[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Takim jak Elliott? Na pewno nie.
- Całe szczęście - uśmiechnęła się.
Dash ujął w dłonie twarz Claren i spojrzał jej głęboko w oczy.
- To jest ważne - powiedział. - Chciałbym, żebyś mi obiecała, że
cokolwiek się między nami wydarzy, nie zapomnisz nigdy, że
kochałem cię bardziej, niż myślałem, że jest to możliwe.
- Mówisz tak, jakby miało nas wkrótce spotkać jakieś
nieszczęście - szepnęła.
- Obiecaj mi.
- Obiecuję.
Wypuścił ją z objęć tak nagle, że Claren o mało nie upadła.
Następnie wziął do ręki glinianą figurkę i cisnął nią o ziemię.
Wypalana glina rozpadła się na drobne kawałki, odsłaniając inną
figurę, o identycznych kształtach, tyle że odlaną z najczystszego złota.
- O Boże. - Claren uklękła i podniosła posążek. - Skąd
wiedziałeś?
- To stary sposób - odparł. - Powszechnie stosowany przez
szmuglerów.
Spojrzała wstrząśnięta i zaskoczona.
- Oskarżasz Darcy'ego o przemyt?
- Nie oskarżam go o nic.
170
RS
Ale jego oczy mówiły coś wręcz przeciwnego. Claren wstała z
opuszczoną głową. Nie mogła znieść myśli, że Dash podejrzewa jej
ukochanego wuja o popełnienie przestępstwa.
- Idę na górę się przebrać - odezwała się nieswoim głosem -
zanim powiem coś, czego pózniej będę żałowała.
Dash kilkakrotnie stuknął palcem w złotą figurkę i nie zdziwił
się, kiedy usłyszał specyficzny dzwięk. Schował posążek do kieszeni,
wrócił do swego pokoju i zadzwonił do St. Johna.
- Mam tę twoją cholerną boginię - powiedział. -Możesz ją sobie
zabrać dziś wieczorem. Znajdziesz ją w bibliotece O'Neilla, w skrytce
za książką Conan Doyle'a. I jeszcze jedno, St. John. To jest ostatnia
robota, której się podjąłem.
Uśmiechnął się ze smutkiem, kiedy jego-rozmówca zaczął
przedstawiać mu argumenty, które znał na pamięć.
- Wszystko rozumiem - odparł. - Ale jutro zaczynam nowe życie
z kobietą, którą pokochałem. I chociaż wiem, że to ci złamie serce, nie
ma już w moim życiu miejsca dla ciebie.
Człowiek, który dotąd zastępował mu ojca, przekonywał uparcie
i mówił nawet wtedy, gdy Dash odłożył już słuchawkę.
171
RS
ROZDZIAA 11
Dash i Claren nie byli zaskoczeni, że stali się głównym tematem
rozmów. Claren ubrana w kwiecistą suknię bez pleców kręciła się po
Pioneer Hall, pokazując wszystkim zaręczynowy pierścionek. Było
widać, że jest lubiana i Dash doszedł do wniosku, iż tylko dlatego
mieszkańcy Port Vancouver tak łatwo go zaakceptowali. Dostał już
trzy zaproszenia na połów ryb, dwa na Wycieczkę w kierunku
Hurricane Ridge i kilka propozycji uczestniczenia w różnych
przedsięwzięciach, które miały chronić półwysep przed skutkami
przyśpieszonej urbanizacji. Perkusista z Towarzystwa Jazzowego w
Port Vancouver dopytywał się, czy Dash umie grać na jakimś
instrumencie, a Helen Riddenour, właścicielka miejscowej galerii,
była ciekawa, czy umie rzezbić w drewnie, ponieważ sztuka rdzennie
amerykańska świetnie sprzedaje się turystom ze wschodu. Próbował
jakoś się wymigać, nie chcąc urazić tak eleganckiej damy, gdy nagle u
jego boku pojawiła się Claren.
- Kochanie-powiedziała, rzucając przepraszające spojrzenie w
kierunku Helen Riddenour - obiecałeś mi następny taniec.
Przepraszam cię, Helen.
Poruszali się w tańcu lekko i harmonijnie.
- Sądziła, że będę ją zaopatrywał w arcydzieła sztuki ludowej -
mruknął Dash.
Claren odchyliła głowę i przyjrzała się mu uważnie w obawie, że
czuje się urażony.
172
- A co jej odpowiedziałeś?
- Nie martw się, byłem niezwykle uprzejmy. Chociaż miałem
ochotę powiedzieć jej, że moi przodkowie byli zbyt zajęci
skalpowaniem jej przodków, żeby mieć czas na jakąś dłubaninę w
drewnie.
- Przykro mi z powodu Helen.
- Jej chodziło tylko o dobicie targu.
- Czy dręczy cię to, że twój ojciec był Indianinem?
- Ach, nie - odparł szybko - jestem dumny z mego pochodzenia.
A czy ciebie nie martwi fakt, że nasze liczne dzieci będą w jednej
czwartej Czejenami?
- Oczywiście, że nie. Przepraszam cię tylko za Helen.
- Nie tak łatwo mnie urazić. Najbardziej irytują mnie tacy
osobnicy jak twój były narzeczony. Ludzie, którzy się szczycą swoimi
uprzedzeniami. - Pocałował ją. - Wystarczy na dzisiaj tej rozmowy.
Chcę cię tylko trzymać w ramionach i dziękować bogom, że mi cię
zesłały.
Te przepojone uczuciem słowa zaskoczyły Claren. Dash nie
zwykł prawić komplementów. Szybko odkryła, że mówił dokładnie
to, co myślał. Na pewno nie był kłamcą jak Elliott. Okazał się
najuczciwszy, najmilszy, najprzystojniejszy...
- O czym myślisz?
- O tym, jak bardzo cię kocham. - Zawsze i na zawsze - dodała,
kiedy orkiestra przestała grać i ogłoszono piętnastominutową przerwę.
Dash dostrzegł St. Johna w momencie, gdy oboje z Claren
opuszczali parkiet. Stał w wejściu i ręką dawał mu znaki.
173
RS
- Przepraszam, muszę wyjść. - Dash był wściekły. - Zaraz
wracam. To przez to piwo - dodał.
Spojrzała na niego zdziwiona, ale tylko w milczeniu skinęła
głową. W sali było dość duszno. Ponieważ Dash przez dłuższy czas
się nie pojawiał, Claren postanowiła zaczerpnąć świeżego powietrza.
Czerwony budynek Pioneer Hall stał na nabrzeżu, oświetlony
latarniami z pobliskiej Discovery Bay. Claren skierowała się w tamtą
stronę.
- Jesteś wreszcie - powiedziała, słysząc za sobą męskie kroki -
zaczynałam się już martwić.
Głos uwiązł jej w gardle, gdy ktoś brutalnie chwycił ją od tyłu.
Czyjaś ręka zacisnęła się na jej ustach, uniemożliwiając najmniejszą
próbę krzyku. Zaczęła się szamotać, ale napastnik okazał się
silniejszy.
- Przeklęta babo! - zaklął, kiedy wbiła obcas w jego stopę. -
Zapłacisz mi za to! - Złapał ją za szyję i zaczął dusić.
- Nie zabijaj jej. - Dał się słyszeć obcy głos z europejskim
akcentem.
- Coś wam poradzę. - To był głos Dasha. Otworzyła szeroko
oczy. Stał w cieniu, a w ręku trzymał rewolwer, który połyskiwał
metalicznie.
- Puśćcie ją!
- Dlaczego mielibyśmy to zrobić? -Z cienia wyłonił się
mężczyzna z pistoletem wycelowanym w Dasha. - Jest nas trzech i
mamy twoją dziewczynę.
174
RS
Dash czuł, że ogarnia go furia. Wziął głęboki oddech, zmuszając
swój umysł i ciało do spokoju. Była to technika, której nauczył się od
tybetańskich mnichów i która zawsze przynosiła pożądany efekt.
- Oddaj nam boginię - rozkazał napastnik. - Wtedy pozwolimy
tej kobiecie odejść. Nie ma potrzeby, żeby skończyła jak jej wujek.
- Zabiliście Darcy'ego? - krzyknęła Claren.
- Za dużo wiedział. Zatopiliśmy naszą łódkę, bo szukała nas
policja. Twój wujek nadział się na nią, w czasie tych swoich
poszukiwań. I okazał się zbyt wścibski.
Mężczyzna mówił to tak obojętnie, jakby rozmawiał o pogodzie.
Claren nie miała pojęcia, co Dash zamierza zrobić, ale wierzyła, że
sobie poradzi. Postanowiła zyskać na czasie.
- A co znajdowało się na łodzi? Narkotyki?
- Szmaragdy - rzucił półgębkiem nieznajomy, który wydawał się
szefem całej bandy. - Transportowaliśmy je do Miami, gdzie miały
być przekazane pewnemu facetowi...
Claren podejrzewała, że nie zdradziłby prawdy, gdyby zamierzał
darować jej życie. Ale wiedziała także, że Dash nie pozwoli, by ją
zabili.
- Więc zabiliście go dla pieniędzy?
- Pieniądze to tylko środek, za który kupuje się rewolucję. I
właśnie dlatego żądamy, żebyś oddała nam te szmaragdy.
- Ale ja nie mam żadnych szmaragdów.
- Nie kłam. Dostałaś przesyłkę od wuja, tak? Szmaragdy są
wewnątrz jednej z dwóch bogiń płodności. Dla bezpieczeństwa
175
RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates