[ Pobierz całość w formacie PDF ]
myślał. Nie wiedzą, a mimo to strzelają śrutem!
To było niewybaczalne. Poczuł gniew, ale opanował się. To rewolwerowcy.
Lepiej wierzyć, że jeszcze nie doszli do siebie po uderzeniu w głowę, niż po-
dejrzewać, że mogliby zrobić coś takiego świadomie, nie zważając, kogo mogą
zranić lub zabić.
Będą oczekiwali, że rozpocznie ogień lub zacznie uciekać.
Zamiast tego czołgał się po podłodze. Poranił sobie obie dłonie i kolana o ka-
wałki potłuczonego szkła. Ból sprawił, że Jack Mort odzyskał przytomność. Ro-
land był rad, że Jack Mort powrócił. Będzie go potrzebował. Nie przejmował się
jego rękami i kolanami. Bez trudu mógł znieść taki ból, a rany odniosło ciało
potwora, który nie zasłużył na nic innego.
Dotarł w pobliże resztek szyby wystawowej, na prawo od drzwi. Przyczaił się
tam, przygotowany do skoku. Rewolwer wepchnął do kabury.
Nie będzie mu potrzebny.
* * *
Co ty robisz, Carl? wrzasnął O Mearah.
Oczami duszy nagle ujrzał nagłówek w Daily News : POLICJANT ZABIJA
CZTERY POSTRONNE OSOBY PODCZAS INTERWENCJI w APTECE.
Delevan zignorował go i wprowadził nowy nabój do komory.
Załatwmy tego gnoja.
* * *
Wszystko potoczyło się dokładnie tak, jak się spodziewał Roland.
Rozwścieczeni tym, że tak łatwo dali się wyprowadzić w pole i rozbroić przez
293
człowieka, który wydawał im się równie łagodny jak inne owieczki wędrujące
ulicami tego niekończącego się miasta, jeszcze oszołomieni po niedawnym urazie,
wpadli do środka. Pierwszy wbiegł ten idiota, który strzelił z flinty. Sunęli lekko
pochyleni, jak żołnierze atakujący pozycje wroga, i jedynie to świadczyło o tym,
że spodziewali się zastać go w środku. Byli raczej przekonani, że już opuścił sklep
tylnym wyjściem i ucieka zaułkami.
Dlatego przebiegli po chodniku, powodując głośny chrzęst szkła, a kiedy ten
z flintą szarpnięciem otworzył drzwi z wybitymi szybami i wpadł do środka, re-
wolwerowiec zerwał się i splecionymi dłońmi uderzył w kark posterunkowego
Carla Delevana.
Zeznając przed komisją dochodzeniową, Delevan twierdził, że nie pamięta
niczego od chwili, gdy przyklęknął u Clementsa i zobaczył leżący pod ladą port-
fel. Członkowie komisji uważali, że w tych okolicznościach zanik pamięci jest
piekielnie wygodny, i Delevan miał szczęście, wykpiwszy się sześćdziesięcioma
dniami zawieszenia w obowiązkach, bez wypłaty poborów. Roland jednak uwie-
rzyłby mu, a nawet, w innych warunkach (na przykład, gdyby ten dureń nie strzelił
śrutem, mimo że w sklepie mogło być mnóstwo postronnych osób), mógłby mu
współczuć. Kiedy po półgodzinie drugi raz obrywa się po głowie, można się spo-
dziewać lekkiej amnezji.
Gdy Delevan bezwładnie jak wór fasoli padał na podłogę, Roland wyrwał mu
z ręki strzelbę.
Stój! wrzasnął z gniewem i niepokojem O Mearah.
Zaczął unosić magnum Grubego Johnny ego, lecz było dokładnie tak, jak Ro-
land przypuszczał: rewolwerowcy tego świata byli żałośnie powolni. Zdążyłby
zastrzelić O Mearaha trzy razy, ale nie było takiej potrzeby. Po prostu machnął
strzelbą. Kolba zatoczyła w powietrzu wznoszący się łuk i z suchym plaśnię-
ciem trafiła w lewy policzek O Mearaha. Ten odgłos przypominał dzwięk kija
baseballowego, uderzającego w bardzo silnie rzuconą piłkę. Dolna połowa twa-
rzy O Mearaha nagle przemieściła się ponad cal w prawo. Trzeba było pózniej
przeprowadzić trzy operacje i założyć cztery stalowe śruby, żeby poskładać mu
szczękę. Stał tak przez chwilę, a jego oczy wyrażały niebotyczne zdumienie, za-
nim postawił je w słup. Kolana ugięły się pod nim i upadł na podłogę.
Roland zatrzymał się w progu, nie zwracając uwagi na syreny nadjeżdżających
radiowozów. Chwycił śrutówkę i kilkakrotnie przeładował ją, wysypując grube
czerwone naboje na ciało Delevana. Zrobiwszy to, rzucił na niego rozładowaną
broń.
Jesteś niebezpiecznym głupcem, którego należałoby posłać na zachód
powiedział do nieprzytomnego. Zapomniałeś oblicza twego ojca.
Przestąpił leżącego policjanta i podszedł do cicho warczącego powozu rewol-
werowców. Wszedł do środka przez otwarte drzwi i usiadł za kierownicą.
294
* * *
Potrafisz prowadzić ten powóz? zapytał wrzeszczącego i bełkoczącego
stworzenia, które było Jackiem Mortem.
Nie uzyskał żadnej sensownej odpowiedzi. Mort tylko wrzeszczał. Rewolwe-
rowiec rozpoznał atak histerii, ale nie w pełni prawdziwy. Jack Mort specjalnie
doprowadził się do histerii, żeby uniknąć rozmowy ze swoim niesamowitym po-
rywaczem.
Słuchaj powiedział mu rewolwerowiec. Nie mam czasu, więc nie będą
tego ani niczego innego powtarzał. Zostało mi bardzo mało czasu. Jeśli nie
odpowiesz na moje pytanie, wbiję twój prawy kciuk w twoje prawe oko. Wepchnę
go, najdalej jak zdołam, a potem wyrwę ci gałkę oczną i rozgniotę ją o siedzenie,
jak glut z nosa. Doskonale poradzę sobie z jednym okiem. A poza tym ono i tak
nie jest moje.
Nie potrafił okłamać Morta, tak samo jak Mort nie mógł okłamać jego: ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates