[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przepraszam. Annie prychnęła.
- Chyba rzeczywiście byłam trochę protekcjonalna. Ja też nie cierpię, kiedy ktoś mnie
tak traktuje. Zresztą nie tylko mnie, w ogóle nie znoszę takiego traktowania kobiet. Jeśli
jeszcze raz to zrobię, możesz mi przyłożyć.
- Nie omieszkam.
Obydwie kobiety roześmiały się głośno. Napięcie zniknęło.
- Przecież wiesz, że jestem po twojej stronie.
- Wiem.
- Chcę ci tylko powiedzieć, że nie stać cię już na życie takie jak dotychczas. Bardzo
mi przykro, Eve. Wolałabym, żeby było inaczej. Ale Tom... No cóż, sama wiesz.
Eve wiedziała. Tom, jak większość ludzi sukcesu, spodziewał się dożyć póznej
starości. Był chirurgiem u szczytu swych możliwości zawodowych i znakomicie zarabiał.
Sądził, że ma jeszcze mnóstwo czasu, by zacząć oszczędzać na starość.
Nie spodziewał się, że umrze w wieku pięćdziesięciu lat i zostawił rodzinę zupełnie
niezabezpieczoną.
Nie mieli, co prawda, długów, ale żyli na bardzo wysokiej stopie. Ubezpieczenie na
życie pozwoliło Eve i dzieciom przetrwać sześć miesięcy, ale pieniądze topniały bardzo
szybko. Prawdę mówiąc, byli już bankrutami, a nie można chyba odczuwać czegoś takiego
boleśniej niż podczas świąt Bożego Narodzenia.
- Popatrz tylko - powiedziała Eve, wskazując na kilka niewielkich paczek pod
choinką. - Dzieci będą w tym roku zawiedzone. Nie mogłam sobie pozwolić na zbyt wiele
prezentów, a zwykle dostawały ich całe sterty. Przez cały dzień tylko otwieraliśmy paczki.
- No wiesz, ja nigdy nie dostawałam wielu prezentów, więc wybacz, ale nie potrafię
im współczuć - wzruszyła ramionami Annie. - To znaczy współczuję im, ale nie z powodu
prezentów. Czy one zdają sobie sprawę, ile cię kosztowało utrzymanie domu do świąt?
- Nie, i nie chcę, żeby wiedziały. Dzieci nie powinny się martwić o pieniądze.
- Bzdury. Gdy miałam trzynaście lat, wiedziałam więcej o gospodarowaniu pieniędzmi
niż moi zaćpani rodzice. Nie musisz ich straszyć, ale powinnaś im szczerze powiedzieć, jak
wygląda sytuacja. Co w tym złego, jeśli się dowiedzą, że nie macie żadnych oszczędności?
Twoje dzieci są mądre i na pewno same już się tego domyśliły. Coś będziesz musiała im
powiedzieć, i to już niedługo. - Obróciła się i spojrzała na drzwi. - A właściwie to gdzie oni
teraz są?
...-Jii Stói
Eve uważała, że Annie nie ma pojęcia, o czym mówi. Miała czterdzieści trzy lata i
zaledwie pięć lat wcześniej wyszła za mąż, w dodatku za mężczyznę o trzy lata od siebie
młodszego. Nigdy nie pragnęła mieć dzieci i miała do nich stosunek taki jak do komarów
podczas pikniku.
- Są u przyjaciół. Ostatnio ciągle dokądś wychodzą. Chyba nie lubią być w domu -
odrzekła Eve, myśląc o tym, że przedtem dom zawsze był pełen ludzi. Teraz wydawał się
pusty jak mauzoleum. - Może jest tu zbyt wiele wspomnień.
Annie uśmiechnęła się smutno.
- Więc może przeprowadzka nie jest takim złym pomysłem?
Eve podniosła głowę i zobaczyła w niebieskich oczach Annie błysk zimnej prawdy.
Jej przyjaciółka miała rację. Dzieci nie były już szczęśliwe w tym domu. Ona też nie. Ich
życie tutaj płynęło wyłącznie siłą bezwładu. Dryfowali. Eve trzymała się tego miejsca w
nadziei, że jakimś cudem odzyska dawny świat, ten, w którym Tom podejmował większość
decyzji, a jej pozostawało tylko dbanie o szczegóły.
%7łyła jak we śnie, choć powinna była myśleć i starannie planować każdy następny
krok. Powinna zastanowić się, jaką pracę ma szansę znalezć, do jakich szkół mogłaby
przenieść dzieci, na jaką dzielnicę miasta będzie ją stać. Zamiast żyć przeszłością, musi się
skupić na przyszłości. Powinna też zająć się swoimi emocjami.
Tymczasem straciła wiele miesięcy na rozmyślaniach... Nie, uświadomiła sobie z
nagłą jasnością. Nie rozmyślała, tylko snuła się po pokojach, patrząc bezmyślnie na ulubione
przedmioty i podtrzymując próżną nadzieję, że jeśli uda jej się przetrwać w tym stanie jeszcze
trochę, to...
To co? Zdarzy się cud? Czy liczyła na to, że Zwięty Mikołaj wejdzie do domu przez
komin i położy jej pod choinką worek pieniędzy za to, że była grzeczna? Stojąc w kolejce w
supermarkecie z kilkoma kupionymi na wyprzedaży prezentami w koszyku, przekonała się, że
Zwięty Mikołaj nie przyjdzie do niej ani w tym roku, ani w następnym.
- Wystawię dom na sprzedaż - usłyszała własny głos. Kiedyś potrafiła szybko
podejmować decyzje i teraz poczuła ulgę, czując, że ta część jej samej odnalazła się. Tuzin
uśmiechniętych, brzuchatych i rumianych Mikołajów na stolikach wydał jej się nagle stertą
śmieci. Poczuła nagle ochotę, żeby wrzucić je wszystkie do pudełka, uprzątnąć pokład i
wyruszyć w drogę pod pełnymi żaglami.
- No, wreszcie! - zawołała Annie. - Boże, czy to znów nie zabrzmiało protekcjonalnie?
Bardzo cię przepraszam!
Eve potrząsnęła głową i wpatrzyła się we własne ręce, mocno zaciśnięte na kolanach.
Gdy wreszcie się odezwała, słowa popłynęły jak lawina.
- Annie, ja nic nie potrafię zrobić. Nic! Nie znam
się na podatkach, na hipotece, na planowaniu finansów. Boję się! Nie jestem do tego
wszystkiego przygotowana.
- Poradzisz sobie.
- Nie mam pojęcia, jak się podpisuje umowę wynajmu - mówiła Eve coraz szybciej. -
Ani jak się wylicza składki ubezpieczenia domu, samochodu, zdrowotne. Nawet nie wiem,
jakie pytania powinnam zadawać. Boże, gdzie ja znajdę pracę? Nie pracowałam od
dwudziestu lat! Muszę coś zrobić. - Urwała, zdziwiona. - Moje dzieci mają tylko mnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates