[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- 106 -
S
R
- Mama? Tu Jed. Jem z Laurą śniadanie i ona chciałaby wiedzieć, czy
pomogłabyś jej wybrać następne obrazy na wystawę.
- O czym ty mówisz? - spytała Maria.
- Wszystkie wystawione wczoraj obrazy zostały sprzedane. Laura chce
wyeksponować kolejne płótna. Może też uda się je sprzedać.
- Sprzedane? - pytała.
- Nie są tak dobre, jak twoje, ale nie są najgorsze.
- Dlaczego jecie razem śniadanie? Miał nadzieję, że o to zapyta.
- Widujemy się.
Laura wypuściła widelec. Jed mrugnął do niej.
- Pomyślę - odpowiedziała Maria i rozłączyła się.
- Co ty sobie wyobrażasz? Nie możesz mówić matce takich rzeczy!
- Dlaczego? Ja cię widzę, ty mnie widzisz, a zatem widujemy się.
- Ona zrozumiała to inaczej.
- I co z tego?
- To, że... - zacukała się. - Czyli umowa stoi.
Skinął głową zadowolony. Wyobraził sobie owe sześć dni. Wczesnym
popołudniem wszystkie obrazy zostały przewiezione do galerii i złożone na
zapleczu.
- Trudno się tu poruszać - powiedziała Heather, zaglądając do warsztatu.
Ona pracowała w galerii, a Laura w tym czasie walczyła z obrazami. - Mamy
zamówienia na kolejne widoki morza.
- Bardzo dobrze.
- Mówiłam ci, że dwie panie pytały, czy mogą się dołożyć do funduszu na
dziecko? Słyszały, co się tu wczoraj działo i chcą pomóc biednej przyszłej
matce.
- Pleciesz.
- To prawda. Dobry Boże, kiedy stąd wychodziła, faceci pożerali ją
wzrokiem. Taka to nie zginie.
- 107 -
S
R
- Dobierała się dzisiaj do Jeda.
- Teraz to ty pleciesz. - Heather parsknęła śmiechem.
- Weszłam tam, a ona przyssała się do niego i nie chciała puścić.
Heather spoważniała.
- Jesteś pewna, że on jej nie zachęcił?
- Mówi, że nie.
- I ty mu wierzysz? Laura pokiwała głową.
- Muszę nauczyć się mu ufać. - Czuła, że można na nim polegać, chociaż
jej zranione serce jeszcze się bało.
- Podkochujesz się w nim? - pytała Heather.
- Nie podkochuję, ale intryguje mnie.
- Bo wygląda jak Jordan?
- Nie! Dlaczego wszyscy tak myślą? On jest wyjątkowy. I bardziej mnie
pociąga niż kiedyś Jordan. Niedługo wyjeżdża i może już nigdy go nie zobaczę.
Mamy kilka dni.
- Co zamierzasz?
- Pokażę mu Miragansett.
- %7łeby się w tobie zakochał? - zgadywała Heather.
- Masz rację - powiedziała Laura w zadumie. - Chyba zgłupiałam.
- Nie mówię, że zgłupiałaś. Ale pomyśl, pracuje daleko w Brazylii. Tam
galerii nie otworzysz. I co? Będziecie się spotykać na Boże Narodzenie i w
wakacje? Podnosisz się po jednym miłosnym zawodzie i od razu pakujesz w
następny? Poczekaj, rozejrzyj się, na pewno trafi się ktoś odpowiedni.
Tym odpowiednim jest Jed. Jordan grzał łóżko, Jed jest prawdziwym
mężczyzną. Co ma zrobić? Nie spakuje się i nie pojedzie za nim. Nawet gdyby
ją prosił. Jej życie jest tu, jego tam.
Nie ma dla nich przyszłości.
- 108 -
S
R
ROZDZIAA JEDENASTY
W poniedziałek rano Laura ubierała się, patrząc w niebo. Kilka chmurek
to jeszcze nie burza. Wybierali się na żagle. Wolała nie ryzykować, więc przy
śniadaniu włączyła radio. Przelotne ulewy, póznym popołudniem możliwe
burze. Wyglądało na to, że uda im się popływać i wrócić, zanim rozpęta się
nawałnica. Nie chciała stracić dnia. Ich wspólny czas powoli dobiegał końca.
O siódmej trzydzieści zadzwoniła do Jeda.
- Nadal jesteś chętny? - spytała. - Słuchałam prognozy. Pogoda pogorszy
się dopiero po południu.
- Ty jesteś kapitanem.
Laura doceniła ten przejaw zaufania.
- Wypływamy. Jeśli zacznie się robić niebezpiecznie, wrócimy.
- Będę o ósmej.
Przyjechał, kiedy siedziała już w żaglówce.
- Kapitanie, proszę o pozwolenie wejścia na pokład - rzucił z doku.
- Udzielam pozwolenia.
Kiedy wszedł, podniosła się i pocałowała go na powitanie. Cofnęła się,
ale objął ją i przytulił.
- Miłe powitanie, ale potrafisz lepiej - powiedział, po czym pochylił się i
pocałował ją tak, aż ugięły się pod nią kolana.
Usłyszeli sygnał z innej łodzi, więc odskoczyli od siebie.
- Zwietnie, już po mnie - mruknęła, rozglądając się.
- Niekoniecznie. Co mam robić? - spytał Jed.
- Na razie nic. Wypłyniemy z przystani, podniesiemy żagle i pognamy z
wiatrem - powiedziała, uruchamiając silnik.
Musieli uważać na krążące po zatoce żaglówki turystów. Sterowała
zręcznie i wkrótce zostawili zatłoczony akwen za sobą.
- 109 -
S
R
- Gdzie tu się można wykąpać? - Jed siedział obok niej i lekko ją
obejmował.
- Znam jedną fajną plażę, ale woda jest zimna.
- Nie szkodzi. Wziąłem spodenki.
- A ja kostium. Czasem robi się gorąco nie do zniesienia. Chcesz
sterować?
- Jasne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates