[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ma pan chyba rację powiedział po chwili namysłu Sołowiow. Lecz w Andach wylądował chyba jeszcze
jeden statek kosmiczny. Musimy to sprawdzić.
Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę kotlinę z tektytami i kółko Indianina przypomniał Osborne.
Tak, jeszcze ta kotlina powtórzył Sołowiow z odcieniem wątpliwości w głosie. Bo ostatecznie Indianin
mógł otrzymać to kółko z tej właśnie kryjówki... Jest jeszcze sporo innych niejasnych punktów. Chciałbym jednak
przedstawić dalszy ciąg moich przypuszczeń. A więc nieznaczna tylko część mieszkańców Marsa opuściła swą
planetę. Co się stało z resztą, z większą częścią ludności? Jeżeli przypuścimy, że wszyscy zginęli lub stracili
zdolność posiadania potomstwa, oznaczałoby to, że dziś, po upływie przeszło trzech stuleci, planeta jest nie
zamieszkana.
To niemożliwe! zawołał Osborne. A wybuchy, które pan obserwował w tym roku!
Właśnie o to mi chodzi! ciągnął dalej Sołowiow. Wybuchy te bezsprzecznie wywołane zostały w
sztuczny sposób, świadczą więc, że na Marsie żyją również dziś istoty rozumne.
Ale w jaki sposób ocalały? Może katastrofa nie była
aż tak grozna? posypały się pytania. I dlaczego Marsjanie dotychczas nie dawali znaku życia?
To należy wyjaśnić. Po pierwsze, mogli istotnie przesadnie ocenić stopień zagrożenia planety, jak to się
mówi, strach ma wielkie oczy. Wydaje się, że posiadali w owym czasie jakieś środki, mogące w pewnym stopniu
osłabić zabójcze działanie promieni kosmicznych. Nie znamy, rzecz jasna, siły strumienia, który zagroził Marsowi
w XVI wieku. Ale z ich kroniki filmowej widać, że walczyli z tym kataklizmem stosowali środki służące albo do
dezak-tywizacji organizmu lub też środki profilaktyczne, organizowali pogadanki dla ludności być może,
propagowali środki profilaktyczne lub lecznicze, usiłując dodać otuchy...
A propos dodał Osborne czy zwrócił pan uwagę na przezroczystą kopułę nakrywającą miasto
Marsjan? Może tworzywo, z którego została zrobiona, nie przepuszczało promieni kosmicznych?
To dlaczego Marsjanie umierali na ulicach? zadałem pytanie.
Można przypuszczać, że kopuły nad miastami zostały zbudowane po to, aby ich mieszkańcy mieli lepsze
warunki życia odparł Osborne. Nie umieli zbudować kopuły nad całą planetą (jak to radził zrobić Ciołkowski
nad Ziemią, by stworzyć idealne, bezpieczne warunki istnienia), zresztą było to im niepotrzebne. Jasne jest, że
choć aż do momentu katastrofy warunki życia na Marsie, z naszego punktu widzenia, były bardzo surowe, to
jednak Marsjanie przystosowali się do nich, pogorszenie bowiem następowało stopniowo, ze stulecia na stulecie;
rzeki wysychały, było coraz mniej roślin, a powietrze stawało się rzadsze, zimniejsze i bardziej suche. Wobec
tego Marsjanie budowali kanały i wieże ciśnień, sadzili rośliny na piaskach, by powstrzymać ich posuwanie się,
nakrywali miasta kopułami dla klimatyzacji i regulacji temperatury. A jednocześnie przygotowywali się do lotów
międzyplanetarnych, by w razie potrzeby opuścić swą zbyt surową ojczyznę... Ale jest dla mnie jasne, że duża
część ludności
miast wyruszała częściej lub rzadziej poza ich obręb do pracy w polu lub w przedsiębiorstwach przemysłowych,
mądrze rozmieszczonych poza granicami miast. Właśnie ci Marsjanie, szczególnie przed wprowadzeniem
środków zapobiegawczych, mogli ponieść szwank wskutek promieniowania kosmicznego. A ich zagłada wywołała
panikę wśród mieszkańców miasta. Przecież nie każdy potrafi zachować zimną krew w obliczu
niebezpieczeństwa, na dobitkę tak nieoczekiwanego, groznego i nieodwracalnego!
Sądzę, że nie będę w błędzie, jeśli dodam, że szerzeniu paniki bardzo sprzyjało zachowanie się kół rządzą-
cych, które rzuciły się do haniebnej ucieczki powiedział Sołowiow. Musiało to wywołać przekonanie, że
wszelka walka ze śmiercionośnymi promieniami jest beznadziejna! W istocie rzeczy wcale tak zle nie było
czego dowodem są ostatnie wybuchy na Marsie. Oznacza to, że spora część ludności mimo paniki ocalała.
Przecież nie wszyscy biegli na rakietodromy, by gwałtem zdobyć miejsca w rakietach, nie wszyscy zginęli od
zabójczej broni straży i niemniej straszliwego promieniowania, przed którym na otwartym terenie, z dala od
miasta, nie było ratunku. Ci zaś, którzy nie opuścili miasta i otrzymali szczepionkę, mogli uratować się.
Oczywiście, katastrofa musiała wyrządzić kolosalne szkody w życiu planety. Mnóstwo Marsjan zginęło lub ciężko
chorowało; przez długi czas rodziły się potworki i dzieci niezdolne do życia; gospodarka uległa całkowitej ruinie, z
którą trudno było walczyć w tych warunkach. Wydaje mi się na przykład, że częste burze piaskowe na Marsie
stanowią jeden z dalszych skutków owego kataklizmu.
Bez wątpienia! ucieszył się Osborne, oceniając trafność tej myśli. Jakoś nie wpadłem na tę koncepcję.
Marsjanie musieli w łych warunkach zrezygnować z wielu rzeczy. Zrezygnowali z sadzenia roślin na wydmach
piaszczystych i przegrali wskutek tego pojedynek z wiatrem i piaskiem.
Sołowiow i Osborne mówili o sadzeniu roślin na Marsie w taki sposób, jak gdyby sami brali w tym udział.
Lecz słuchaliśmy ich wywodów z zachwytem. Nawet Men-doza był tym razem całkowicie przekonany.
No i rzecz jasna, musieli na długo zrezygnować z myśli o lotach międzyplanetarnych ciągnął dalej Solo-
wiow. Oto, jak mi się wydaje, odpowiedz na pani pytanie, Maszo. Dopiero po upływie trzystu lat mogli powrócić
do swego starego i już urzeczywistnionego kiedyś marzenia. Teraz będą to starannie przemyślane loty, po-
przedzone odpowiednio przygotowanym zwiadem, mające na celu ważne zadania naukowe, nie będzie to
paniczna ucieczka, podczas której uczeni zapewne nie otrzymali miejsca na pokładzie statku kosmicznego!
To jest bardzo prawdopodobne! rzekł Osborne. Właśnie dlatego, jak sądzę, przylot Marsjan na Ziemię
nie zostawił po sobie prawie żadnych śladów. Część statków zginęła zapewne podczas lotu, wskutek
niedostatecznego przygotowania pilotów i mechanizmów. A ci, którym udało się dotrzeć na Ziemię, stracili głowę
w skomplikowanych, obcych warunkach i nie zdołali się tu zaaklimatyzować.
itNie jest wykluczone, że byli oni w pewnym stopniu dotknięci promieniowaniem kosmicznym i po przybyciu
na Ziemię w krótkim czasie wymarli, nie pozostawiając potomstwa dodał Sołowiow.
A jeśli mimo to jednak ich potomstwo żyje w jakimś zakątku Ziemi? zawołał z lękiem czy entuzjazmem
Kostia Lisowski. Jako czystej krwi Marsjanie lub jako hybrydy Marsjan i ludzi! Chciałbym ich zobaczyć!
Mendoza usłyszawszy te słowa mruknął coś i splunął.
Więc możemy się spodziewać nowej -wizyty Marsjan? zapytał Pietia Wieniewcew. Trudno mi w to
jakoś uwierzyć!
Na miłość boską, jak można w to uwierzyć? wymamrotał Mendoza dysząc ciężko. Te potwory miałyby
przylecieć do nas? Nie, w takim razie nie ma po co żyć!
Dlaczego potwory? obraził się Osborne. Nie można mierzyć wszystkiego swoją miarką. Gdyby tak
było, musielibyśmy uważać, że Murzyn w porównaniu z białym również jest potworem...
Murzyn? Oczywiście! Przecież jest czarny! powiedział Mendoza z głębokim przekonaniem.
...i Chińczyk, i Indianin ciągnął dalej Osborne. Powstaje pytanie, dlaczego mielibyśmy uważać za ideał
wygląd białego człowieka lub w ogóle mieszkańca naszej planety?
Były to słuszne myśli, lecz Mendozę poruszyły do żywego.
Panno Zwięta, jak można tak mówić? zawołał. Czy można, na przykład, porównywać jakąś Murzynkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates