[ Pobierz całość w formacie PDF ]
alabastrowych płyt pokruszyło się lub odpadło tworząc kryjówki dla węgorzy i rozgwiazd. Potężne
lędzwie pokrywały fałdy, imitujące namarszczoną tkaninę, a masywna pierś posągu była naga.
Zatopiona, wzniesiona do pasa lewa dłoo dzierżyła niewielką tarczę. Wodorosty pojawiały się
dopiero na wysokości szyi i prawego łokcia, obok których widad było stępki statków i opadające w
dół liny kotwiczne.
Philiope i Conan kilkakrotnie wracali do kesonu wiszącego w cieniu tytanicznej rzezby. Zgodnie z
instrukcjami Keltrasa, spuszczono dzwon na wysokośd dwóch dorosłych ludzi nad dno i przesunięto
w pobliże wraku, co skracało drogę nurkom.
Wrak Bazyliszka był przekrzywiony na burtę. Jego stępka przełamała się, a z takielunku pozostał
tylko pieniek masztu i kilka porośniętych glonami ułamków rei i lin. W boku kadłuba ziała wielka
dziura, która niewątpliwie stała się przyczyną zagłady okrętu Conan nie żywił wątpliwości, że było
to dzieło spiżowego miecza w dłoni posągu. Niezmordowani nurkowie przepływali przez otoczony
kawałkami potrzaskanych desek otwór i znikali pod pokładem.
Po nabraniu w płuca świeżego powietrza Conan i Philiope wpłynęli do wnętrza kadłuba. W
przypominającej jaskinię wielkiej ładowni galery migały niewyrazne cienie nurków i ryb. Tuż za
sobą Cymmeriaiun dostrzegł klapę, do której prowadziły połamane schody. Przepłynąwszy przez
właz,
znalazł się w niewielkim pomieszczeniu, oświetlonym przez dziurę po brakującej desce.
Szybko zorientował się, że zderzenie z posągiem było niespodziewane. Większośd zaskoczonej
załogi pozostała pod pokładem nie zdążywszy wyskoczyd za burtę. W dole przechylonej podłogi
poniewierały się ludzkie kości, uwięzione w plątaninie strzępów hamaków, pasm jedwabiu i
rzemieni.
Kłębowisko szkieletów ze szczerzącymi zęby czaszkami i wykrzywionymi drapieżnie, pozbawionymi
ciała rękami przemieszane było ze rdzewiejącą bronią i szczątkami sprzętów. Conan postanowił nie
wspominad o tym grobowcu, by wystraszeni piraci nie wzniecili buntu.
Z palców leżącego obok włazu szkieletu o grubych kościach Cymmerianin wyłuskał ciężką złotą
rękojeśd miecza. Chociaż słona woda dawno już przeżarła stal, musiała to byd wspaniała broo
odpowiednia dla kapitana. Duży czerep o masywnych łukach brwiowych był już pozbawiony rudych
loków, którym Kobold zawdzięczał swój przydomek, lecz można go było rozpoznad po
zniekształconym oczodole. Osławiony kapitan miał tylko jedno oko, więc istotnie był to jego szkielet
Conan z szacunkiem nakrył czaszkę znalezioną w pobliżu pozieleniałą czarą.
Nagle poczuł, że zużyte powietrze zaczyna palid go w piersiach. Upuścił złotą rękojeśd. Wparłszy
barki w oślizgłe wręgi, barbarzyoca spróbował podważyd nadwątlone deski pokładu. Drewno
wytrzymało jednak, byd może dlatego, że z braku tchu Conanowi zaczęło brakowad sił. Odwrócił się
w stronę prowadzącego w dół włazu i podpłynął w jego kierunku. Gdy tylko znalazł się z powrotem
w ładowni, wpadł na nurka dziewczynę, która odepchnęła się od niego kopnięciem i zniknęła w
ciemności.
Przypadkowa szamotanina sprawiła, że wzburzony muł na chwilę oślepił Conana. Gdy ponownie
zorientował się, gdzie jest dziura w kadłubie, wydało mu się, że jest do niej dalej niż poprzednio.
Nim zdołał minąd potrzaskane deski, bezużyteczne powietrze wyrwało mu się z ogarniętych
gwałtownymi skurczami płuc. Przed sobą dostrzegł nieprawdopodobnie odległy dzwon. Ogarnięty
paniką,
przepłynął kawałek, spazmatycznie wymachując rękami. Uderzywszy w linę dla nurków, podciągnął
się po niej rozpaczliwie.
Wśród zasnuwających pole widzenia, wirujących czarnych płatów ujrzał, iż jedna z dziewcząt, które
dostarczały do kesonu świeże powietrze, płynie z gracją wprost w jego ramiona. Objąwszy go z
całych sił, pływaczka przytknęła wargi do ust Conana i wtłoczyła weo życiodajny oddech w chwilę
po tym, jak resztki powietrza uciekły mu z piersi.
Przycisnął ją do siebie, wdychając łapczywie i dławiąc się. Po chwili pływaczka odpłynęła na bok,
robiąc miejsce dla swojej towarzyszki. Druga dziewczyna zrobiła to samo co pierwsza.
Trzecią i ostatnią ratowniczką była sama Philiope. Jej pocałunek życia trwał najdłużej. W koocu
pociągnęła Cymmerianina za sobą do kesonu.
Morskie nimfy wróciły do pracy, nie czekając na podziękowania. Gdy Conan odpoczywał pod
kopułą, odzyskując siły, zjawili się podnieceni nurkowie z wiadomością, że znalezli skarb.
Cymmerianin i Philiope zanurkowali kolejny raz i dostrzegli rojowisko wzbijających piasek rąk i nóg
poniżej wraku. Skarby Kobolda widocznie wysypały przez przegniłe deski i osiada w mule.
Wpływający pod kadłub młodzieocy muszlami i łopatkami wygrzebywali złoto oraz klejnoty. Na ich
żądanie ze statku spuszczono kosze wraz z narzędziami ułatwiającymi wydobycie kosztowności.
Conan i Philiope podpłynęli, by przyjrzed się temu z bliska. Ponieważ przy wraku trudziło się
mnóstwo nurków, ich pomoc była na razie zbędna. Młodzieocy i dziewczyny pracowali zapamiętale,
nie myśląc o tym, jak skromny przypadnie im udział w łupie. Conan podejrzewał jednak, że i tak
podkradną sporą częśd zdobyczy. Niektórzy odrzucali sakwy z kamieniami, służące im jako balast i
zamiast nich obwieszali się lśniącymi łaocuchami, bransoletami i pasami z masywnymi sprzączkami.
Złoto i klejnoty połyskiwały jaskrawo. Ich szlachetna natura uchroniła je przed zgubnym wpływem
mułu i słonej wody. Sczerniały tylko sztaby srebra i zastawa stołowa wykonana z tego metalu.
Prace nad wydobyciem kosztowności trwały przez całe popołudnie. Kotły z powietrzem
systematycznie wciągano na powierzchnię i znów zanurzano, kosze i sita napełnione drogocennym
przedmiotami wnoszono na pokład Kruka . Nurkowie krzątał się wokół kesonu jak ławica bladych
ryb. Siła Conana kilkakrotnie okazała się przydatna przy wydobywaniu ciężkich złotych posągów i
sztab. Jednak w czasie pracy szybko zaczynało mu dudnid w głowie, dlatego też w koocu wrócił z
Philiope na pokład galery.
Na statku panowała nie mniejsza krzątanina. Obracano wielokrążki, wciągano ładunki, skrzypiały
bloczki, przeklinali oficerom wie. Piraci gorączkowo sortowali i czyścili łup zwalany na główni
pokład karaku. Kradł, kto mógł, a bójki doprowadziły już do pierwszych ofiar śmiertelnych. Conan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates