[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pan mówi powa\nie?
Oczywiście. Kto pani nagadał o jakiejś Krystynie? Co to za jedna?
Niedaleko stąd, tam gdzie się kończy jezioro, napotkałam dwóch facetów z namiotem.
Pytałam ich o Krystynę. Wyjaśnili mi, \e tutaj ją widzieli. W obozie ekspedycji
wykopaliskowej.
Dwaj faceci? Jak wyglądali?
Jak by ich panu opisać... No, przystojni, bruneci.
A gdzie oni obozują?
Mówiłam panu, na końcu jeziora. Koło murowanej kapliczki. Namiot postawili, ryby
łowią. Turyści.
A skąd oni mogli wiedzieć, \e u nas mieszka Krystyna?
Nie wiem. Pewnie obozowali tutaj.
Ja ich nie spotkałem.
Wstała.
Coś mi się wydaje, \e z panem to ja się nie dogadam.
Mój Bo\e, a ja myślałem, \e nam się tak mile rozmawia... Ruszyła do obozu. Zastąpiłem
jej drogę.
Na Boga, niech pani tam nie chodzi. Mówiłem pani, \e w jednym z namiotów znajduje
się skarb. Nie wolno wchodzić do naszego obozu. Przysięgam, \e cała ekspedycja wyruszyła na
wycieczkę. O, niech\e pani patrzy...
Akurat widać było na szczytach wzgórz długi szereg wędrujących postaci.
Spózniła się pani o pół godziny. Wycieczka wróci wieczorem. Proszę do nas przypłynąć.
Jeszcze raz poczęstowała mnie papierosami.
A ta Krystyna... Co to za jedna?
Przyjaciółka moja.
Przyjaciółka? powątpiewałem. A tak się dziwnie szukacie?
Obraziła się na mnie. Głupia dziewczyna. Obraziła się i odłączyła od naszej wycieczki.
Stanie się jej coś, to rodzice na mnie napadną. A czy mo\na odpowiadać za czyjąś głupotę?
Dlaczego się obraziła? Ja nigdy bym tak nie postąpił...
Nie rób pan takich słodkich oczu. I tak panu nie wierzę. Obraziła się. Taka obra\alska
panienka. A w ogóle... co to pana obchodzi?
Mnie to nic nie obchodzi. Pytam, \eby pani sprawić przyjemność.
Dziękuję. Obejdę się.
Pogroziła mi wiosłem.
Ja tu wieczorem wrócę, proszę pana.
Prosimy. Będzie nam bardzo miło łamałem się w niskim ukłonie.
Na stołeczku przed kuchnią pan Franciszek obierał ziemniaki. Zajrzałem do pieca,
spodziewając się znalezć jeszcze trochę \aru dla zaparzenia herbaty. Ale piec był ju\
wychłodzony.
Panie Tomaszu zaczepił mnie Franciszek siedzę tutaj i tak sobie myślę: wyrzekacie,
panowie, na złodzieja figusów, bo złotą wazę ukradł Rzyndowej. A przecie\, prawdę mówiąc,
dziękować mu powinniście.
Dziękować?
Tyle lat u starej Rzyndowej złote wazy stały bezu\ytecznie, nikt o nich nie wiedział.
Mo\e stałyby tak jeszcze kilkanaście lat, a\ w końcu Rzyndowa przesadziłaby figusy do
nowych doniczek, a stare garnki wyrzuciła na śmietnik? Przyszedł złodziej, ukradł figus,
zaczęło się o tych figusach mówić. I odnalezliście, panowie, złote wazy. Dzięki komu? Dzięki
złodziejowi.
Zastanowiłem się.
Na zdrowy rozum, panie Franciszku, to chyba racja. Złodziej zrobił nam wiele dobrego.
Tote\ osobiście nie mam do niego zbyt wielkiej pretensji. Gdyby jeszcze zwrócił nam trzecią
wazę, uwa\ałbym go za zupełnie porządnego człowieka.
Franciszek końcem no\a dzgnął wielki kartofel, podobny kształtem do bulwiastego nosa
mojego profesora. Tak mnie to podobieństwo ucieszyło, \e uśmiechnąłem się do Franciszka, co
zachęciło go do dalszych wywodów.
Najbardziej winien w tej sprawie jest Alfred z Doliny. Ja, panie Tomaszu, nie wierzę w tę
historię z dziadem Rzyndą, co to z kurhanów złoto wybrał. Alfred z Doliny sam to wszystko
wymyślił. A dlaczego? Dlatego, \eby oszukać ludzi, gdyby się dowiedzieli, \e znalazł złoty
skarb. Stary Rzynda wyłowił złote wazy i schował je u siebie w domu, figusy w nich zasadził.
Bał się złota sprzedać, bał się, \e ktoś złoto u niego zauwa\y. Na wszelki więc wypadek
rozpuszczał wśród ludzi bajeczkę o swoim pradziadku. śeby, jak kto u niego wazy znajdzie,
było, \e są one niby własnością Rzyndy, bo przecie\ zdobył je jego dziad. Nie tak, panie
Tomaszu?
Zapewne...
Alfred był nieuczciwy. Wiedział, \e znalazł złoto, a nikomu o tym nie powiedział. Nawet
własnej siostrze. Okazał się chciwcem i dlatego złoto nie przyniosło mu po\ytku. Umarł
Rzynda w nędzy, choć pod ręką miał wielkie bogactwo. Inaczej ma się sprawa z naszym
złodziejem. On ukradł, ale jednocześnie dobrą sprawę zrobił. Nagrodę mu dać, a nie wyrzekać i
przeklinać.
Podrapałem się w głowę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates