[ Pobierz całość w formacie PDF ]
By ł na ty le uprzejmy, że zignorował jej słowa.
- Mniejsza z ty m, tak naprawdę zadzwoniłem do ciebie, żeby ci powiedzieć&
-Tak?
- Wiem, co znaczy stracić swoich ludzi, i wiem, co znaczy by ć opuszczony m przez ty ch, którzy powinni stać za tobą murem. To nie by ła twoja wina. Postawiono cię w nieprawdopodobnej sy tuacji. Staraj się ty lko zapamiętać jedno. Choć nie
zawsze możesz mieć wpły w na to, co my ślą o tobie inni, to zawsze masz wpły w na to, co sama o sobie pomy ślisz.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Wciąż sły szała po drugiej stronie jego oddech. -Al Fay ed?
- Mów mi Fade.
- Dlaczego naprawdę do mnie zadzwoniłeś? Znowu ten sam beztroski, krótki śmiech.
- Chy ba dlatego, że nie mam z kim porozmawiać.
Potem połączenie zostało przerwane, a Karen wpatry wała się przez kilka sekund w słuchawkę, zanim zaczęła wy bierać numer na policję.
Rozdział dwudziesty
Duża tablica na kółkach, którą specjalnie sobie kupił, zajmowała niemal całą wolną przestrzeń w pokoju i żeby przeczy tać, co na niej napisał, Egan musiał położy ć się bokiem na hotelowy m łóżku. Zaciągnięte, ciężkie kotary przesłaniały
bezchmurne niebo, jeszcze bardziej potęgując poczucie klaustrofobii i nadając zapuszczonemu wnętrzu wy gląd i woń wilgotnej groty.
Egan przeczy tał kartotekę Fade a od deski do deski. Zapoznał się też z kartotekami ludzi, z który mi tamten walczy ł - w zasadzie przeczy tał
wszy stko, co na temat Salama al Fay eda znalazł w archiwach rządowy ch.
Rezultaty nie by ły oszałamiające. Połowa tablicy wciąż świeciła pustką, a na drugiej spisane by ły pomy sły, które mógłby uznać co najmniej za wątpliwe. Próbował się na nich skupić, ale po chwili uświadomił sobie, że gapi się ty lko w butelkę
piwa, która stała chwiejnie na jego klatce piersiowej.
Nie trzeba by ło wiele czasu, by w jego głowie zaczęły się piętrzy ć my śli p Elise i Kali. Usiłował je odegnać, ale niełatwo by ło je pokonać. Po upły wie jałowej półgodziny wy ciągnął telefon komórkowy i zadzwonił do domu.
- Halo? - usły szał.
- Co robicie?
- Cześć, Matt. Właśnie skończy łam rozmawiać z Char-liem. Omawiamy wy danie pły ty.
Charlie to szef wy dawnictwa fonograficznego Elise, cał- ) kiem przy zwoity facet, z niewiadomy ch powodów niezmiernie oddany jej mało dochodowej karierze.
- Uda ci się dotrzy mać terminu?
- Nie powinnam z ty m mieć problemu. Musimy już jed-129
nak ostro zaczy nać próby i jak najszy bciej wejść do studia. Mam nadzieję, że kilka piosenek uda się nam przy gotować na koncert w Waszy ngtonie w przy szły m ty godniu. Powinniśmy je wy próbować przed prawdziwą publicznością.
- Przepraszam, że nie mogę ci teraz pomóc przy Kali.
- Nie ma sprawy. Jakoś sobie radzę. Kiedy wracasz do domu?
- Okazało się, że to zajmie o wiele więcej czasu, niż się spodziewałem.
Wrócę za jakiś czas.
- Cóż, gnębienie ludu to czasochłonne zajęcie.
- Wiedziałem, że mnie zrozumiesz.
- Ale wezmę rewanż. Jeśli się nie my lę, Charlie będzie chciał, żeby m wy dłuży ła trasę koncertową. Możliwe, że nawet do trzy dziestu miast.
- To chy ba niezle - wy mamrotał Egan. - Musiał się wreszcie przekonać do twoich piosenek.
- Czuję, że jesteś trochę przy gnębiony, Matt. Wszy stko w porządku?
- Siedzę w hotelu i czekam na nie kończące się, nudne zebrania, wiesz, jak to jest.
- Na pewno ty lko ty le?
Nie po to dzwonił, żeby sprawdzić, czy żona zauważy jego przy gnębienie.
Właściwie po co dzwonił? %7łeby sobie uprzy tomnić, że prawdopodobnie już nigdy jej nie zobaczy?
- Ach, ktoś puka do drzwi - skłamał. - Muszę już kończy ć.
- Kali podskakuje i próbuje wy rwać mi słuchawkę. Powiedz jej chociaż dzień dobry.
-Elise, ja&
- Tata! Cześć. Tata?
W jej głosie by ło ty le podniecenia i ufności, że jakoś zaparło mu dech.
- Cześć, słonko, co sły chać w szkole?
- Zostanę gimnasty czką.
/ - O, to dość nagła decy zja. Jaką gimnasty czką?
- Mieliśmy zajęcia sportowe i zrobiłam koziołka najlepiej z całej grupy i pani Rey nolds powiedziała, że mogłaby m zostać gimnasty czką. Taka gimnasty czką chodzi po takim czy mś i są takie poręcze, na który ch ona się kręci i&
130
W oddali usły szał głos Elise:
- Tato nie może za długo rozmawiać, Kali, musi pracować. Pózniej opowiesz mu o lekcji wuefu, dobrze?
- Dobra. Przy jdziesz jutro? Mogę ci pokazać&
- Jutro nie - powiedział Egan spokojny m głosem. - Ale już wkrótce, tak?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates