[ Pobierz całość w formacie PDF ]

moim bratem, uderzyłbym go w twarz.
Wzdrygnęła się.
- Na miłość boską! Proszę nie kłócić się z mojego powodu z bratem, to
sprawiłoby mi wielką przykrość.
- Wiem o tym. I ze względu na panią powściągnąłem się. Stosunki między
mną a bratem nie są serdeczne, znacznie bliżsi jesteśmy sobie z siostrą. Mój
brat jest człowiekiem zupełnie innego pokroju i właściwie jest nam obcy.
Proszę nie myśleć, że pani jest przyczyną tej obcości, ona istniała już od
dawna. A teraz proszę się już rozchmurzyć. Chciałbym, aby zachowała pani
radosne wspomnienie tego dnia. Czyż nie był piękny?
Pomyślała przejęta:  Muszę rozkoszować się każdą minutą".
- Tak, to był cudowny dzień i będę przechowywać jego wspomnienie całe
życie. Ma pan rację, takie letnie dni muszą pozostać w pamięci bez jednej
chmurki.
Popatrzyli na siebie ze wzruszeniem.
- Panno Kthe... kochana panno Kthe - wyszeptał. Zadrżała i lekko się
odsunęła.
- Nie, błagam, nie.
- Proszę nie mieć mi za złe, że nazywam panią po imieniu. Nie chcę być
wobec pani zbyt poufały. Wiem, co jestem winien pani i sobie. To wyszło z
głębi serca. Musiałem wypowiedzieć pani imię właśnie teraz, ten jeden raz.
Chciałbym powiedzieć jeszcze więcej, ale nie miejsce i czas na to. Będę
walczył o prawo wyznania pani tego. Nie wiem niestety, czy to się
urzeczywistni. Ale jedno muszę pani powiedzieć, nigdy w całym swoim życiu
nie byłem tak szczęśliwy jak dzisiaj. Czy nie gniewa się pani na mnie za te
słowa?
Czuła się ogromnie szczęśliwa. Odparła cicho, drżąc lekko.
- Nie, nie gniewam się na pana, jak mogłabym? Pana słowa są niezwykłe, ale
nie będę próbowała ich wyjaśniać, zachowam je tylko głęboko w sercu... na
zawsze. I proszę nigdy więcej tak do mnie nie mówić. Nie zapominajmy, jak
wiele nas dzieli.
Zasłonił ją sobą przed innymi spojrzeniami i patrzył badawczo w oczy.
- Dzisiaj nie będę tego pani wyjaśniał, ale mam nadzieję, że uczynię to
pewnego dnia. W każdym razie serdecznie pani dziękuję. A teraz proszę
wybaczyć, ale opuszczę panią, chcę rozważyć pani słowa. Poruszyły mnie one
do głębi.
Nie czekając na odpowiedz, odwrócił się i zmieszał z gromadą bawiących się
dzieci.
Kthe stała jeszcze chwilę jak we śnie. Ale dzieci wciągnęły ją zaraz do
zabawy.
Uroczystość powoli zbliżała się do końca. Słońce już zachodziło. Dzieci
miały wkrótce wyruszyć z lampionami.
Nastał zmierzch, gdy wszystkie dzieci trzymały już kolorowe świecące
lampiony. Na czele pochodu ruszyła orkiestra, powoli wchodzili w las.
Heinz i Kthe przyłączyli się do pochodu. Rose i Gert poszli za nimi.
- Nie chcemy zostać sami - powiedziała uśmiechając się Rose i stanęła
naturalnie u boku Heinza.
W ostatniej parze szli więc Gert i Kthe. Wszyscy milczeli, ale ich serca
rozmawiały w dobrze sobie znanym języku.
Rozdział siedemnasty
Rose i Gert zatrzymali się przy wejściu do parku, chcieli się pożegnać z
Kthe i Heinzem.
- A więc, dobrej nocy! I jeszcze raz dziękujemy za pomoc - serdecznie
żegnała się Rose.
- Dobrej nocy! Czy wolno mi też pani złożyć życzenia urodzinowe, z całego
serca życzę dużo szczęścia - ciepło zwróciła się do niej Kthe.
- Ach, dziękuję bardzo. I mam nadzieję, że wkrótce znowu się zobaczymy.
Może poświęci mi pani jeszcze odrobinę swego wolnego czasu. Zbliżyłyśmy
się do siebie w ostatnich dniach i nie będziemy już przecież przechodzić obok
siebie jak dwoje obcych ludzi - zapewniła Rose trzymając mocno dłoń Kthe.
- Proszę mi tylko dać znać, chętnie pani służę swoim czasem.
- Z pewnością to uczynię - odparła pogodnie Rose.
A teraz podeszła do stojącego z boku Heinza. Podała mu także rękę.
- Tę samą prośbę kieruję również do pana.
- A ja bardzo się cieszę, łaskawa panno - powiedział Heinz przytłumionym
głosem.
Rose przyglądała się uważnie jego twarzy. Ze wzruszenia lekko drżała.
- A czy pan złoży mi życzenia urodzinowe? - zapytała nieśmiało.
- Niech wszystkie moje myśli i uczucia będą urodzinowym prezentem dla
pani. Przykro mi, że nie mogę jutro złożyć pani życzeń.
- A co panu w tym przeszkadza?
- Mieszkam przecież po drugiej strome rzeki, a pani będzie miała wokół
siebie wspaniałe towarzystwo.
Rose westchnęła.
- Tak, wielu obojętnych mi ludzi. Mama upierała się przy tym przyjęciu
urodzinowym. A ja chętnie bym z niego zrezygnowała. Bliższe są mi życzenia
z tamtej strony rzeki.
- Gdybym tylko wiedział, jak mogę je pani przesłać. Zamyśliła się, a potem
popatrzyła na niego radośnie.
- Już wiem jak.
- A więc, jak? - zapytał przejęty.
- Właśnie sobie przypomniałam, że dałam jednej z przedszkolanek swój szal.
Nie wiedziała chyba, że odłączę się tu od pochodu. Proszę wziąć od niej ten
szal i przynieść mi go jutro po wyjściu z zakładów. Będę na pana czekała.
Serce biło mu niespokojnie. Domyślił się, że tą prośbą stwarzała okazję do
kolejnego spotkania.
Chwycił jej dłoń i podniósł do ust.
- Dziękuję, serdecznie dziękuję - powiedział cicho.
Uśmiechnęła się lekko speszona.
- A więc, do zobaczenia!
- Do zobaczenia, łaskawa panno - powiedział ogromnie szczęśliwy.
Tymczasem Gert żegnał się z Kthe. Ujął jej dłoń.
- %7łyczę dobrej nocy po tym męczącym dniu, panno Lindner.
- Och, nie jestem zmęczona, panie Ruhland.
- Chciałbym, aby mile pani wspominała ten dzień.
- Tak na pewno będzie.
- I nie zapomni pani, o czym oboje rozmawialiśmy?
- Nie, z pewnością nie. Westchnął głęboko.
- Ja także nie zapomnę tej rozmowy. I będę myślał nad tym, jak można
przerzucić most między naszymi domami.
- Jej dłoń drżała w jego uścisku, powiedziała niepewnie:
- Wiele mostów już wzniesiono, ale nie sądzę, żeby panu się to udało. Ale
szczęśliwa jestem, że ma pan taki zamiar. I jeśli nawet nigdy więcej się nie
zobaczymy, nie zamienimy bodaj słowa, to pozostanie wspomnienie
dzisiejszego dnia.
Objął mocno jej dłoń.
- Takie ma pani skromne życzenia, aleja chcę więcej. Będę walczył o swoje
szczęście. Pani jest kobietą, a kobiety rezygnują, ja jestem mężczyzną i dołożę
wszelkich starań, aby osiągnąć, o czym marzę. I jeśli będę przechodził obok
pani niewzruszony, to proszę pamiętać, że wewnątrz jestem zupełnie inny. Do
widzenia, panno Lindner.
- Do widzenia, panie Ruhland.
Jeszcze raz objął jej dłoń. A potem zwrócił się do Rose, która rozmawiała z
Heinzem.
- Chodzmy już, Rose.
I poszli wolno przez park.
Gert obserwował z boku twarz siostry. Wyraznie dzisiaj ujrzał, jak ona i
Heinz byli sobą zajęci. Odezwał się nagle:
- Co z tego będzie, Rose? Zadrżała.
- O czym myślisz, Gert?
Delikatnie pogłaskał jej rękę, którą wsunęła mu pod ramię.
- Przecież wiesz... Znam cię dobrze. Heinz Lindner nie jest ci obojętny.
- Nie zaprzeczę. Nie, nie jest mi z pewnością obojętny.
- I pytam cię jeszcze raz. co z tego będzie? Popatrzyła na niego
zdecydowanie.
- Będę odważnie bronić swego szczęścia.
Jej słowa napełniły go otuchą i uświadomił sobie, że i on wszystkiemu na
przekór będzie bronił swego szczęścia.
- Brawo, Rose!
- A więc jesteś po mojej stronie.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Ale jak to rozumiesz, Gert?
- Czy nic nie zauważyłaś? Kobiety mają na to zwykle wyostrzony wzrok.
Ale ty przecież byłaś zbyt zajęta własnymi sprawami i nie zwróciłaś uwagi, jak
piękną i godną miłości siostrę ma Heinz Lindner.
Rose zatrzymała się jak wryta.
- Gert! Ty i Kiithe Lindner? Kiwnął głową.
- Tak. I ja także sięgnę odważnie po swoje szczęście. W oczach Rose
pojawiły się łzy.
- Gert, kochany Gert!
Wzięli się za ręce i uśmiechnęli do siebie. Gert zapytał jeszcze raz: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates