[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ranka oświadczył, że chętnie przyłączyłby się do
towarzystwa na pewien czas.
Jedna strzelba więcej (Carty posiadał długą broń) była
przedmiotem nie do pogardzenia w tych dzikich stronach.
Carty nie miał jednak wierzchowca. Ustalono, że będzie
jechał w tyle wozu.
Karol nie okazał zachwytu tą decyzją. Nie istniały
powody do nieufności, jednak przybysz nie bardzo przypadł
mu do gustu. Dlaczego? Nie potrafił tego nawet sobie
wyjaśnić. Po prostu wydało mu się, że w słowach
nieznajomego tkwi jakiś fałsz.
Derek Carty opowiadał, że jest myśliwym, a złoto
Czarnych Gór nic a nic go nie obchodzi. Na uwagę Karola,
iż w wiosennym sezonie futra upolowanych zwierząt są
liche i handlarze nie chcą ich nabywać, Carty odparł, że
obecnie poluje wyłącznie na grzechotniki. Słuchacze
roześmieli się sądząc, że to żart. Carty z niezmąconą
powagą wyjaśnił, że skóra grzechotników jest mocna i
trwała, bez względu na porę roku i nadaje się świetnie do
wyrobu nieprzemakalnych czapek, pokrowców, a nawet
obuwia. Ile było w tym wszystkim prawdy nikt nie
wiedział, ani Heartowie, ani Karol Gordon.
Podróżowano przez cały dzień, z krótką południową
przerwą. Jeszcze daleko było do zmroku, gdy trafili na małe
jeziorko, a raczej dziurę wypełnioną wodą. Dziadek Heart
chciał jechać dalej, lecz Carty zaprotestował mówiąc, że od
tego miejsca rozciąga się kraj pustynny, i radził napełnić
wszystkie naczynia życiodajnym płynem. Jak się pózniej
okazało, mówił prawdę.
Rozbito więc obóz, zjedzono resztę antylopy i ciągnięto
losy mające wyznaczyć kolejność nocnej warty. Karolowi
przypadł najwcześniejszy dyżur. Najkrótszy patyczek (bo
losowano przy pomocy różnej długości patyczków),
oznaczający wartę przedranną, wyciągnął Carty. (Karol
twierdził pózniej, że to wcale nie był przypadek, ale jak tego
dowieść?)
Rankiem Karol obudził się pierwszy. Gdy otworzył oczy,
stwierdził ze zdumieniem, że słońce swą tarczą już zdążyło
wyjrzeć zza horyzontu. Jego towarzysze jednak spali nadal.
Dlaczego Carty ich nie obudził?
Sprawa wyjaśniła się bardzo szybko. Oto Derek Carty
zniknął wraz z dwoma końmi, pozostawił tylko muły. Lecz
dla dwu pozbawionych wierzchowców osób nie było
miejsca w wozie. Jeden musiałby wędrować pieszo. Karol
postanowił złapać złodzieja, był dobrym jezdzcem i wierzył,
że mu się to uda.
Na szczęście koniokrad zabrał tylko jedno siodło.
Pozostałe założono na grzbiet muła. Karol przytroczył do
łęku lasso i ruszył w drogę. Siad uciekającego ślad dwu
koni był bardzo wyrazny. Po kilku godzinach dopadł
Carty ego, przy pomocy lassa ściągnął go z wierzchowca, a
następnie zmusił do powrotu. W obozowisku powitała go
radosnymi okrzykami cała rodzina.
Z koniokradem obeszli się bardzo po ludzku, tyle że go
dokładnie związano. Co mieli dalej począć z tym
człowiekiem, nikt nie wiedział. Po długiej naradzie
zdecydowano się, na wniosek Karola, odstawić Carty'ego do
Laramie i oddać w ręce szeryfa.
Tegoż dnia zawitali do nich niespodziewani goście: dwaj
hodowcy bydła (ojciec i syn) z okolic Cheyenne.
Poszukiwali niejakiego Derka Carty'ego, który przed paru
tygodniami został przez nich przyjęty do pracy, a po paru
tygodniach sprzedał stado bydła przygodnemu handlarzowi i
uciekł z pieniędzmi. Ruszyli natychmiast w pościg i dopadli
złodzieja w Goodwill w Nebrasce. Siedział spokojnie w
miejscowym saloonie i grał w karty. Wcale się nie przeraził
na widok oszukanych. Wstał od stołu, elegancko przeprosił
resztę towarzystwa, a przybyłym oświadczył, że musi im coś
wyjaśnić w cztery oczy. Zabrali go do hotelowego pokoiku.
Tam Carty wytłumaczył, że sprzedaż bydła była
nadzwyczajną okazją, że takiej ceny nie sposób uzyskać, po
czym pokazał zaskoczonym hodowcom plik banknotów,
które następnie wręczył poszkodowanym. Na pytanie, czemu
tego nie uczynił wcześniej, odparł dość mętnie, że w drodze
powrotnej coś go napadło" i postanowił odwiedzić
Goodwill, w którym rzekomo chował się od maleńkości.
Naiwni, dobroduszni farmerzy uwierzyli. Zanocowano we
trójkę we wspólnym pokoju, a rankiem okazało się, że Carty
uciekł: z pieniędzmi i na jednym z farmerskich koni.
Znowu ruszyli w pogoń i dotarli aż tutaj, ani przez
sekundę nie przypuszczając, że poszukiwany znajduje się
obecnie o kilka kroków od nich. Zaprowadzeni przez Karola
do miejsca, na które ciśnięto Carty'ego, rozpoznali
złodziejaszka i zażądali zrewidowania go.
Za zgodą rodziny Heartów Karol dokonał tej operacji.
Najpierw przetrząśnięto manatki i w jednym z woreczków
odkryto prawdziwy skarb: grudki rodzimego złota. Na
pytanie, skąd je ma, Carty z humorem oświadczył, iż wygrał
w najuczciwszej grze od przypadkowych znajomków.
Rewizja osobista pozwoliła zajrzeć do portfela. Nie było w
nim nic poza pokazną paczką banknotów. Przeliczono:
wypadło trzysta dwadzieścia dolarów. Ponieważ farmerzy
oceniali swą stratę na dwieście dolarów, a skradzionego
konia na trzydzieści dolarów (co Carty uczynił z tym
koniem, zanim pieszo przybył do Heartów, nie sposób było
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates