[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jak ich przekonać, że wychodzi za Eryka z miłości. Wszy-
scy troje byli sobie ogromnie bliscy i doskonale
S
R
się rozumieli, więc rodzeństwo natychmiast złapałoby ją na
kłamstwie. Mimo wszystko powinna teraz coś wymyślić,
żeby nie wzbudzać ich podejrzeń.
- Dzwoniłam do ciebie w ubiegłym tygodniu - powie-
działa Chloe. - Telefon odebrała twoja przyjaciółka Lila.
Zapytałam ją, kiedy wrócisz, a ona na to, że karmi Mojo, bo
wyjechałaś. Chciałam wiedzieć, gdzie się podziewasz, a ona
zapytała, czy ja nic nie wiem. Spytałam, o co jej chodzi,
więc powiedziała, że wyjechałaś w podróż poślubną. Mowę
mi odjęło, ale coś tam wykrztusiłam i w końcu dowiedzia-
łam się, że w piątek wyszłaś za mąż. Ja pytam za kogo, a
ona, że za Eryka Randolpha. No to zdębiałam, a Lila pyta,
jak to możliwe, że nie wiem o twoim ślubie z przystojnym
milionerem. Nie miałam pojęcia, więc...
- Dosyć! - przerwała Jayne i uniosła rękę, jakby chciała
w ten sposób powstrzymać potok słów. Znała Chloe jak zły
szeląg. Gdy mała zaczynała perorować, nie znała umiaru i
milkła dopiero wtedy, gdy zatkała sobie usta sporym ka-
wałkiem pizzy.
- Co jest grane, Jayne? - zapytał Charlie. - Naprawdę je-
steś mężatką?
- Gdzie twój przystojny milioner? - dodała Chloe.
- Tutaj - Jayne usłyszała dobiegający z tyłu znajomy
głos.
No pięknie! A już myślała, że gorzej być nie może. Nie
dość, że trzeba będzie na poczekaniu zmyślić jakąś histo-
ryjkę, to jeszcze musi wziąć się w garść, żeby nie zemdleć z
wrażenia na widok zabójczo przystojnego faceta, którego
niedawno poślubiła.
Z roztargnieniem obserwowała twarz Chloe, na której
S
R
początkowo malowała się ciekawość, potem niedowierza-
nie, a w końcu podziw. Jayne pomyślała z obawą, że jeśli
sama wyglądała choć w połowie tak idiotycznie, kiedy
przed chwilą gapiła się na Eryka... Cóż, lepiej nie mówić.
Uśmiechnął się serdecznie do blizniąt i przelotnie spojrzał
jej w oczy. Mocno zmieszana próbowała sobie przy-
pomnieć, o czym rozmawiali, nim zjawiło się tu rodzeń-
stwo. Aha, zapowiedział, że tego wieczoru nie będzie mogła
stosować wobec niego żadnych uników, a potem zabronił
jej wyjść z domu. Jak to dobrze, że dzieciaki postanowiły ją
dzisiaj odwiedzić.
- Cześć - powiedział niskim, ujmującym barytonem. - Ty
jesteś Chloe, prawda?
- Chyba tak - odparła dziewczyna, wpatrując się w niego
z cielęcym zachwytem, jakby nie mogła uwierzyć, że przy-
stojny milioner Eryk Randolph raczył wstąpić w progi
skromnego mieszkanka jej siostry. Po chwili ochłonęła i
dodała przytomniej: - Oczywiście, tak mam na imię. Jestem
Chloe Pembroke. - Chwyciła jego dłoń i mocno nią potrzą-
snęła.
- A to Charlie - wtrąciła Jayne.
Eryk sprawiedliwie obdzielił uśmiechami młodziutkich
powinowatych.
- Cześć - powiedział chłopak, wysuwając się do przodu.
Jego młodsza siostra natychmiast zapomniała o niepokojach
spowodowanych ślubem Jayne, ale on pozostał nieufny.
Mimo to wyciągnął rękę. Eryk uwolnił dłoń nadal trzymaną
kurczowo przez Chloe i wymienił z chłopcem mocny
uścisk.
- Eryk Randolph - przedstawił się z powagą.
S
R
- Wiemy. - Chloe westchnęła rozmarzona.
Jayne zanotowała sobie w pamięci, że musi odbyć z nią
bardzo poważną rozmowę. Mała wyglądała strasznie głupio
z wyrazem cielęcego zachwytu na buzi. Poza tym nie wy-
pada tak się gapić na ludzi... zwłaszcza na mężczyzn. Nie
warto im tak pochlebiać. Nawiasem mówiąc, jej samej rów-
nież należała się bura, bo czasami patrzyła na Eryka tak,
jakby chciała go zjeść. Oczywiście, robiła to ukradkiem,
lecz mimo wszystko czuła się winna.
- Wejdzcie - powiedziała do blizniąt i cofnęła się, prze-
puszczając rodzeństwo w drzwiach.- Gdy oboje znalezli się
w holu, z przerażeniem stwierdziła, że mają ze sobą torby
podróżne. Czyżby zamierzali tu zostać na weekend? Co za
pech!
- No tak - powiedziała, idąc z nimi do salonu. Torby rzu-
cili przy drzwiach. Charlie natychmiast rozparł się na kana-
pie. To zadziwiające, ile miejsca zajmuje szczupły, choć
wysoki nastolatek. Chloe rzuciła się na mały fotel, zosta-
wiając nieco większy, teoretycznie dwuosobowy, dla star-
szej siostry i Eryka.
- No tak - powtórzyła niepewnie Jayne. Usiadła na sa-
mym brzeżku, jak najbliżej lewego oparcia, zostawiając mu
sporo miejsca. W tym momencie nie obchodziło jej zupeł-
nie, że bliznięta będą zdziwione jej zachowaniem. - Macie
ze sobą bagaż - mruknęła w końcu.
- Tak. Skoro pobraliście się przed tygodniem i zaliczy-
liście już podróż poślubną, doszliśmy do wniosku, że nie
będziecie mieli nic przeciwko weekendowi w rodzinnym
gronie - odparł Charlie i spojrzał znacząco na Eryka. -
S
R
- Chyba nie przeszkadzamy, co? Chcieliśmy cię poznać,
bo przecież nic o tobie nie wiemy.
Jayne westchnęła. Proszę bardzo, mały Charlie gra rolę
podejrzliwego braciszka. Tego jej tylko brakowało! Cie-
kawe, jak przekona podejrzliwego smarkacza, że nie ma
powodu do obaw, jeśli sama coraz bardziej wątpi w sens
tego małżeństwa na niby. Nim zdążyła odpowiedzieć, Eryk
przejął inicjatywę.
- Bardzo się cieszę, że wpadliście. To żaden kłopot.
Wszyscy należymy teraz do rodziny. Doskonale rozumiem,
że nasz pospieszny ślub wydał się wam trochę dziwny i
dlatego niepokoiliście się o siostrę. Zapewniam uroczyście,
że nie macie powodu do obaw.
Jayne energicznie pokiwała głową.
- Wiem, że jesteście zaskoczeni. Kiedy Eryk i ja po-
stanowiliśmy się pobrać, zadziwiliśmy samych siebie tą
nagłą decyzją. - Miała nadzieję, że Bóg jej nie ukarze za te
wszystkie kłamstwa. - Od pewnego czasu wydawało nam
się, że byłoby wspaniale...
- Jak się poznaliście? - wpadła jej w słowo Chloe.
- Jayne i Eryk niemal godzinę kłamali jak z nut, opowia-
dając zaciekawionym blizniętom zmyślone szczegóły swe-
go narzeczeństwa. Starali się ich przekonać, że kochają się
do szaleństwa, a uczucie spadło na nich jak grom z jasnego
nieba, że postanowili zachować je w tajemnicy oraz że bar-
dzo chętnie spędzą weekend w rodzinnym gronie. Jest prze-
cież pokój gościnny...
- A w nim rzeczy Eryka, uświadomiła sobie nagle Jayne.
Och, nie! Jak zabrać je stamtąd, żeby dzieciaki nie zorien-
towały się, co jest grane? Gdyby zobaczyły, że sypiają
S
R
osobno, wyjdzie na jaw cała prawda o fikcyjnym małżeń-
stwie, bo dociekliwa parka zacznie zadawać kłopotliwe py-
tania. Jayne nie potrafiła szczerze wyznać im, że dla pienię-
dzy poślubiła obcego mężczyznę. Gdyby się na to nie od-
ważyła, wkrótce usłyszeliby od niej, że nie mogą dłużej
studiować, że od tej pory będą musieli sami zarabiać na
swoje utrzymanie, i choć grzeczne z nich dzieciaki, zabawa
w naukę skończona i trzeba odtąd borykać się z życiem.
Wolała im tego oszczędzić. Chloe i Charlie wobec prawa
byli już dorośli, ale Jayne zdawała sobie sprawę, że pod
wieloma względami są jeszcze bardzo niedojrzali. Zapewne
staraliby się zrozumieć jej motywy działania, ale mogliby
poczuć się winni, że siostra wszelkimi sposobami chce im
zapewnić wykształcenie, natomiast oni poza nauką nie mają
żadnych obowiązków.
Chociaż los ich nie oszczędzał, a utrata rodziców była
strasznym ciosem, dzięki troskliwej opiece Jayne zachowali
wiarę w ludzi i zdrowy optymizm. Nie chciała, żeby teraz
się wyzbyli tych cech. Gdyby poznali całą prawdę, mogliby
dojść do wniosku, że świat jest zły, a starsza siostra nie
umie ich przed nim obronić. Mimo wszystko potrafiła, cho-
ciaż wymagało to od niej wielkich wyrzeczeń. Na razie jed-
nak lepiej, żeby nie wiedzieli, na czym one polegają. Trzeba
za wszelką cenę ukryć przed nimi, że jej małżeństwo to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates