[ Pobierz całość w formacie PDF ]

POGRYZIENI PRZEZ PSY
Wjechaliśmy w las. Myślałem, że Olbrzym ucieknie w jakąś boczną dróżkę, lecz on
słysząc ryk nadjeżdżającego pociągu przyśpieszył. Wpadliśmy na przejazd kolejowy.
Dwadzieścia metrów z prawej strony widziałem światła lokomotywy. Byłem gotów
wyskoczyć. Na szczęście zdążyliśmy. Klakson naciśnięty przez maszynistę jeszcze długo
ryczał. Bandyci w volkswagenie chyba zdążyli zahamować.
- Zwariowałeś?! - ryknąłem do Olbrzyma.
Nic nie odpowiedział. Zwolnił i jedną ręką wyjął z przemoczonego munduru
chusteczkę. Przetarł nią zalane deszczem gogle i obejrzał się za siebie. Pół kilometra za nami
znowu były światła ścigającego nas auta.
We wsi %7łelazno Olbrzym zwolnił przed skrzyżowaniem. Chciał chyba skręcić, ale się
rozmyślił. Kierowca volkswagena włączył światła halogenowe i wokół nas zrobiło się jasno
jak w dzień. Pędziliśmy dalej, w stronę wsi Bolejny. Minęliśmy już zabudowania, gdy nagle
na drogę wyskoczył jakiś pies. Olbrzym odruchowo przycisnął hamulec. Motocykl lekko
zatańczył na mokrej szosie. Wtedy bandyci zaczęli strzelać. Właściwie nie słyszeliśmy
strzałów przez grzmoty burzy. Ujrzałem jedynie jak asfalt wokół nas zagotował się.
Olbrzym skręcił w prawo, na drogę prowadzącą do lasu. Leśny dukt w potokach
deszczu zamienił się w bagno, jednak silnik motocykla pracował doskonale i mogliśmy jechać
dalej w bryzgach wody z kałuż. Nie wiedziałem, dlaczego Olbrzym nagle zgasił światło.
Minęliśmy jakieś słupki i ostro skręcił w prawo. Trochę nami zarzuciło. Kierowca auta
próbował dopaść nas na skróty przez łąkę i uderzył w słupki. Rozległ się łomot miażdżonej
blachy.
Dziennikarz uniósł rękę w geście zwycięstwa i prześlizgnął się pomiędzy rzędem
słupów dwadzieścia metrów od bandytów. Teraz zauważyłem, że Olbrzym wprowadził ich
prosto na poniemieckie zapory przeciwczołgowe. Były to betonowe przeszkody o średnicy
dwudziestu centymetrów, obite z zewnątrz centymetrowej grubości blachą. Wystawały z
ziemi na wysokość stu dwudziestu centymetrów.
Jechaliśmy przez mokrą łąkę. Niemiecki motocykl BMW był widocznie
przystosowany nie tylko dojazdy po pustyni, ale i po takim terenie. Przed nami była metrowej
szerokości struga. Bałem się, że w niej utkwimy. Bandyci już wysiedli z rozbitego auta i
zaczęli cło nas mierzyć z karabinów. Dwóch z nich miało kałasznikowy. Olbrzym jedynie
dodał gazu. Koła zabuksowały i ostro wyskoczyliśmy do przodu. Teraz zrozumiałem.
Mieliśmy przeskoczyć rzeczką wykorzystując to, że znajdujemy się na wyższym brzegu.
Silnik ryczał na najwyższych obrotach, gdy nagle znalezliśmy się w powietrzu. Wokół
gwizdały kule. Bandyci nie oszczędzali amunicji.
 To nasza szansa - pomyślałem.  Nie mają doświadczenia w strzelaniu z broni
automatycznej.
Motocykl po skoku twardo uderzył w ziemię. Olbrzym mocno odchylił się do tyłu,
żebyśmy nie zaryli przodem w trawie. Teraz już cały czas podskakiwałem w koszu na każdym
wyboju. Starałem się maksymalnie schylić. Olbrzym też prawie leżał na kierownicy.
Zastanawiało mnie, jakim cudem widzi, którędy mamy jechać.
Wyskoczyliśmy na asfalt i wtedy dosięgła nas zagubiona kula. Trafiła w przednią
oponę. Przez ryk silnika i grzmot burzy usłyszałem, jak Olbrzym przeklął. Puścił taką
wiązankę, której nie powstydziłby się żaden rzezimieszek. Byliśmy tak blisko oderwania się
od bandytów. Teraz oni, uzbrojeni biegli w naszą stronę.
Olbrzym znowu dodał gazu i odchylił się do tyłu starając się odciążyć przedziurawiona
oponę. Obręcz koła dotykała jednak asfaltu i gięła się. Na moment zasłoniła nas przed
bandytami kępa drzew i wtedy Olbrzym skręcił w lewo. Jechaliśmy wzdłuż ściany lasu mając
po prawej stronie łąkę i kolejna rzeczkę. Droga za mostkiem skręcała za wzgórze w lewo.
Dziennikarz znowu zakręcił w lewo i nagle zgasił silnik. W ostatniej chwili schyliłem głowę.
Wjechaliśmy przez szerokie drzwi do wnętrza bunkra.
- Masz nadzieję, że pobiegną dalej droga? zapytałem.
- Prawie na pewno - odpowiedział zsiadając z siodełka.
Nogi same się pod nim ugięły i padając uderzył plecami o ścianę.
- Tego bunkra nie widać z drogi, nawet gdy się patrzy na wprost niego - wyjaśniał. -
Mogą się jednak połapać i dalej nas gonić. Co z tego, że mamy umocnioną pozycję, skoro nie
mamy broni zażartował.
Bunkier był wybudowany przez Niemców w połowie lat trzydziestych. Składał się z
trzech pomieszczeń połączonych korytarzem. Do pierwszego, w którym byliśmy, prowadziły
szerokie drzwiczki. Nimi wtaczano do środka działko przeciwpancerne kalibru trzydziestu
siedmiu milimetrów. Przed atakiem wroga miała je chronić stalowa płyta grubości kilku
centymetrów. Jednak rozwój broni pancernej sprawił, że działka te na początku drugiej wojny
światowej były już mało skuteczne. W kolejnych pokojach znajdowały się strzelnice dla [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates