[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kolegów, chirurga pracującego z nim w szpitalu. Oprócz nich miały być jeszcze
trzy pary.
Już wcześniej miała okazję poznać dzisiejszych gospodarzy, pozostałych gości
właściwie nie znała. Mimo to powitano ją z honorami, co ją nieco speszyło.
Zwłaszcza panowie obdarzali ją atencją i życzliwie wychwalali jej zdolności w
prowadzeniu interesów.
 Bez wątpienia można powiedzieć, że najtrafniejszym posunięciem, które
pociągnęło całą resztę, było podłączenie się pod hasła ekologiczne  z lekką
zawiścią stwierdził jeden z nich.
Holly z wymuszonym spokojem wyjaśniła, że nie było to celowe działanie, ale
konsekwencja jej poglądów wynikających z przekonania, że dbałość o środowisko
naturalne i zapewnienie właściwych warunków przyszłym pokoleniom jest
podstawowym obowiązkiem każdego człowieka.
Usłyszawszy tę ciętą ripostę rozmówca dał za wygraną. Holly przyjrzała mu się
uważniej. Był dobrze po pięćdziesiątce, a jego zdeformowana figura jednoznacznie
świadczyła o zamiłowaniu do jedzenia ponad miarę. Jego żona, szczupła i chyba
dość nerwowa, niespokojnie przysłuchiwała się wypowiadanym przez niego
poglądom. Sprawiała wrażenie, jakby się go bała.
Inna para stanowiła dokładne przeciwieństwo. Oboje w podobnym wieku, byli
otwarci i przyjaznie nastawieni do świata. Wszyscy zaśmiewali się z
humorystycznie opowiadanych anegdotek żony na temat dodatkowych studiów dla
dorosłych i przeżywanych w związku z tym rozterek.
Holly i John jako pierwsi zaczęli zbierać się do wyjścia. Holly tłumaczyła, że
ma zamiar wstać wcześnie rano i poświęcić cały dzień na prace w ogrodzie.
Czuła lekki ucisk w skroniach, będący niewątpliwą zapowiedzią zbliżającego
się bólu głowy. To pewnie przez to czerwone wino, które piła do jedzenia. Czuła
się spięta i nie mogła się rozluznić. Wmawiała sobie, że to rozdrażnienie z powodu
uwagi Normana Simpsona. Zawsze do pasji doprowadzali ją ludzie, którzy nie
potrafili zrozumieć, że naprawdę każdy ponosi odpowiedzialność za to, co jest czy
będzie zrobione dla naturalnego środowiska. W dodatku zupełnie nie mogli pojąć
wagi problemu ani dostrzec faktu, że powoli powszechna świadomość zaczyna się
zmieniać. To było irytujące, ale w głębi duszy wiedziała, że jej złe samopoczucie
jest spowodowane inną, bardziej złożoną przyczyną.
Czuła się nieco winna. W końcu John nie musiał cierpieć z powodu jej marnego
nastroju. Przeprosiła, że tak wcześnie go wyciągnęła i, żeby mu to wynagrodzić,
zaprosiła do siebie na kawę.
 Nie przejmuj się tak  powiedział, wchodząc za nią do kuchni.  Sam już
niedługo bym się zbierał do wyjścia.
Zaparzyła kawę, podała mu kubek, a sama usiadła na wprost niego. John
zaskoczył ją.
 Holly, coś jest nie tak  powiedział bez wstępów.  Chyba domyślam się, o
co, a właściwie, o kogo chodzi.
Obrzuciła go uważnym spojrzeniem.
 Tak  wzruszyła ramionami.  Sama wiem, że bez sensu wdałam się w tę
rozmowę z Normanem Simpsonem i niepotrzebnie się zdenerwowałam, ale takie
podejście...
 Nie mówiłem o Simpsonie. Rzeczywiście nie warto nim zawracać sobie
głowy, nie przemówisz mu do rozumu. Problem jest inny, prawda? Chodzi o
Roberta?
Zastrzelił ją. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w niego rozszerzonymi
oczami, nie mogąc otrząsnąć się z szoku. Nigdy nawet przez myśl jej nie przeszło,
że John może być aż tak przenikliwy, że tak łatwo potrafi ją rozszyfrować.
Patrzył na nią uważnie. Miała nieprzyjemną pewność, że nic nie umknęło jego
badawczemu spojrzeniu. Rumieniec, jakim oblały się jej policzki zdradził ją, nim
zdążyła coś z siebie wykrztusić.
 Nie...  wybąkała.  Ależ skąd. Niby dlaczego...
 Holly, przede mną nie musisz niczego udawać  przerwał jej łagodnie.  I
nawet gdyby nie doszły do mnie plotki na temat waszej wcześniejszej znajomości,
to i tak wszystkiego bym się domyślił. Wystarczyło tylko popatrzeć na twoją
reakcję, kiedy przypadkiem wpadliśmy na niego na tej kolacji dobroczynnej. Nadal
go kochasz?
 Nie, oczywiście, że nie  zaprzeczyła gwałtownie.
Popatrzył na nią poważnie, jakby ze smutkiem. Unikała jego wzroku.
Sięgnęła po swój kubek, podniosła go do ust, upiła łyk. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates