[ Pobierz całość w formacie PDF ]
razu!
Frito gorączkowo szukał jakiegoś wyjścia z sytuacji. Postanowił zagrać swoją ostatnią
kartę.
- No i dobrze, bo naprawdę nie chciałbym, \ebyście zrobili mi coś złego! - rzekł Frito,
wytrzeszczając oczy i przewracając nimi jak kulkami do gry.
- Cha - cha - cha! - parsknął inny jezdziec. - Czy mo\e być coś gorszego od tego, co z
tobą zrobimy?
Stwory podeszły bli\ej, aby posłuchać głośnego szczękania zębów Frita.
Chochlik zagwizdał i zaczął udawać, \e gra na band\o. Potem zaśpiewał zwrotkę Ole
Man Ribber, drepcząc tam i z powrotem na uginających się nogach, podrapał się po wełnistej
głowie i zatańczył cake-walka, jednocześnie wyjmując sobie z uszu nasiona dyni i nie
wypadając z rytmu.
- Naprawdę umie tańczyć - mruknął jeden z jezdzców.
- Naprawdę zaraz zginie! - wrzasnął inny, spragniony chochlikowej krwi.
- A więc zginę - zaciągnął teksańskim drawlem Frito. - Mo\ecie zrobić ze mną
biednym wszystko, co chcecie, bracia Niezgule, tylko proszę, nie wrzucajcie mnie w tę kępę
wrzośców!
Słysząc to, sadystyczne cienie zachichotały szyderczo.
- Jeśli tego najbardziej się boisz - ryknął zjadliwie jeden z nich - to właśnie to cię
spotka, ty mały dupku!
Frito poczuł, jak \ylasta ręka unosi go i ciska przez Rzekę śółci, w cierniste krzaki na
drugim brzegu. Ucieszony, wstał i wyłowił z kieszeni Pierścień, upewniając się, \e nadał jest
tani przyczepiony do łańcucha.
Jednak straszliwi jezdzcy nie na długo dali się zwieść podstępowi Frita. Pognali swe
zaślinione rumaki do mostu, zamierzając ponownie pochwycić chochlika i jego cenny
Pierścień. Jednali Frito ze zdumieniem zobaczył, \e straszna dziewiątka została zatrzymana
przy wjezdzie na most przez jakąś postać w błyszczącym odzieniu.
- Myto, proszę - za\ądała postać od zdumionych Jezdzców. Ci zupełnie oniemieli,
kiedy wskazano im pospiesznie nagryzmolony cennik przybity do słupka:
Miejskie Myto Mostowe Elfboro
Pojedynczy podró\ni ......... 1 pens
Furmanki dwuśladowe....... 2 pensy
Czarni Jezdzcy....................45 sztuk złota
- Przepuść nas! - warknął rozzłoszczony Niezguł.
- Oczywiście - odparł uprzejmie poborca. - Policzmy: jeden, dwa... no tak, dziewięciu
po czterdzieści pięć od głowy, to razem... uuu, dokładnie czterysta pięć sztuk złota. Gotówką,
proszę.
Niezgule zaczęli pospiesznie przeszukiwać juki, a ich przywódca klął wściekle i
wygra\ał pięścią.
- Słuchaj - zagrzmiał - myślisz, \e ile my zarabiamy? Nie ma jakiejś zni\ki dla
urzędników na delegacji?
- Przykro mi... - uśmiechnął się poborca.
- A co z kredytowymi listami podró\nymi? Wszędzie je przyjmują.
- Przykro mi, ale to jest most, a nie kantor wymiany - odparł beznamiętnie mostowy.
- A mo\e czek? Gwarantowany przez Państwowy Bank Fordoru.
- Nie ma forsy, nie ma jazdy, przyjacielu.
Niezgule trzęśli się z wściekłości, ale zawrócili wierzchowce, szykując się do odjazdu.
Jednak zanim odjechali, ich przywódca potrząsnął sękatą pięścią.
- To jeszcze nie koniec, śmierdzielu! Jeszcze o nas usłyszysz!
Powiedziawszy to, Niezgule spięli swe popierdujące rumaki i pomknęli galopem,
wzbijając wielką chmurę kurzu i łajna.
Widząc to niemal nieprawdopodobne ocalenie z objęć pewnej śmierci, Frito
zastanawiał się, jak długo autorom będą uchodzić takie numery. I nie on jeden.
Stomper i inne chochliki podbiegły do Frita, gratulując mu szczęśliwej ucieczki.
Potem poszli razem ku tajemniczemu nieznajomemu, który wyszedł im naprzeciw, a widząc
między nimi Stompera, zaczął machać rękami i śpiewać:
O NASA! O UCLA!
O etaoin shrdlu!
O zło\a berylu!
Pandit J. Nehru!
Stomper podniósł ręce i odparł:
- Shantih Billerica! - Objęli się i uściskali, wymieniając pozdrowienia i tajemne znaki.
Chochliki z zaciekawieniem przyglądały się nieznajomemu. Przedstawił im się jako
elf Garfinkel. Kiedy zrzucił płaszcz, ze zdumieniem spojrzały na jego upierścienione palce,
rozpięty kołnierzyk tuniki z ekskluzywnego butiku oraz srebrne pla\owe klapka
- Myślałem, \e zjawicie się tu kilka dni wcześniej - rzekł łysawy elf. - Jakieś kłopoty
po drodze?
- Mógłbym o tym napisać ksią\kę - rzekł proroczo Frito.
- No có\ - powiedział Garfinkel - lepiej spadajmy stąd zanim wrócą tu te osiłki z
filmu klasy B. Mo\e i są głupi, ale na pewno uparci.
- Nic nowego - mruknął Frito, który ostatnio mruczał coraz częściej.
Elf z powątpiewaniem spojrzał na chochliki.
- Umiecie jezdzić konno, chłopcy?
Nie czekając na odpowiedz, gwizdnął głośno przez złote zęby. Pobliska kępa
cyprysów zatrzęsła się i wypadło z niej stadka przerośniętych merynosów, becząc z irytacją.
- Wsiadajcie - polecił Garfinkel.
Frito, z niejakim trudem utrzymując się na grzbiecie podskakującego czworonoga,
jechał na końcu kawalkady zmierzającej znad Rzeki śółci ku Riv'n'dell. Wsunął dłoń do
kieszeni, odnalazł Pierścień i wyjął go na gasnące światło dnia. Klejnot ju\ zaczaj wywierać
nań swój złowrogi wpływ, przed którym ostrzegał go Dildo. Frito miał zatwardzenie.
IV
KTO ZNALAZA, NIECH SI RADUJE,
KTO ZNALAZA, NIECH OPAAKUJE
Po trzech dniach szybkiej jazdy, która pozostawiła Czarnych Jezdzców wiele mil z
tyłu, zmęczone chochliki dotarły w końcu do niskich wzgórków otaczających Riv'n'dell
naturalnym murem, broniącym przed rzadkimi rabusiami, zbyt głupimi lub małymi, aby
wdrapać się na te strome górki jak ogórki. Jednak ich zwinne rumaki bez trudu pokonały te
przeszkody krótkimi, zapierającymi dech w piersi susami, tak \e po krótkiej chwili Frito wraz
z towarzyszami dotarli na szczyt ostatniego wzgórka, z którego spojrzeli na pomarańczowe
dachy i kopuły elfich gospodarstw. Popędzając zdyszane wierzchowce, pogalopowali w dół
krętą sztruksową drogą wiodącą ku domostwom Oriona.
Było ju\ pózne popołudnie, gdy kawalkada jezdzców, prowadzona przez Garfinkela
zasiadającego na wspaniałym, kędzierzawym tryku - Antraksie, wjechała do Riv'n'dell.
Powitał ich silny wiatr i kawałki metalu sypiące się z ołowianych chmur. Gdy wędrowcy
ściągnęli wodze przed największą chałupą, wysoki elf odziany w perkal i oślepiająco białe
paciorki wyszedł na podwórko i powitał ich.
- Witajcie w Ostatnim Gościnnym Schronisku na Wschód od Morza - rzekł. -
Zapraszamy do sklepiku z pamiątkami. Klimatyzacja w ka\dym pokoju.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates