[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na dziedziniec, druga na ogród. Pod dłu\szymi ścianami stoi trzynaście
oszklonych szaf angielskich z mahoniu w stylu Jacob, obitych listewkami
mosię\nymi, a w szafach mieści się dziesięć tysięcy woluminów, w tym wiele
rzadkich druków, tak zwanych cymeliów. Między szafami przy jednej ze ścian
stoi kominek dostarczony Radziwiłłom przez samego Brennę około 1820 roku, a
na wprost kominka, na środku sali, rozło\yła się wielka angielska kanapa
mahoniowa tak\e Jacob wyło\ona poduszkami krytymi czerwonym safianem.
Obok niej dwa stoliczki polskiej roboty o płytach z szarego marmuru, a przed
kominkiem kobierzec ze wschodnioperskiej prowincji Korasan.
Pod oknami od strony ogrodu tkwią dwa globusy chyba półtorametrowej
wysokości, ustawione na drewnianych postumentach. Na jednym z nich
wymalowano mapę nieba, na drugim kulę ziemską. Obydwa globusy wykonał
Vicenzo Coronelli, urodzony w 1650 roku w Wenecji, słynny geograf i zało\yciel
pierwszego w świecie towarzystwa geograficznego pod nazwą Akademia
Argonautów . Coronelli był twórcą pierwszych włoskich globusów zaś przez
niego wykonane zdobiły ongiś Wersal. Do Nieborowa trafiły dzięki Ludwikowi
XVIII, który, zaciągnąwszy powa\ny dług u Michała Hieronima Radziwiłła,
spłacał mu go cennymi zabytkami.
Nagle zgasły w bibliotece dwa wielkie \yrandole i tylko przygasający w
kominku ogień rozjaśniał czerwono skrawek perskiego dywanu. Wciśnięty w
rozległą kanapę, pół le\ąc starałem się przywołać czas, gdy po tej długiej sali
spacerowała \ona księcia Hieronima, księ\na Helena, zakochana we wszystkim,
co obce, antyczne, romantyczne. Wyobra\ałem sobie, jak rozmarzona, drobnymi
kroczkami stąpając po bibliotece, wzdychała (zapewne po włosku): O milsza
nad inne arkadyjska ziemio, tyś mi najdro\szą między krainami...
Znów rozjarzyły się \yrandole.
Mimo tej zachęty do pracy postanowiłem wrócić do swego pokoju. Przelotnie
tylko pomyślałem, gdzie te\ mógł podziać się Nataniel. Czy\by tworzył w
odosobnieniu czy te\...
Ech, Tomaszu! Niedługo zaczniesz podejrzewać sam siebie!
Ale pracować jakoś dziwnie mi się nie chciało, dlatego najpierw starannie
przyjrzałem się wiszącemu nad łó\kiem rysunkowi Mai Berezowskiej,
wykonanemu barwną kredką: Biblioteka w Nieborowie w 1949 roku.
Przedstawiał on właściwie tylko część biblioteki. Na pierwszym planie widać
było globus z mapą nieba, a w dalszej perspektywie szafy z ksią\kami, kanapę
angielską, obrazy i trzy okna, a pod nim stolik i fotele.
Ze zdziwieniem stwierdziłem, \e coś nurtuje mnie w tym niewinnym na
pozór obrazku, ale co?...
Iii tam! pomyślałem. Wydaje mi się.
Zabrałem się ostro do roboty.
Minęła godzina czy dwie kto tam liczy czas, gdy dzieło samo się układa
gdy usłyszałem mokre pacnięcie w szybę, zaraz po nim drugie, trzecie...
A có\ to diabli nadali?! podszedłem do okna.
Szarawa ciemność mokrego śniegu. Czerń za zarośli...
I w tej czerni trzy krótkie błyski, trzy długie, trzy krótkie...
Pauza. I jeszcze raz...
Ktoś nadawał alfabetem Morse a SOS. Wzywał pomocy.
A mo\e to nie do mnie sygnalizowano, tylko do innego mieszkańca pałacu?
Nie. Błysk latarki był ostry, wąski, skierowany prosto w moje okno. To musiała
być latarka o du\ej mocy. A jej właściciel wołał mnie wyraznie: Na pomoc!
Chodz tu szybko!
Pomyślałem o policyjnym zakazie opuszczania pałacu, ale szybko doszedłem
do jedynie słusznego w tej sytuacji wniosku, \e zarośla nale\ą do pałacu i
spokojnie, byle mnie nikt nie widział, mogę w nie powędrować.
Czy bałem się zasadzki? Absolutnie! Ostatecznie bełt dawał mi jeszcze \ycia
na trzy strzelania z kuszy , jak to pięknie nazwał Nataniel. A nadkomisarz
Parzydełko był uprzejmy przypomnieć, jak łatwo mnie sprzątnąć z kałasznikowa
czy innej spluwy .
Niczym James Bond przemknąłem na paluszkach korytarz, schody i sień.
Drzwi na szczęście nie zgrzytnęły, a światło nad nimi było wygaszone. Skoczyłem
w zarośla...
Czołem druhu! potrójnym głosem zaszeptała ciemność.
Ach, to wy, moje Urwisiątka! odszeptałem. Teraz rozumiem, dlaczego
to w pałacowe komnaty wybraliście się w strojach komandosów!
Czasem dla dobra sprawy trzeba poświęcić i elegancję westchnął nasz
mister elegancji, Marek.
No dobrze ju\, dobrze! Mówcie, co i jak!...
Ale zanim powiedzieli, zaprosili, bym usiadł na śpiworze rozesłanym w
gęstwinie jaśminu na nieprzemakalnej płachcie i z niejaką dumą poczęstowali
gorącą herbatą (fakt, \e tym mi zaimponowali). I Piotr zaczął opowiadać co i
jak .
Urwisy, jak to u tego przemyślnego gatunku młodocianych bywa,
podsłuchały moją rozmowę z mistrzem, z której dowiedziały się o bandzie
Czarnej Milady i o jej tajemniczych zamiarach co do Nieborowa. A \e akurat
zaproponowaliśmy im tu wycieczkę, Urwisy postanowiły wykorzystać ją na swój
sposób, w czym niemało dopomógł im Nataniel, chcący, jak sądziły, szybko
pozbyć ich się stąd poprzez od wiezienie do Aowicza, do ciotki Marka.
A \e akurat podczas noclegu w Nieborowie Jurek dostrzegł w załomku
korytarza jednego z sulejowskich mnichów, utwierdziło to chłopaków w
przekonaniu, \e mają rację. I gdy tylko Nataniel po\egnał ich w Aowiczu,
najbli\szą okazją wrócili do Nieborowa. Tu w pałacowym parku, korzystając ze
swego turystycznego sprzętu (który, nawiasem mówiąc, sam im pomagałem
skompletować) uwili sobie przytulne jak na swą młodzieńczą wytrzymałość
gniazdko, z którego przez lornetkę bacznie obserwowali pałac i jego otoczenie.
I tak to zastała ich ubiegła noc...
Było ju\ około pierwszej, gdy na rozświetlonej księ\ycem płaszczyznie
ośnie\onego gazonu pojawiły się dwa cienie...
Przywidziało się wam wtrąciłem w nocy nikt do pałacu...
Jasne, \e nikt odbił piłeczkę Piotr cienie miały do pałacu jeszcze dobre
pięćdziesiąt metrów. A nawet gdyby doszły, to nikt z dorosłych tu usłyszałem
pogardę nie potraktowałby ich śladów powa\nie. Cienie posuwały bowiem na
szczudłach!
Na szczudłach?! prawie krzyknąłem.
Mo\e jeszcze herbatki druhowi? Mamy tu ziołową, z melisy. Ponoć
uspokaja zatroszczył się Marek. A Piotr będzie kontynuował...
Zamilkłem.
A \e tylko neptek mo\e myśleć, \e o tej porze i w taki sposób ktoś zmierza
do pałacu w celach pokojowych , przygotowaliśmy broń...
Jaką broń?! Kto wam dał pozwolenie? nie wytrzymałem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates