[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Na chwilę zapanowała cisza, po czym odpowiedział:
– Andreasa nie ma. Jest w Atenach. Wczoraj wieczo-
rem przyleciał po niego helikopter i wyjechał.
– Wyjechał? Nic mi nie mówiąc? Nie wierzę.
Stavros popatrzył niepewnie.
– Telefonował tu wczoraj wieczorem i zostawił wia-
domość. Powiedział, że go pilnie wezwano.
– A pan mnie nie zawiadomił? Jakim pan jest czło-
wiekiem? Co to za obyczaje w tym hotelu! Poszłam się
z nim spotkać, czekałam tyle czasu...
– Przepraszam, nie chciałem tego zrobić – powie-
dział nieszczęśliwym głosem. – To mój stryj. Powie-
dział, że tak będzie lepiej, jeżeli pani pomyśli, że po
prostu odszedł. Pani uwierzy, że wybrał taki sposób
zakończenia spraw między wami, i wtedy pani wyjedzie.
– Więc się mylicie – powiedziała. – Wiem, że nie
zrobiłby tego. A jakim prawem pana stryj wtrąca się
w nie swoje sprawy?
– Chciał jak najlepiej. Jest bardzo przywiązany do
Andreasa, jakby był jego własnym synem.
– I wobec tego uważa, że nie jestem dla niego
odpowiednia.
– Nie wiem, panno Zoe – odparł Stavros, wpatrując
się w blat recepcji. – Mówi tylko, że pani i pan Andreas
nie możecie być razem, ale nie podaje przyczyny.
– Więc kiedy Andreas wróci, będę tutaj na niego
czekać, choćby nie wiem jak długo. Do diabła z opinia-
mi pana stryja! Jeżeli przyjdzie do mnie jakaś wiado-
mość, chcę ją dostać natychmiast.
WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
103
– Tak jest, panno Zoe – westchnął.
Był to jednak jedyny jej triumf, bo przez następne
trzy dni nie dotarła żadna wiadomość. Wyglądało na to,
że Andreas postanowił przeczekać w Atenach do końca
wakacji Zoe, żeby uniknąć scen. Dlaczego to zrobił?
Dlaczego udawał, że się w niej zakochał?
,,Jeżeli miała to być rozrywka podczas nudnego
pobytu na wyspie, to musiał się nieźle ubawić’’ – pomyś-
lała z przekąsem.
Nie było łatwo wypełnić czymś dni, ale jakoś się
udawało. Obawiała się drwin ze strony personelu hotelo-
wego, ale odnoszono się do niej przyjaźnie. Raz tylko
zagadnęła Sherry.
– Pewnie wszyscy uważacie, że sama się o to pro-
siłam.
– Nikt tak nie myśli – zapewniła ją, poklepując
przyjacielsko po plecach. – Cały czas się o ciebie
martwiłam. – Zawahała się. – Wiem, że Andreas jest
cudowny, ale cholernie dużo bab tak uważa.
– Jasne – odpowiedziała Zoe. – Wyobrażam sobie.
Tylko bardzo nie chciała sobie wyobrazić, że jest
jednym z licznych imion na jego długiej liście. Stara-
ła się uśmiechać, brała udział w wycieczkach, organi-
zowanych przez hotel, i tylko unikała miejsc, w któ-
rych była z Andreasem. Wspomnienie tego cudowne-
go dnia było zbyt bolesne. I nigdy nie poszła już do
willi Danae.
Piątego dnia popłynęła promem do Kefalonii, po-
chodziła po głównych ulicach handlowych, odbyła po
104
SARA CRAVEN
stolicy przejażdżkę autokarem i nawet chwilami czuła
się całkiem zrelaksowana.
,,Może pewnego dnia się uleczę. Może nawet kiedyś
znów przyjadę do Grecji’’.
Prom przybił z powrotem wczesnym wieczorem.
Zeszła na brzeg zmęczona, ale prawie spokojna. Tuż
przed wejściem do jej hotelu stał samochód, a na schod-
kach dwóch panów w ciemnych okularach rozmawiało
ze Stavrosem. Wyglądali na biznesmenów, sądząc po
garniturach, zauważyła mimochodem, a i samochód
był elegancki. Kiedy się zbliżyła, wszyscy trzej na nią
spojrzeli, aż stanęła z wrażenia.
– Panna Lambert? – upewnił się jeden z nieznajo-
mych, a drugi w tym czasie otworzył drzwi samochodu.
– Mój pracodawca, pan Dragos, życzyłby sobie pani
towarzystwa dziś przy kolacji – poinformował z úsmie-
chem, doskonałą angielszczyzną.
– Proszę podziękować Andreasowi i powiedzieć mu,
że w najbliższej przyszłości nie mam zamiaru przyj-
mować jego zaproszeń. – Postanowiła nie zwracać uwa-
gi na dramatyczne znaki, jakie jej dawał Stavros. – Na
pewno zrozumie – dodała znacząco.
– Jest pani w błędzie. To pan Stephanos Dragos,
ojciec Andreasa, oczekuje pani towarzystwa. Bardzo
chce panią poznać, więc gdyby zechciała pani z nami
pojechać...
– Nie było mnie przez cały dzień – zaprotestowała
Zoe, zdając sobie sprawę z tego, że jest delikatnie,
ale nieuchronnie kierowana w stronę samochodu. – Mu-
WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
105
szę się przebrać – wskazała na wygniecioną niebieską
sukienkę.
– Świetnie pani wygląda – powiedział jeden z nich
tonem nieznoszącym sprzeciwu. – To bardzo kameralne
spotkanie.
– Ma pan zamiar tak stać i pozwolić na to, żeby pana
gościa praktycznie uprowadzono? – Zoe zwróciła się
wzburzona do Stavrosa.
– Pan Dragos chce się z panią zobaczyć, panno Zoe.
– Rozłożył bezradnie ręce. – Poza tym ma doskonałego
szefa kuchni.
– Wspaniale – prychnęła, kiedy ją sadzano obok
kierowcy. – To rzeczywiście zasadniczo zmienia spra-
wę. Jeżeli nie wrócę, niech pan spokojnie wynajmie mój
pokój – dodała ze złością.
Trasa prowadziła obok willi Danae, potem wzdłuż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates