[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Uśmiechnęła się, a jej turkusowe oczy błyszczały. - Potrzebuję
116
RS
twojej rady.
Jamie skoczył na nogi i roześmiał się.
- Wspaniale! W końcu ci się udało! Luk, znam ją od dwudziestu lat.
Zadręczała mnie, pożyczała ołówki i papier. Rysowała, kiedy tylko
miała chwilę czasu. - Chwycił Sassy za ręce, nalegając, by pokazała
mu resztę kolekcji. - Jutro, młoda damo, pracujesz dla mnie. Dziś
jeszcze mogę udzielać ci rad. W tym biznesie trzeba czegoś więcej,
niż kreślić linie na papierze. Zapytaj matkę. Powie ci to samo.
Ten komentarz przypomniał Sassy, jak wiele zawdzięcza matce, i
to trochę przyćmiło jej szczęście. Luk uśmiechnął się do niej mówiąc:
- Wszystko się ułoży.
Gdy byli chwilę sami, zapewnił ją, że bardzo ją kocha.
Maria, uczesana w koronę z warkoczy, miała na sobie kolejny
wzór z kolekcji Sassy. To ona nalegała, by ubrały się w nowo uszyte
stroje.
- Nie ma nic lepszego niż chodząca reklama.
Rozcięta spódnica z karmazynowego denimu przepasana była
luzno pasem ze złotą sprzączką. Całość, przy ciemnej karnacji Marii,
prezentowała się wspaniale. Jamie bacznie przyglądał się Marii
roznoszącej kanapki. Obok stał Chester z nieodgadnionym wyrazem
twarzy. Maria przeszła obok.
- Kim ona jest? - spytał Jamie, nie odrywając wzroku od Marii. - Ma
wspaniałą twarz.
Sassy zauważyła minę Chestera i uśmiechnęła się.
- Mario, poznaj proszę Jamie Rudolpho.
- Mario, może pózniej moglibyśmy razem obejrzeć kolekcję -
powiedział Jamie znacząco i zwrócił się do Sassy: - Mam nadzieję, że
ty i Luk nie będziecie mieli nic przeciwko temu.
Luk aż uniósł brwi na taką szybkość działania. Maria spojrzała na
Sassy, która dyskretnie skinęła w kierunku Chestera.
Jamie odsunął okulary na głowę, wstał i ujął Marię za rękę.
- Mario, to stary numer. Ale czy ja cię już gdzieś nie widziałem?
- Może na ekranie - odparł Luk.
Chester odsunął się od ściany. Luk chwycił rękę Sassy i zobaczyli,
117
RS
że Chester się krzywi.
- Mario, pozwól na chwilę. - Chester wziął ją za ramię i pociągnął
za sobą, zanim mogła odpowiedzieć Jamiemu.
- Czyżbym coś przeoczył? - zapytał Jamie. Luk poklepał go po
ramieniu.
- Zdaje się, że udało ci się osiągnąć to, o co Maria i ja staramy się
od lat.
Jamie wzruszył ramionami, czując przegraną.
- Taak. Wyglądał, jakby chciał mnie zabić. Czy mam się nadal
przystawiać, aż założy jej pierścionek?
- Tak - odpowiedzieli Sassy i Luk zgodnie.
We trójkę weszli do domu i Sassy pokazała Jamiemu resztę
ciuchów. Luk zauważył troskę na twarzy Sassy, gdy Jamie znów
wspomniał o jej matce.
- Zawsze uważałem, Sassy, że za ciężko pracujesz. Jak skończymy
zdjęcia, musimy porozmawiać. Może coś wymyślimy.
- Bardzo bym chciała - zapewniła Sassy.
Sassy wstała o piątej rano, zostawiając Luka śpiącego w ciepłym
łóżku. Poszła się umyć. Ubrała się i na palcach chciała wyjść. Gdy
przechodziła obok łóżka, Luk ją złapał.
- Chodz tutaj.
- Cicho. Nie chciałam cię budzić. Zpij dalej.
- Tylko pocałuj. - Zrobiła to. - To miłe. Ile chcesz mieć imion w
rodzinnej Biblii? - zapytał.
Wstrzymała oddech.
- Czy po takim pytaniu spodziewasz się, że sobie pójdę?
- Chcę, żebyś o tym myślała. Możesz mi dać odpowiedz
wieczorem. Kocham cię, śmiesznostko. Myśl o mnie, gdy będą cię
robić na bóstwo.
Musnęła wargami jego usta, a potem pocałowała go gorąco. Czy
kiedykolwiek będzie miała dość jego przekomarzań? Cieszyło ją, że
Luk pragnie dzieci. Zwięto Dziękczynienia będzie bardzo rodzinne.
Oby tylko matka chciała je spędzić razem z nimi.
- Ja też cię kocham, kowboju. Ale jeśli mnie nie puścisz, to za
118
RS
chwilę będzie tu tłum ludzi.
Pieścił jej pierś.
- Czy nie mówiłem ci już, że jak wrócisz z Kalifornii, to skryjemy
się gdzieś razem na miesiąc? Bardzo się niecierpliwię, by ujrzeć
zapisane w naszej Biblii imię naszego pierwszego dziecka.
Sassy pracowała bezustannie od świtu do zmroku. Pod koniec
dnia nikt na farmie nie myślał już, że praca modelki jest łatwa. Gdy
rzuciła się na łóżko po długiej gorącej kąpieli, Luk zrobił jej masaż i
trzymał ją w ramionach dotąd, aż zasnęła.
Sassy siedziała na stołku, a ludzie z ekipy kręcili się wokół niej,
szykując ją do zdjęć. Fotograf, Mike Kincaid, zarządził na ten dzień
powiew wiatru.
Luk miał na sobie dżinsy i koszulę w kratę z zakasanymi
rękawami, ukazującymi muskuły. Na plecach zwisał mu kapelusz.
Szybko uścisnął dłoń Sassy.
- Kochanie, czy będziesz się mogła uśmiechać, kiedy będę cię
uwodził? Będziemy galopować. Mike chce, by twe włosy trzepotały
na wietrze. Skoro nie ma wiatraka, trzeba jechać szybko. - Luk
pochylił się, by szepnąć jej do ucha: - Mam spore doświadczenie w
galopowaniu z tobą na złamanie karku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates