[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Obudziłem się, myśląc o Travisie... - powiedział.
- Czy wiesz, że ja też! - Daisy była zachwycona tą wspólnotą sennych
przeżyć.
- Zamierzam powiedzieć mu, że jestem jego prawdziwym ojcem -
oświadczył Kael.
- Zaraz, zaraz! - Poderwała się. - Posuwasz się za daleko. Musimy to
przemyśleć. Nie zaszkodzi jeszcze trochę poczekać.
No cóż, Daisy miała rację. Trzeba dokładnie to omówić. Znalezć
właściwy sposób poinformowania Travisa...
- Zgoda, poczekamy - odparł. - Kiedy mu powiemy?
- Nie mogę wyznaczyć terminu.
- Niby dlaczego?
- Bo nie jestem pewna,..
- Bo nadał mi nie ufasz? - Nastroszył się.
- Nie o to chodzi... - odparła, zdając sobie sprawę, że kłamie.
Kael to wyczuł.
- Daisy! Na miłość boską! - wykrzyknął. - Co się z tobą dzieje? Czy
miniona noc nie jest dostatecznym dowodem? Czy nie jest początkiem
naprawiania popełnionych błędów?
- Jest początkiem. Właśnie początkiem i niczym więcej po siedmiu
łatach złych wspomnień, których nie wymaże z pamięci jedna noc.
- Ani wiele nocy, jeśli będziesz chowała urazy jak bezcenny skarb!
Niemal wykrzyczał te słowa, był bowiem wściekły na siebie, że tak
pochopnie założył, iż miniona noc oznacza wybaczenie całej przeszłości.
- Nie krzycz na mnie - odparła zimnym głosem.
Kael z trudem powstrzymał się przed prawdziwym wybuchem.
- Dobrze. Niech będzie, jak chcesz - mruknął i oparty o wezgłowie łóżka
zapatrzył się w przestrzeń.
Milczenie obojga przeciągało się. Daisy zerknęła z ukosa i musiała
przyznać, że nawet w gniewie Kael wygląda wspaniale. Miała ochotę...
Właściwie na co miała ochotę... ? Wystarczyło wyciągnąć dłoń, by dotknąć
jego ramienia. Zachęcająco połyskiwała też jego obnażona klatka
piersiowa. Przemykały jej przez głowę obrazy minionej nocy.
Była zdumiona, że potrafiła tak całkowicie ulec i poddać się
pieszczotom mężczyzny. Przez lata tłamsiła w sobie wszelkie erotyczne
pragnienia i była pewna, że potrafi nad nimi panować.
A teraz, po nocy spędzonej z Kaelem, uświadomiła sobie, że gdyby on
teraz ją opuścił, zniszczyłby ją całkowicie.
Poczuła ból w okolicach serca. I lęk. A jeśli on to zrobi? Może oddając
się Kaelowi, popełniła głupstwo? Może tylko dala się ponieść chwilowym
emocjom? Oddała się Kaelowi bez jednego słowa protestu. Ba, jeszcze
gorzej! Ona wszystko zainicjowała...
No cóż, co się stało, to się nie odstanie. I poza tym nie mogła nie
dostrzegać czułości, jaka ich połączyła.
Jednak za wszelką cenę trzeba chronić Travisa. Nie można dopuścić do
tego, by chłopiec dowiedział się, że Kael jest jego prawdziwym ojcem,
zanim ona nie zdobędzie stuprocentowej pewności, że Kael przy niej
pozostanie.
Sprawdzianem intencji Kaela okaże się przyszłe tygodniowe rodeo.
Mają na nie pojechać z Travisem, a potem udać się na przyjęcie do
Mickeya Standisha. Na przyjęciu będzie wielu fanów Kaela. Natychmiast
zaczną go zachęcać, by zrobił sobie operację kolana i wrócił na arenę.
Czy Kael potrafi oprzeć się poklaskowi tłumu? Czy będzie miał dość sił,
by odwrócić się do tego plecami? Czy jest zdecydowany wybrać rodzinę i
ojcostwo miast blichtru, taniego poklasku? Jeśli Kael przejdzie ten
przyszłotygodniowy test, to być może ona zgodzi się, by powiedział
Travisowi prawdę.
- Daisy...! - odezwał się cicho.
- Słucham?
- Możesz być pewna, że nigdy cię nie zawiodę. Przyrzekam ci to!
W miarę zbliżania się zapowiedzianego rodeo Daisy miała coraz
większe obawy. Przez minione siedem lat usiłowała ignorować ten
doroczny najważniejszy dzień w życiu miasteczka Eagleton. Tym razem
myślała o nim wyłącznie jako o dniu życiowej próby Kaela.
Zresztą wszyscy mieszkańcy nie pozwalali jej o tym zapomnieć. Tylko o
tym rozmawiano na ulicach i w sklepach, a kiedy poszła do fryzjera, kilka
klientek pytało ją o kolano Kaela i czy prędko wróci na arenę.
Już na kilka dni przed wielkim wydarzeniem roku ulice, domy
mieszkalne i sklepy udekorowane były trójkolorowymi szarfami,
kokardami w barwach narodowych. Próba była coraz bliższa.
Daisy i Kael zdecydowali, że pojadą z Travisem na rodeo. Nie było
sensu chować głowy w piasek. Kael sam musi uznać, że jego kariera na
arenie dobiegła końca. I sam musi dać sobie radę z konsekwencjami tego
faktu. Ona będzie go pilnie obserwowała i czekała na werdykt. Kogo
bardziej kocha - ją i własnego syna czy złudną i przejściową sławę.
Czekała z zapartym tchem na chwilę, kiedy mężczyzna, którego
kochała, odda się bez reszty życiu rodzinnemu, bez żalu, że dla rodziny coś
poświęca.
Kael także odczuwał przedziwną atmosferę mającego dopiero nastąpić
wydarzenia. W całym mieście wyczuwało się podniecenie. Poza tym
minęło dokładnie siedem miesięcy od jego wypadku. Siedem miesięcy
leczenia bólu i kuśtykania.
Nie był już tym samym Kaelem Carmodym, który przed siedmioma
miesiącami spadł z karku byka. Przede wszystkim nie miał prawa
podejmowania jakichkolwiek decyzji uzasadnianych wyłącznie własnymi
pragnieniami czy zachciankami. I po raz pierwszy w życiu doszedł do
wniosku, że są ważniejsze sprawy niż chwilowa sława i poklask dla jego
męskości.
Najciekawsze w tym wszystkim było to, że prowadzone przez niego od
niedawna nowe życie bardzo mu odpowiadało. Przed siedmioma laty
wzruszyłby pogardliwie ramionami, teraz zaczynał dochodzić do wniosku,
że zmarnował siedem lat...
Prawdziwą próbą męskości nie jest ujeżdżanie byka, ale umiejętność
kierowania rodziną i wychowywanie własnego syna, stworzenie mu jak
najlepszych warunków rozwoju, a żonie domu i miłej atmosfery.
Oczywiście podniecenie całego miasteczka udzielało się i jemu, ale nie
była to chęć powrotu na arenę. Już był gwiazdą. Już był podziwiany. Teraz
trzeba zająć się prawdziwym życiem.
- Pospieszcie się! - powtarzał raz po raz Travis, wyrywając się przed
Daisy i Kaela.
W kowbojskim stroju chłopiec był żywą kopią ojca. Poprzedniego dnia
udali się do Corpus Christi, aby odpowiednio wyposażyć Travisa. Kael,
patrząc teraz na małego, nie mógł oprzeć się myśli, że to wspaniałe mieć
takiego syna. I w ogóle taką rodzinę.
- Wszystkie dobre miejsca będą już zajęte - wyrzekał Travis. - Okropnie
się wleczecie...
- Jesteśmy starsi od ciebie, powolniejsi - odparł Kael z uśmiechem.
- E tam, wcale nie! Idziecie wolno, bo patrzycie na siebie, a nie pod nogi
- odparł chłopiec i pobiegł do przodu.
- Travis bardzo się zmienił - stwierdziła Daisy.
- Przede wszystkim otworzył się ~ zgodził się Kael. - Już nie jest taki
nieśmiały. Zauważyłem to w czasie naszych wypraw do miasta po zakupy.
- Tak, przebywał stale na farmie. Nie powinnam była tam go tak często
zostawiać.
- Robiłaś to, bo inaczej nie mogłaś...
- Jesteś dla niego dobry. I postępujesz z nim słusznie... - przyznała.
- Dziękuję za pochwałę. - Objął ją i pocałował.
Tylko baczny obserwator zauważyłby, że Kael kuleje. Usiłował trzymać
się prosto i iść równo, przenosząc umiejętnie ciężar ciała na zdrową nogę.
Miniony tydzień był także pełen napięć między nim a Daisy. Kael
zdawał sobie sprawę, że Daisy boi się, iż po tym dniu jej mąż może zwinąć
manatki i umknąć wraz z ekipą rodeo. Nie powinna się tego bać. Nie miał
zamiaru powracać do szaleństw przeszłości. %7ładne powaby rodeo nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates