[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zniknięciem. Dlatego chciałem wam donieść, że jestem zdrów i cały.
— Och! — krzyknęła Dina. — To pan... — ugryzła się w język. — Gdzie pan jest?
Dlaczego pan to zrobił?
— Jestem w bezpiecznym miejscu — odparł. — Nikt mnie tu nie znajdzie. Wy-
niosłem się, bo... Zdaje się, że już wiem, jak się wszystko rozegrało. Nie martwcie się
o mnie.
— Niech pan czeka! — gorączkowała się Dina. — Niech pan jeszcze nie kładzie słu-
chawki. Chcemy pana ostrzec. My, zdaje się, też wiemy już wszystko. To była zemsta. On
pewnie będzie pana także szukał. Pan był przecież wmieszany... Pan rozumie, co mam
na myśli... On... ten młody człowiek, który kochał tamtą dziewczynę...
W słuchawce przez chwilę trwało milczenie. Potem padło pytanie:
— O czym wy, u diabła, mówicie?
— Proszę pana — usiłowała wytłumaczyć Dina — znalazłyśmy te papiery, które
pani... pan już wie, kto... które ona ukryła. Myśmy je teraz schowały bezpiecznie. Ale
przeczytałyśmy. Wiemy wszystko. Widziałyśmy fotografię, na której pan jest przed te-
atrem z... pan już wie, z kim... Czytałyśmy wycinki z prasy.
— Proszę was, zechciejcie mi wierzyć! — mówił głos w telefonie. — Rozumiem, co
149
przypuszczacie. Ale to było inaczej. Dzieci kochane, nie chcę, żebyście tak o mnie my-
ślały! Uwierzcie! Byłem całkowicie niewinny. Nie miałem o niczym pojęcia. Dopiero po
niewczasie zorientowałem się, do czego mnie użyto. Było już wtedy za późno. Błagam
was, wierzcie!
— Wierzymy panu — szybko odpowiedziała Dina. — My wierzymy. Ale tamten...
Pan wie, o kim mówię... Tamten człowiek nie wie, że pan jest niewinny. Może nie ze-
chce w to uwierzyć. Może nie da panu sposobności i czasu, żeby się pan usprawiedliwił.
Niech pan się strzeże! On tak długo czekał na możliwość zemsty!
Znowu zaległa cisza. Potem pytanie:
— O kim wy mówicie?
— O tym młodym człowieku, który był w niej zakochany... — powiedziała Dina.
— Och, Boże! — w telefonie głos zadrżał nieomal śmiechem. — Tylko jeden młody
człowiek kochał Betty: właśnie ja.
— Chwileczkę! — krzyknęła Dina. Nasłuchiwała jednak daremnie. Spróbowała jesz-
cze zastukać widełkami, wreszcie dała za wygraną. — Nie ma go już! Położył słuchaw-
kę!
— W każdym razie wiemy, że jest bezpieczny — z ulgą stwierdziła April. — Jak do-
tąd... Co ci powiedział?
Dina powtórzyła jej słowa pana Sanforda. Siostry patrzyły na siebie oszołomione.
— Już teraz nic nie rozumiem — powiedziała April.
— Ja też nie — przyznała się Dina. — W dalszym ciągu jednak uważam, że trze-
ba zbadać bliżej osobę Ruperta van Deusena. Ale ty chciałaś mi coś powiedzieć, kiedy
dzwonek telefonu nam przerwał.
— Nic ważnego — szepnęła April. Chciała wyznać Dinie swój sekret, ale chwila zda-
wała się nieodpowiednia. Wolała najpierw dowiedzieć się czegoś więcej o Rupercie van
Deusenie. — Mamusia lada chwila zejdzie. Mamy jeszcze masę do zrobienia w kuchni.
Dina pobiegła do kuchni.
— Wiesz, nakryjemy dzisiaj na werandzie. To przecież wielkie święto. A kiedy Archie
wróci z bukietem... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates