[ Pobierz całość w formacie PDF ]

panem szczery - kontynuował Sheldon - i zdradzę jak
mężczyzna mężczyznie moje obawy. Powiem wprost: nie
chcę, żeby pan złamał jej serce.
- Sądzi pan, że byłbym do tego zdolny? - W wyrazie
twarzy markiza pojawiło się zdumienie.
- Tylko Cerissa mogłaby odpowiedzieć na to pytanie -
rzekł Sheldon. - Co do mnie, nie chciałbym, żeby była
nieszczęśliwa.
- Ja też bym tego nie chciał!
W głosie markiza brzmiała rozbrajająca szczerość.
Sheldon położył rękę na ramieniu młodzieńca.
- Dziękuję panu - rzekł. - Byłem przekonany, że mnie pan
zrozumie.
Kiedy Cerissa wróciła do pokoju, towarzyszyła jej
Francine niosąc tabakierki. Położyła je na stoliku, a potem
skromnie usiadła na krześle w kącie pokoju i zajęła się
szyciem, a w tym czasie markiz zaczął przed kominkiem
oglądać skarby Cerissy. Sheldon przypatrywał się przez
chwilę tej sielankowej scenie. Potem z ponurym wyrazem
twarzy wstał i podążył do kart.
Rozdział 6
Muszę koniecznie porozmawiać z panią na osobności.
- Mój opiekun nie zgadza się na to. Cerissa poruszała się z
wielką gracją wykonując skomplikowane figury menueta.
- Musimy się jakoś porozumieć. Pani mnie doprowadza
do szaleństwa!
- A cóż ja robię takiego?
Pytanie świadczyło o jej kompletnym braku
doświadczenia w sztuce uwodzenia mężczyzn.
- Właśnie o tym chciałbym z panią porozmawiać -
powiedział markiz szeptem.
Cerissa rzuciła mu spojrzenie spod spuszczonych powiek i
przekonała się, że istotnie jest zdesperowany. Nie tylko ze
względu na instrukcje Sheldona starała się trzymać go na
odległość i nie dopuszczać do rozmowy w cztery oczy. Nie
chciała słuchać jego skarg i lamentów, które czaiły się na jego
ustach.
 Nie trzeba się śpieszyć", pomyślała, lecz markiz robił się
coraz bardziej natrętny i zaczęła się zastanawiać, czy na
dłuższą metę zdoła go powstrzymać od wyznań. Kiedy
tańczyli pod kryształowymi żyrandolami zawieszonymi w
salach redutowych, dostrzegała spojrzenia starszych dam, a
zwłaszcza matki markiza, które rozsiadły się pod ścianami i
zdawały sobie doskonale sprawę, że markiz oszalał na jej
punkcie.
Tylko brak odpowiednich warunków sprawiał, że nie
wyznał jej jeszcze swoich uczuć. Cerissa była jednak
przekonana, że pragnie się jej oświadczyć. Sheldon nie
przesadzał opowiadając o świetnej pozycji markiza. Twierdził,
że poślubienie go byłoby marzeniem każdej dziewczyny,
zwłaszcza będącej w jej sytuacji.
- Mam jeszcze czas - powiedziała do siebie.
Zdawała sobie jednak sprawę, że Sheldon stara się
przyspieszyć jej małżeństwo. Czuła się tak, jakby ją siłą
ciągnął do ołtarza. Poszukała go wzrokiem w wielkiej sali
balowej i ujrzała siedzącego na sofie przy boku lady Imogeny.
Ich głowy nachylały się ku sobie: rozmawiali o czymś z
przejęciem. Markiz podążył za kierunkiem jej spojrzeń i
odezwał się z naciskiem:
- Oni w ogóle nie zwracają na nas uwagi. Usuńmy się
gdzieś w kącik, żebym mógł mieć panią tylko dla siebie.
Namiętność w jego głosie i wyraz oczu sprawiły, że
Cerissa poczuła się nieswojo. Nic nie odrzekła, a po chwili
markiz zauważył niemal opryskliwie:
- Moja siostra robi większe postępy w zdobywaniu
mężczyzny, którego pragnie, niż ja w zdobyciu pani!
- Co chce pan przez to powiedzieć? - zapytała Cerissa.
- Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby przebudziwszy się
pewnego ranka stwierdziła pani, że Imogena jest także pani
opiekunką czy kimś w tym rodzaju.
Cerissa potknęła się, robiąc kolejną figurę w menuecie.
- Sądzi pan więc, że... - wymamrotała.
- Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby Imogenie tak bardzo
na kimś zależało - wyjaśnił markiz niedbałym tonem. -
Zazwyczaj to mężczyzni starali się ją zdobywać, lecz w
przypadku pana Harcourta sprawy przybierają zupełnie
odmienny obrót!
Cerissa poczuła lodowaty ucisk na sercu.  A więc to takie
są zamiary Sheldona! - pomyślała. - Pragnie poślubić bogatą
kobietę... kobietę, która byłaby w stanie zapewnić mu życie na
wysokiej stopie". Sala balowa zawirowała przed jej oczami i
znów się potknęła. Markiz chwycił ją za rękę.
- Czy zle się pani czuje?
- Trochę mi słabo - wyszeptała.
Odeszli na bok, a potem przeszli do przedsionka, gdzie
podawano zimne napoje. Markiz posadził Cerissę w
wygodnym fotelu, a sam udał się do bufetu, żeby jej przynieść
szklankę lemoniady. Przyjęła ją z wdzięcznością, czując
suchość w gardle. Było jej zimno, choć na sali panował upał.
Markiz usiadł obok niej. Ponieważ niemal wszyscy tańczyli, w
bufecie było niewiele osób.
- Czy czuje się pani lepiej? - zapytał markiz.
- Odrobinę... dziękuję panu - wyszeptała. - Myślę, że...
powinniśmy podejść do... pańskiej siostry.
- Nie ma się co śpieszyć - rzekł markiz. - Chciałbym ci
wyznać moje uczucia...
- Nie tutaj... nie teraz - przerwała mu gwałtownie.
- Czemu nie? - zapytał markiz. - Nigdy nie mam okazji,
żeby ci to powiedzieć. Nie śpię w nocy, bo wciąż rozmyślam o
tobie.
Namiętność w jego słowach sprawiła, że Cerissa
poderwała się z miejsca.
- Wielmożny pan Harcourt będzie niezadowolony, jeśli
się dowie, że byłam tu sama z panem.
- Tam do licha! On teraz z pewnością nie myśli o tobie! -
zawołał markiz.
Ale Cerissa już szła w stronę sali balowej, więc markiz był
zmuszony podążyć za nią. Lady Imogena spojrzała na nich
zaskoczona, kiedy pojawili się obok. Wyraz jej oczu
świadczył o tym wyraznie.
- Przecież taniec się jeszcze nie skończył - powiedziała
oschle.
- Cerissa zle się poczuła - wyjaśnił markiz. - W sali
balowej jest duszno i gorąco.
Sheldon spojrzał na Cerissę, po czym zapytał:
- Czy wciąż zle się czujesz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates