[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jeszcze kilka pyknięć, słychać bulgotanie w środku hukki i gotowe. Fajka jest
przygotowana, ceremonia palenia rozpoczęta.
Jest w tym rytuale jakiś wielki spokój, a słodko pachnący, dyskretnie
wydmuchiwany dym jeszcze pogłębia ten nastrój.
Moją uwagę przykuwa kawałek gazety, w którą zawinięty był tytoń. Skrawek
jest pokryty czarnym drukiem, niestety nic nie potrafię przeczytać. Tekst jest po
persku, ale układ ma typowy dla zachodnich gazet. Nad kolumnami tekstu,
złożonego drobnym drukiem, widnieją tytuły pisane dużymi, wytłuszczonymi
literami. Każda strona ma sześć kolumn. Staram się cokolwiek zrozumieć, ale nawet
cyfry pisane są po arabsku.
- Czyta wszystko, nawet gazetę po tytoniu - mówi babka, zwracając się do
kompana od fajki.
Kaśinath siedzi w pełnej szacunku pozie. Podnosi wzrok i kręci głową w geście
po trosze aprobaty, po trosze troski o dziewczynkę, która nie zostawi w spokoju
nawet kawałka zaplamionej gazety. Wszyscy czytają wszelkie gazety, jakie wpadną
im w ręce, i po angielsku, i w urdu. Niemniej jest to przede wszystkim zajęcie
mężczyzn.
Mimo długiej tradycji literackiej nie mamy swojego języka. Utwory zostały
spisane w zapożyczonych językach. Teraz, jeśli idzie o teksty pisane, używamy
angielskiego, urdu i hindi. Prywatne rozmowy prowadzone są po kaszmirsku,
oficjalne w urdu, a jeśli ktoś chce w stanowczy sposób uciszyć oponenta, rzuca kilka
zdań po angielsku. Zazwyczaj skutkuje. Anglicy odeszli, pamięć o nich pozostała.
Dobrze nam w trójkę. Biorę do ręki ołówek i portretuję tamtych dwoje, Dhannę i
jej znajomego, palących wodne fajki. Oglądają
rysunek, babka dostaje ataku śmiechu. Urzędnik również ma ochotę roześmiać
się w głos, wie jednak, że nie może sobie na to pozwolić. Uśmiecha się więc tylko,
ale widzę, że od tłumionej radości aż mu drżą ramiona.
- Szalona dziewczyna - krztusi się babka. - Nie waż się tego komuś pokazać.
Obciąga mi sukienkę i przykrywa nią kolana. Zawsze to robi. Gdyby miała coś
do powiedzenia, zamiast sukienki nosiłabym śalwar kamiz, który zakrywałby
wszystko, od szyi po czubki palców u nóg. Rodzina mojego ojca jest jednak
niemądrze nowoczesna, a babka zna swoje miejsce. W końcu jej córka należy teraz
do kogoś innego.
Krewni często odwiedzają dom Dhanny. Przynoszą kłącza lotosu, kruche i
chrupiące, albo już usmażone i miękkie, czerwone i białe kwiaty lotosu oraz nasiona
- cierpkie, i na wpół dojrzałe, a także całkiem dojrzałe w twardej, czarnej skorupce.
Przynoszą również jagody morwy, smażony albo prażony groch, kalarepki, pikle i
przyprawy. W Kaszmirze jest za zimno, by można było uprawiać trzcinę cukrową,
dlatego, poza budyniem z ryżu, niewiele mamy lokalnych słodyczy. Goście babki,
wychodząc, zabierają ze sobą równie różnorodny asortyment darów. W obecności
Dhanny czują się onieśmieleni, ale wszyscy bardzo ją kochają. Jest seniorką rodu i
to daje jej szczególną pozycję. Myślę jednak, że na zupełnie wyjątkowe miejsce w
rodzinie zasłużyła sobie przede wszystkim swoją kryształową uczciwością,
prawością i szczerością. Nikt, poza mną, nie zwraca uwagi na hukkę. Jest rzeczą
samo przez się zrozumiałą, zupełnie naturalną, że babka popala fajkę wodną.
Ciekawe, jak zareagowałyby siostry zakonne z mojej szkoły, gdybym
powiedziała, że moja babka pali fajkę wodną z chudym, niskim człowieczkiem w
ciężkim, szafranowym turbanie na głowie. Ja, która niedawno grałam świętą
Bernadetę z Lourdes dla biskupów z południa Indii! Ale zakonnice utrzymują
kontakty z irlandzkimi ojcami nauczającymi w szkole dla chłopców. Księża
odwiedzają je, razem jadają obiady i śpiewają pieśni. Poza tym uczą nas piosenek
takich jak: W piwnicy ciemnej siedzę sam nad szklanką pełną piwa".
Przypuszczam zatem, że fajką nie byłyby zszokowane. Szafranowego turbanu i
gęstych bokobrodów mogłyby jednak nie znieść.
Kiedy babka zaczęła palić hukkę?
W domu drugiego dziadka nie mogę mówić o nałogu Dhanny. Kiedyś podczas
obiadu wspomniałam, że babka pali fajkę. Wszyscy natychmiast zamilkli.
Oczywiście wiedzą, że pali, ale o tym nie mówią. Współczesne światowe kobiety
nie palą hukki. Szeptem zostaję pouczona, że nie powinnam mówić o takich
rzeczach. Dostrzegam przewrotny błysk w oczach dziadka Zjamdzego. Bardzo lubi
rodziców synowej, a wprost uwielbia, kiedy któreś z dzieci wyskoczy z jakąś
krępującą wiadomością.
W domu również mamy fajkę wodną. Pali tylko dziadek Zjamdzi. Jego hukka
ma więcej elementów metalowych niż drewnianych, jest wysoka, wygięta, a cybuch
jest znacznie dłuższy. Dziadek może pykać fajkę, siedząc na kanapie czy na krześle.
Dzieli tę przyjemność z wieloma gośćmi. Raz w roku pali fajkę wspólnie z głównym
zarządcą wiejskiej posiadłości, który rokrocznie przywozi ryż z rodzinnego
majątku.
Chłopi z naszej wsi przyjeżdżają do miasta po żniwach. Przybywają
niezapowiedziani, a za nimi ciągnie się sznur osłów objuczonych jutowymi
workami ze zbożem. Nie ma telefonów, toteż dokładny dzień ich przybycia nigdy
nie jest znany, niemniej wiemy, kiedy się można ich spodziewać. Chłopi na
ramionach wnoszą worki do kuchennej części domu, gdzie znajduje się spichlerz.
Zwierzęta chwilowo tłoczą się na ulicy. Dziwni goście na ulicach miasta.
Tylko rządca wchodzi do salonu. Słomiane sandały zostawia na zewnątrz, na
macie z włókna kokosowego. Jest wysokim, chudym mężczyzną, mocno ogorzałym
od słońca. Ma niesamowicie długie stopy. Powszechnie uważa się, że to
charakterystyczna cecha wieśniaków. Nogi ma powalane błotem i ziemią, ale
ubrany jest w swój najlepszy kaftan, na ramię zarzucił złożony, ceremonialny,
brązowy wełniany szal-koc. Na zniszczonej łuszczycą głowie nosi spiczastą białą
czapeczkę haftowaną złotymi nićmi. Zarządca sadowi się tuż obok dziadka. Siedzi
na dywanie, dzieląc z dziadkiem poduszkę. Nawet w pozycji siedzącej jest o dobrą
głowę wyższy od dziadka. Chłop jest milczący, zachowuje się z godnością. Dziadek
zadaje kilka ogólnych pytań na temat pól ryżowych. Darzy zarządcę zbyt wielkim
szacunkiem, żeby wypytywać go szczegółowo.
Muzułmańscy służący przygotowują dla chłopów słoną herbatę z mlekiem i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates