nie rozmawiali. Jednak
żadne z nich nie zaproponowaÅ‚o, że powinni spać w oddziel­
nych sypialniach.
Pozostanie w tym samym łóżku byÅ‚o szaleÅ„stwem, wie­
działa o tym, ale taki był ich wybór. W ten sposób karali
samych siebie.
Spojrzał na zegarek.
- Jest wcześnie.
Wiedziała, co miał na myśli. Za wcześnie, żeby szykować
siÄ™ na lotnisko.
- Chcesz kawy?
- Tak, poproszę. - Usiadł i przygładził włosy.
Zauważyła, że od kilku dni się nie golił.
- Jesteś głodny? - zapytała.
- Nie bardzo. A ty?
- Nie, ale zrobiÄ™ kilka tostów. Nie lubiÄ™ pić kawy na pu­
sty żołądek.
- Ja też nie.
Kiedy wstawała z łóżka, czuła, że on się jej przygląda.
Miała ochotę chwycić szlafrok i zakryć koszulkę nocną, ale
nie miaÅ‚a żadnego pod rÄ™kÄ…. WyszÅ‚a wiÄ™c z sypialni z bijÄ…­
cym sercem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates