Sandra Brown Meandry miłości 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wrotem - zapewniła Meg.
- Jedzcie ostrożnie, macie mnóstwo czasu! - zawołał
za nimi Clif, kiedy wychodzili.
Kyla westchnęła, zirytowana. Mało brakowało, żeby
ojciec upozował ich tam, w holu, i posłał matkę po aparat,
by uwiecznić na kliszy to podniosłe wydarzenie. Trevor
wytwornym gestem otworzyÅ‚ przed niÄ… drzwiczki, nie da­
jąc po sobie poznać, że cokolwiek między nimi zaszło.
- Wiem, że to nie jest randka, ale wolno mi chyba
zauważyć, że ślicznie wyglądasz? - próbował rozładować
atmosferę, obracając w żart krępujące zajście.
Doceniła jego starania.
- Dziękuję - odparła z uśmiechem, czując, że napięcie
opada.
- Nie ma za co.
Sięgnął do gałki radia, by nastawić muzykę, i odsłonił
przy tym ruchu sztywno wykrochmalony mankiet, spięty
elegancką spinką w kształcie kwadratowego hebanowego
oczka osadzonego w zÅ‚otym obramowaniu.. MusiaÅ‚a przy­
znać, że miał nieskazitelny gust.
- Jak ci minął tydzień?
- Pracowicie - odparÅ‚a Kyla wdziÄ™czna za to zagaje­
nie, bowiem sama nie znajdowaÅ‚a jakiegokolwiek sensow­
nego wÄ…tku. Trevor natomiast z niewymuszonÄ… swobodÄ…
wciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… w ożywionÄ… rozmowÄ™, toteż nim siÄ™ spostrzeg­
Å‚a dotarli na miejsce.
Otwarty przed dwoma laty Country Club w Chandler
mieÅ›ciÅ‚ siÄ™ w nowoczesnym budynku z naturalnego ka­
mienia. Trevor poprowadziÅ‚ KylÄ™ Å›cieżkÄ… wzdÅ‚uż pola gol­
fowego, wiodącego od parkingu do głównego wejścia.
Prawie przyzwyczaiÅ‚a siÄ™ do jego ramienia podtrzy­
mującego jej łokieć. Zupełnie jednak nie przywykła do
niespodziewanej bliskości jego twarzy przy swojej szyi.
- Tym razem się nie mylę. To jest twój zapach, a nie
kwiatów. Fantastyczny.
- Dziękuję - wybąkała otumaniona tą wyszukaną
wytwornoÅ›ciÄ…, nieodpartym zmysÅ‚owym urokiem, znie­
walajÄ…cÄ… mÄ™skÄ… siÅ‚Ä…. Nie baÅ‚a siÄ™, lecz czuÅ‚a siÄ™ zagro­
żona. Wmawiała sobie, że to jedynie czysta ciekawość,
a nie pobudzenie zmysłów, wywoÅ‚uje ów stan obezwÅ‚ad­
nienia.
GoÅ›cie raczyli siÄ™ koktajlami przed rozpoczÄ™ciem wÅ‚a­
ściwej uroczystości w sali, której okna wychodziły na pole
golfowe i basen. Gwar rozmów zagÅ‚uszaÅ‚ dzwiÄ™ki popu­
larnej melodii, które dobiegaÅ‚y z podium w rogu pomiesz­
czenia, gdzie ulokowano kilkuosobowy zespół muzyków.
- Czego się napijesz? - Trevor niemal wykrzyczał to
pytanie prosto do jej ucha.
- Wody sodowej z limonką - odpowiedziała równie
wytężonym głosem. Skinął głową i zaczął torować sobie
drogÄ™ w stronÄ™ baru, zostawiajÄ…c za sobÄ… wonnÄ… smugÄ™
wody koloÅ„skiej. Kyli podobaÅ‚ siÄ™ ten czysty, orzezwia­
jÄ…cy zapach z nutkÄ… cytryny. Z uznaniem szacowaÅ‚a do­
skonały krój szytego na miarę garnituru, kiedy...
- Kyla Stroud! Mówiłam Herbiemu, że to ty. Jakże
miło cię widzieć, moja droga.
- Dobry wieczór państwu.
- Jak miewajÄ… siÄ™ rodzice?
- Bardzo dobrze, dziękuję.
- A twój mały?
- Och, straszny z niego psotnik. - Roześmiała się
miękko. - Nie sposób za nim nadążyć.
- Kyla, twój drink. - Przyjęła z rÄ…k Trevora szklanecz­
kÄ™ z wodÄ… sodowÄ…; wyrażajÄ…ce zaskoczenie twarze po­
twierdziły jej najgorsze obawy.
- DziÄ™kujÄ™, Trevor. Pozwól, że ci przedstawiÄ™: paÅ„­
stwo Baker. Pani Baker uczyła mnie w siódmej klasie
angielskiego. Pan Baker jest właścicielem towarzystwa
ubezpieczeniowego. Trevor Rule - dokonała prezentacji
swojego towarzysza.
- Rule, Rule - powtarzał pan Baker, potrząsając dłonią
Trevora. - Ach, tak, Rule Enterprises! PrzedsiÄ™biorca bu­
dowlany? Widziałem reklamy pana firmy.
- Tak, założyłem niedawno własne przedsiębiorstwo.
- Nie mógł pan wybrać lepszego miejsca. Niegdyś
Chandler byÅ‚o ospaÅ‚Ä… mieÅ›cinÄ…. Ale dzisiaj wszystko wy­
gląda inaczej. Wstąpił pan do Izby Handlowej w ubiegłym
tygodniu, jak mi siÄ™ zdaje?
- Zgadza siÄ™.
- Cieszę się. Zasiadam w komisji członkowskiej.
W trakcie tej wymiany zdań pani Baker świdrowała
młodych przenikliwym spojrzeniem, jak gdyby w oczach
miała zainstalowany rentgen.
- Znaliście się przedtem?
Kyla nie dowiedziała się, przed czym, bowiem Trevor
przerwał tę wnikliwą lustrację.
- Proszę wybaczyć, ale ktoś czeka, żeby poznać Kylę.
- Skłonił się Bakerom uprzejmie, Kyla posłała im mdły
uśmiech i dała się poprowadzić w drugi koniec sali. -
Wiem, że czujesz się nieswojo, kiedy widzą nas razem.
- Nie o to chodzi. DenerwujÄ… mnie te wszystkie plotki
i komentarze.
- SkÄ…d wiesz, o czym plotkujÄ…?
- Nietrudno zgadnąć.  Pora już, żeby młoda wdowa
zaczęła bywać w towarzystwie", albo:  Za wczeÅ›nie jesz­
cze, żeby wdowa zaczęła bywać w towarzystwie". Rodzi­
ce zaś zachowują się tak, jak gdyby na gwałt chcieli po-
zbyć się z domu najstarszej córki, by móc wydać za mąż
pozostałe sześć.
- Nie jest tak zle - zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ Trevor. - Zanadto bie­
rzesz to sobie do serca.
- Nie zdziwiłabym się wcale, gdybyś miał tego dosyć.
- Ale nie mam dosyć.
- Odnoszę wrażenie, że moi znajomi przemienili się
w szpiegów i plotkarzy.
- Za bardzo przejmujesz siÄ™ tym, co sobie ludzie po­
myślą.
- Wiem. Nie wydaje ci się, że wszyscy się na ciebie
gapiÄ… jak na manekin w witrynie sklepowej?
Trevor spoważniał.
- Nie obchodzi mnie to, co ludzie gadają o mnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates