[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wróciła do sypialni. Co robić? Nie chciała pozostawać tu zbyt
długo, ponieważ byłoby to równoznaczne z ukrywaniem się. Za
oknem wciąż padał deszcz, było szaro, ponuro.
Wybrała książkę i wziąwszy głęboki oddech, weszła do salonu.
Neil leżał w niedbałej pozie na kanapie, pogrążony w myślach. Nie
spojrzał na nią, dopóki nie usiadła w fotelu, a i wtedy zaszczycił ją
jedynie krótkim spojrzeniem.
98
RS
Starała się nie zwracać na niego uwagi. Otworzyła książkę,
współczesną powieść dla kobiet, i zaczęła czytać. Właśnie gdy fabuła
zaczęła ją wciągać, Neil stanął nagle obok niej. Odłożywszy książkę,
zwróciła ku niemu głowę.
- Coś się stało? - spytała spokojnie.
- Po prostu jestem ciekaw, co czytasz.
Zaznaczając palcem stronę, pokazała mu okładkę.
- Dobra?
- Trudno mi powiedzieć. Dopiero zaczęłam.
- Jeśli nie wciągnęła cię od pierwszych stron, to raczej nie.
- Nie zawsze tak bywa. Czasami fabuła rozkręca się pózniej.
Mruknął coś pod nosem i wyszedł. Usłyszała hałas, a potem
głośne przekleństwo.
- Cholera jasna, musisz stawiać swoje kule na drodze? - Oparł
się o jej fotel, trzymając się ręką za duży palec.
- Nic by ci się nie stało, gdybyś nosił buty!
- Nie muszę nosić butów we własnym domu.
- To nie jest twój własny dom. Zresztą, czego właściwie ode
mnie chcesz? Mam zostawiać kule w innym pokoju? Sam mi
mówiłeś, że powinnam ich używać.
Nic nie odpowiedział. Obejrzał dokładnie nogę, po czym
podszedł, utykając, do okna. Włożył ręce do tylnych kieszeni spodni,
unosząc przy tym długi, czarny sweter, podkreślający jego barczyste
ramiona i wąskie biodra. Deirdre była ciekawa, czy nałożył go
celowo.
99
RS
Wróciła do książki, przeczytała jednak zaledwie parę stron, gdy
Neil znów jej przerwał.
- Paskudny dzień - mruknął spod okna.
- Aha. - Odłożyła książkę.
- To już drugi z rzędu.
- Trzeci.
- Jesteśmy tu dwa pełne dni.
- Niech ci będzie. - Przeczytała znów kilka stron, po czym
podniosła wzrok, czując, że Neil patrzy na nią. -O co chodzi?
- O nic.
- Wyglądasz na znudzonego.
- Nie przywykłem do bezczynności.
- Nie masz nic do roboty?
Odwrócił się do okna, wzruszając ramionami.
- A co robisz w domu w taki deszczowy dzień?
- Pracuję.
- Nawet podczas weekendu?
- Zwłaszcza podczas weekendu. Nadrabiam wtedy zaległości z
całego tygodnia. - A przynajmniej tak było przez wiele lat.
- Musisz być wziętym prawnikiem. To komplement - dodała
szybko, widząc grozny błysk w jego oku.
Pochylił głowę, pocierając z zakłopotaniem kark.
- Wiem. Przepraszam.
- Skąd znasz Victorię? -spytała obojętnym tonem czując, że tak
czy owak nici z czytania.
- Poznał nas kilka lat temu wspólny znajomy.
100
RS
- Pochodzisz z Nowego Jorku?
- Nie. - Zapatrzył się znów w okno, wreszcie po dłuższej chwili
odpowiedział: - Z Hartfordu.
- Ach, z Hartfordu. - Nie mogła odmówić sobie drobnej
złośliwości. - Kwitnąca mała metropolia. Wybrałam się tam na
koncert z przyjaciółmi w zeszłym roku. Fotele były okropnie
niewygodne, diwa przeziębiona, a w drodze powrotnej do domu
złapałam gumę.
- W porządku, należało mi się - powiedział Neil, odwracając się
do niej powoli.
- Owszem. Ciesz się, że nie zmieszałam z błotem całego miasta.
- Staram się być bezstronny, widzę jego wady.
- Na przykład?
- Ciasnotę poglądów. Prowincjonalizm.
- Od kiedy tam mieszkasz? Zdawało mi się, że studia kończyłeś
w Bostonie.
- Od chwili rozpoczęcia praktyki. Deirdre, w jaki sposób
złamałaś nogę? - zmienił nagle temat.
- Nie pytaj - powiedziała krzywiąc się.
- Ale ja jestem ciekaw.
Zastanawiała się przez chwilę, patrząc mu w oczy. Te ciągłe
uniki to właściwie dziecinada. Rzuciła mu wyzywające spojrzenie.
- Spadłam ze schodów.
Podniósł rękę, jak gdyby odgradzając się od tego spojrzenia.
- W porządku. Wcale się nie śmieję.
- Ale śmiałbyś się, gdybyś znał całą prawdę.
101
RS
- No to zaryzykuj, opowiedz mi, co się stało.
O dziwo, wcale nie była zmartwiona takim obrotem sprawy.
Uświadomiła sobie, że chce mu o wszystkim opowiedzieć. Gdyby
zaczął się śmiać, miałaby powód, by na niego nakrzyczeć. Kłótnia z
nim była znacznie bezpieczniejsza niż... to, co się zdarzyło rano.
- Potknęłam się na czasopiśmie zostawionym na stopniach i
złamałam nogę w trzech miejscach.
- I...? Na razie jakoś nie pękam ze śmiechu.
- Pytałeś mnie, w jaki sposób zarabiam na życie. Otóż jestem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates