[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pewny, że dysponuję rzetelnymi dowodami.
- W przeciwnym razie mógł zostać skazany i umrzeć
człowiek niewinny - spokojnie dodał Gage.
Connelly nie odpowiedział od razu. Odwrócił głowę
i przez okno popatrzył na jezioro. Zaczynało padać. Krople
deszczu bębniły o metalowy dach budynku.
- Musisz zrozumieć, że w tamtych czasach Los Ange
les było jedną wielką spelunką - odezwał się po chwili.
- Mieliśmy tu wszystko. Narkotyki, prostytucję i hazard.
160 " POTRÓJNE WESELE
Policja nie była w stanie zapanować nad sytuacją. Jedy
ny sposób na życie polegał na wykonywaniu poleceń prze
łożonych. Jeśli szef kazał skakać, należało tylko zapy
tać, jak wysoko. Jeśli sierżant, z którym jechałem na pa
trol, zatrzymywał wóz i polecał mi patrzeć w inną stronę,
kiedy od bukmachera odbierał grubą kopertę, udawałem
ślepego. Jeśli kazano mi zrobić obławę w jednej spelunce,
a drugą, tuż obok, zostawić w spokoju, tak właśnie postę
powałem.
- I gdy ten sam sierżant polecił zignorować dowód
rzeczowy bardzo istotny dla śledztwa, to...
- Gdyby to zrobił, powiedziałbym mu: nie. - Rozzłosz
czony Connelly zacisnął zęby.
Gage wiedział, że stary człowiek mówi prawdę.
. Szczerze powiedziawszy, nie miało większego znacze
nia, czy zwierzchnicy wyłączyli Connelly'ego ze śledztwa,
a potem namówili do opuszczenia służby. Istotne było to,
że w procesie Patricka Reardona sprawiedliwości nie stało
się zadość.
- Jak daleko sięgały powiązania? - spytał Gage.
Connelly ponownie odwrócił wzrok.
- Czy nigdy nie przyszło ci na myśl, że niektórym
ludziom nie spodoba się, że ty i ta Fielding pchacie nos
w nie swoje sprawy?
- Sam pan przypomniał, że chodzi o morderstwo
sprzed wielu lat.
- Tak. - Connelly rzucił Gage'owi przeciągłe, ostrze
gawcze spojrzenie. - Ale skąd, do diabła, masz pewność, że
z tamtych czasów ostałem się tylko ja?
Było to dobre pytanie.
- Wymieni pan jakieÅ› nazwiska? - bez przekonania
spytał Gage.
POTRÓJNE WESELE " 161
- Ani mi się śni. - Były policjant w zamyśleniu potarł
czoło. - Ale jeśli nie masz nic lepszego do roboty, możesz
spróbować odszukać Paula Younga.
- Ówczesnego sÄ™dziego Å›ledczego okrÄ™gu Los An
geles?
- Zaraz po egzekucji Reardona opuścił miasto. Obiło
mi się o uszy, że ostatnio przeniósł się na Barbados. I, jeśli
się nie mylę, nie musi koczować na plaży. Chyba wiesz,
chłopcze, co mam na myśli.
Gage wiedział. I to dobrze. Rzucił na ladę bilon za drinki
i wyciÄ…gnÄ…Å‚ z kieszeni grubsze pieniÄ…dze.
- Zabierz to sobie - warknÄ…Å‚ Connelly. - Nie musisz
płacić, bo niczego ci nie powiedziałem. - Zwężonymi
oczyma popatrzył poważnie na Gage'a. - Zrozumiałeś?
- Tak. Oczywiście. - Gage wstał. Szykował się do wyj
ścia. - Dobrego połowu.
- Gdyby choć po części okazał się tak dobry jak twój,
byłbym zadowolony - odparł Connelly.
Idąc w deszczu do wynajętego samochodu, Gage uzmy
słowił sobie, że Blythe od samego początku miała rację.
Patrick Reardon był kozłem ofiarnym, a nie mordercą.
Niemal równocześnie uświadomił sobie dwie rzeczy. Po
pierwsze to, co przed chwilą powiedział Connelly. Ostrze
gał, że niektórzy ludzie jeszcze żyją i z pewnością nie
zechcą, by została odkryta prawda. Po drugie, jeśli Reardon
nie zabił Aleksandry, to być może miała słuszność chara-
kteryzatorka, twierdząc, że największą gwiazdę Xanadu
udusił sam Walter Stern.
Choć ogromnie cieszyła ją myśl o wspólnym zamiesz
kaniu, Blythe nie chciała wprowadzać się do Gage'a pod
czas jego nieobecności, mimo że zostawił jej klucz. Posta-
162 " POTRÓJNE WESELE
nowiła jeszcze jedną noc spędzić w hotelu, a z przeprowa
dzką zaczekać do powrotu Gage'a z Oregonu.
Plan wydawał się rozsądny, aż do chwili gdy na progu.
bungalowu stanął Alan Sturgess. Blythe kończyła właśnie
pakować swoje rzeczy.
- Musimy porozmawiać - odezwał się zza uchylonych
drzwi.
- Nie ma o czym. - Blythe chciała zatrzasnąć je Alano
wi przed nosem, lecz zdążył wsunąć nogę.
- Nasza rozmowa zle się skończyła. - Wszedł szybko
do środka i po chwili znalazł się w salonie. Na widok stoją
cych walizek zmarszczył brwi. Zapytał:
- Wyjeżdżasz?
- PrzenoszÄ™ siÄ™ do apartamentu, ale to nie powinno ciÄ™
obchodzić.
- Uprzedzałem, że hotel cię zmęczy.
- Uprzedzałeś.
Alan zmienił ton.
- Nie musisz wynajmować mieszkania - powiedział ła
godniejszym głosem. Położył ręce na ramionach Blythe. -
W moim domu jest dużo miejsca.
- Proponujesz, abym przeprowadziła się do ciebie?
- Tak. Z pewnością pamiętasz, że już rozmawialiśmy
na ten temat.
- Tak. Już rozmawialiśmy na ten temat. I z pewnością
pamiętasz własne zastrzeżenia. Bałeś się, że jeśli zamiesz
kasz z kobietą, która nie jest twoją żoną, może to odbić się
niekorzystnie na twojej karierze zawodowej, zmniejszyć
szanse nominacji na szefa kliniki. - Blythe strąciła rękę
Alana i cofnęła się o krok.
Jedyną oznaką irytacji było lekkie przymrużenie oczu.
- Przyznaję, okazałem się wówczas nadmiernie prze-
POTRÓJNE WESELE " 163
zorny. Nie zapominaj jednak, że po trzęsieniu ziemi to ja
zaproponowałem, żebyś wprowadziła się do mnie. -
Uśmiechnął się sztucznie, profesjonalnie. Blythe zastana
wiała się, czy kiedy namawia pacjentkę na dodanie do
liftingu operacji plastycznej nosa lub silikonowych implan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates