[ Pobierz całość w formacie PDF ]
twego imienia w środku nocy i przy ró\nych innych okazjach
naprowadziło Libby na właściwy ślad.
- Pozwól, \e zgadnę, co stało się potem - powiedziała
Jillian, pogardliwie unosząc brwi. - Opuściła cię, zanim
zdą\yłeś wyjaśnić, jak było naprawdę.
Dax długo milczał, trawiąc usłyszane słowa.
- Libby mnie nie opuściła - wyjaśnił. - Przez cztery lata
nie mogłem zdecydować się na rozstanie. Nie wiedziałem, czy
będzie ono lepsze dla Christine ni\ ciągłe kłótnie. Wreszcie
wyprowadziłem się i wystąpiłem o rozwód. - Skrzywił się. -
Libby dość szybko znalazła sobie nowego \yciowego
partnera. Cały problem polegał jednak na tym, \e facet nie
chciał wychowywać obcego dziecka. Dla Libby było ono
wyłącznie przykrym wspomnieniem złych lat.
- Christine jest tutaj na wakacjach? Przyjechała do ciebie?
- Przezwycię\ając ból serca, Jillian starała się mówić
spokojnie. Nie chciała przywiązywać się do córki Daksa ani
jej wychowywać. Ale tragiczne losy dziewczynki
zmobilizowały cały macierzyński instynkt, jaki posiadała. Ta
Libby budziła w niej niechęć. Jak mo\na nie kochać własnej
córki, bez względu na okoliczności?
Kiedy Dax wyjechał i zrozumiała, \e nigdy nie wróci,
przepłakała wiele nocy. Bo\e, tak bardzo pragnęła mieć
własne dziecko. Jego dziecko...
Dax zaprzeczył ruchem głowy. Miał ponury wzrok.
- Rok temu zostałem jedynym prawnym opiekunem
Christine. Od tamtej pory Libby nawet się nie odezwała. Moja
córka ma teraz tylko mnie. I ciebie - dodał. - Jesteś jej
macochą.
- Nie jestem.
Macocha?! Jillian zaczęła się dusić. Nie mogła złapać
powietrza.
- Staniesz się nią ju\ za kilka dni. I kiedy się do mnie
wprowadzisz, będę ci bardzo zobowiązany, jeśli postarasz się
nie denerwować tego dziecka.
Jillian dr\ącą ręką sięgnęła po szklankę. Rozlała na obrus
trochę wody.
- Nie mogę z tobą zamieszkać.
- Przecie\ ju\ się zgodziłaś.
- Zmusiłeś mnie. - Ledwie panowała nad rozpaczą.
Patrząc zimnym wzrokiem na Jillian, nachylił się i wytarł
serwetką rozlaną wodę.
- Sama jesteś wszystkiemu winna.
- Nieprawda - wyszeptała. Ból ściskał ją za serce. - Ja
nigdy cię nie opuściłam. I nie zdradzałam z Charlesem.
Kochałam cię, Dax. - Odwróciła wzrok. Jeszcze raz
potwierdziła swą niewinność. Nie potrafiła się powstrzymać. -
Ufałam ci. Jak się okazało, znacznie bardziej ni\ ty ufałeś
mnie.
Dax spojrzał badawczo na Jillian. Odchylił wraz z
krzesłem.
- Jak widzę, koniecznie chcesz podać swoją wersję
wydarzeń i wyjaśnić, jak to się stało, \e wyznając sobie
miłość, znalezliście się z Charlesem w łó\ku, mimo i\ nosiłaś
na palcu mój zaręczynowy pierścionek.
Jillian odło\yła krakersa. Straciła ochotę najedzenie. Dax
nigdy nie uwierzy w ani jedno jej słowo. Powinna była o tym
wiedzieć, a nie marzyć przez chwilę, \e uda się naprawić
powstałą sytuację.
- Niepotrzebnie tu przyszliśmy. Był to kiepski pomysł.
Udajmy, \e właśnie wypiliśmy kawę i zjedliśmy deser. Idzmy
stąd.
- Nie masz ochoty na homara?
- Nie mam. - Jillian podniosła się z miejsca. - Wychodzę.
Dax te\ wstał. Gestem poprosił kelnera o rachunek.
Przytrzymał Jillian za łokieć, \eby nie zostawiła go samego.
Potem pomógł jej wsiąść do samochodu. Jedną ręką oparł się
o drzwi, a drugą o dach wozu i powiedział:
- Pewnego dnia nadejdzie twoja kolej na wyjaśnienia.
Zacząłem przygotowywać listę pytań.
Jillian pragnęła jak najszybciej znalezć się w domu i
zakończyć to nieszczęsne spotkanie. Nagle ujrzała Rogera
Wingerda. Szedł w stronę klubu w towarzystwie jakiejś
kobiety. Spostrzegł Jillian i po krótkiej chwili wahania z
ponurą miną ruszył w jej stronę.
- Cześć, Roger - powiedziała przez otwarte okno.
- Dzień dobry, Jillian. - Skłonił się sztywno siedzącemu w
wozie Daksowi. - Witam pana.
- Dzień dobry. Widzimy się w przyszły wtorek na
posiedzeniu udziałowców - przypomniał mu Dax.
- Zamierza pan włączyć się czynnie w sprawy zakładów?
Charles zgadzał się z wszystkimi posunięciami rady... - Roger
zawiesił głos.
- Czytałem protokoły - mruknął Dax. - Szczerze
powiedziawszy, wątpię, czy oka\ę się podobnie uległy jak mój
brat. Uwa\am, \e sposób zarządzania firmą przedstawia sporo
do \yczenia.
Roger zmarszczył brwi.
- Pozostali udziałowcy nie zgłaszali \adnych zastrze\eń -
stwierdził tonem pozbawionym jakiejkolwiek emocji. - Jestem
jednak przekonany, \e pozostali członkowie rady nadzorczej
ustosunkują się \yczliwie do pańskich propozycji.
- To dobrze. - Dax przekręcił kluczyk w stacyjce. Włączył
silnik. - Z przyjemnością je przedstawię. - Nie czekając, co
powie Wingerd, wycofał samochód i wyprowadził go z
parkingu.
- Jest takie stare powiedzenie, \e więcej much złapie się
na cukier ni\ na... na coś innego - powiedziała niezadowolona
Jillian. - Nie zaszkodziłoby, gdybyś przynajmniej udawał, \e
szanujesz ludzi, z którymi przyszło ci współdziałać.
Dax wzruszył ramionami.
- Być mo\e Wingerd ju\ wkrótce przestanie dla mnie
pracować. W strukturze organizacyjnej firmy zamierzam
wprowadzić du\e zmiany.
Jillian przeraziła się.
- Ale nie wolno ci wtargnąć tam i zacząć od rozstawiania
ludzi po kątach! Roger był pracownikiem lojalnym. Nikt z
pozostałych udziałowców nigdy nie przyzna ci racji.
- Być mo\e. Nie obchodzi mnie to, co myślą inni.
Dysponując pakietem kontrolnym akcji, to znaczy mając
większość głosów, zamierzam przestawić produkcję na nowe
tory.
- Chcesz wkroczyć do biura i zacząć wydawać polecenia?
Pozbyć się oddanych firmie pracowników? - Na jakiej
podstawie zakładał, \e dzięki planowanemu mał\eństwu
będzie mógł podejmować decyzje tak\e w jej imieniu?
- Nie zamierzam na siłę nikogo zwalniać. Jeśli jednak
ograniczymy produkcję, co jest konieczne, część ludzi będzie
zmuszona odejść. Firmę zało\ył mój dziad, a ja pewnego dnia
przeka\ę ją Christine. Nie mam zamiaru dopuścić do dalszego
pogorszenia się kondycji zakładów.
Jillian nie odezwała się więcej. Pomyślała tylko, \e
wtorkowe spotkanie udziałowców Zakładów Przemysłowych
Piersalla mo\e okazać się bardziej interesujące, ni\ wyobra\ał
to sobie Dax.
Reszta tygodnia minęła w zawrotnym, zbyt szybkim dla
Jillian tempie. Na piątek rano Dax zaaran\ował krótką,
cywilną ceremonię ślubną. Z dwoma opłaconymi świadkami,
gdy\ Jillian kategorycznie odmówiła zawiadomienia
znajomych o ślubie.
W czwartek w kancelarii prawnika Daksa podpisali
przedmał\eńską umowę, której za\ądała. Zwięzłą i rzeczową.
Adwokat Jillian poczynił w tekście nieliczne, lecz istotne
poprawki, którymi Dax nie był zachwycony. Ka\dy ze
współmał\onków miał zachować to wszystko, co wniósł do
zawieranego związku. Jeśli Jillian pozostanie z mę\em co
najmniej pół roku, spełni on ustalone uprzednio warunki
wynajmu jej sklepowego lokalu.
Następnego dnia rano spotkali się w sądzie. Jedynym
ustępstwem ze strony Jillian był elegancki, jedwabny kostium,
który wyciągnęła z szafy. Przyjechała ze sklepu własnym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates