[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wzmocnić straż na tamie.
Wood uspokoił się, uznając, że rozstawienie nowych wart i wyznaczenie zadań
potrwa kilka minut, w czasie których Czerny i Compaigne powinni dotrzeć do skarpy. Jeżeli
tylko uda im się skok. Chybotliwą platformę dzieliły od ściany urwiska niespełna dwa metry,
ale nie odległość była największą przeszkodą.
Gwizdnął cicho. Compaigne podniósł rękę, potwierdzając, że usłyszał sygnał.
Szykował się do skoku, doskonale zdając sobie sprawę, jak jest ryzykowny. Wreszcie ugiął
nogi, odbił się i przeleciał w powietrzu dwa metry, trafiając na wystający kamień. But
ześlizgnął się po mokrej powierzchni, więc balansując przez sekundę, w podświadomym
odruchu, który miał mu przywrócić równowagę, sięgnął na oślep w bok, chwytając za pień
brzózki. Dzięki mokrej rękawiczce, którą naciągnął na dłoń, aby ochronić się przed zimną
wodą, drzewko nie wyślizgnęło się z jego dłoni. Utrzymywał się tak przez moment, aż udało
mu się przeważyć ciężar ciała i stanąć pewnie na skalnej półce. Odwrócił się i usiadł,
opierając się plecami, gotów pomóc Czernemu, który za sekundę miał powtórzyć jego skok.
Wood przeniósł wzrok na żołnierzy na tamie. Na szczęście przerwali obchód i
stanęli na wyznaczonych pozycjach. Dwaj szli, aby podjąć wartę w miejscu, z którego
mogliby dojrzeć Compaigne a i Czernego, ale wciąż byli za daleko. Spojrzał w stronę
balkoniku -Czerny skoczył tak, że upadł całym ciałem do przodu, i leżał płasko na skarpie.
Wood zsunął się o kilka metrów, zaparł stopami o wystające kamienie i opuścił linę,
której koniec schwycił Compaigne. Z wysiłkiem, na jaki stać tylko człowieka znajdującego się
w beznadziejnej sytuacji, wydostał się na górę i usiadł obok Wooda , ciężko dysząc. Po
chwili to samo zrobił Czerny. Bez słowa, chyłkiem, wycofali się w stronę drogi i pobiegli do
miejsca, gdzie Wood wynalazł kryjówkę. Zmęczenie przemogło ogromne napięcie i
Compaigne oraz Czerny zapadli w krótki, niespokojny sen.
Glöbcke zszedÅ‚ na dół, do dÅ‚ugiego korytarza, jasno oÅ›wietlonego lampami na
ścianach pod stropem; Jorg spisywał tam zawartość skrzyń, dokładnie numerując wszystkie
urządzenia. Stanął przy nim, przyglądając się bez słowa kolumnom cyfr w notatniku Jorga.
- Mogę panu w czymś pomóc? - Jorg nie podnosił głowy, zajęty obserwowaniem
techników układających metalowe części w skrzyni wyłożonej wiórami.
- Zastanawiam się, czy pan coś słyszał.
- Nie - Jorg wciąż nie podnosił głowy - tutaj pod ziemią niewiele się mówi. A o czym
miałem słyszeć?
Pewność i spokój Jorga zbiÅ‚y z tropu Glöbckego.
- Mówię o wybuchach - wyjaśnił, bacznie obserwując reakcję kapitana. - Dwaj ludzie
wylecieli w powietrze na minach.
- Widocznie nie przeczytali ostrzeżenia albo byli pijani. Przeszkadza mi pan, czy ma
pan coś tak ważnego, że uzasadniałoby to przerwanie pakowania Aparatu ? - Jorg opuścił
notatnik i spojrzaÅ‚ prosto w oczy Glöbckego.
- Kiedy zakoÅ„czy pan pakowanie Aparatu ? - zapytaÅ‚ Glöbcke po chwili milczenia.
- Jeżeli nie będzie mi pan przeszkadzał to przed świtem.
Glöbcke odwróciÅ‚ siÄ™ bez sÅ‚owa, sÅ‚yszÄ…c kroki na kamiennych schodach - to Beer
zatrzymał się w oddali, dając znak, że ma coś ważnego do przekazania.
- Co jest?
- Dotarliśmy do trupów - Beer mówił półgłosem, pochylony nad ramieniem
Glöbckego. - Jeden to nawet żyÅ‚ jeszcze, ale nie zdoÅ‚aliÅ›my go uratować, straciÅ‚ za dużo krwi.
Byli w mundurach pilotów amerykańskich.
- Co z tego?
- Wczoraj w okolicach Arnsdorf spadł amerykański samolot zwiadowczy. To jakieś
dwadzieścia kilometrów stąd. Mogli przedzierać się do rosyjskich linii i nie zauważyli, że
weszli na pole minowe.
- Pozostawili jakieś ślady? Beer pokręcił głową.
- Za mocno pada. Deszcz wszystko zmył. Psy też nie podjęły śladu.
- To skąd wiesz, że szli drogą?
- Nie mogli przejść od jeziora, tam też są miny.
- A awaria?
- Wygląda, że jakiś technik zostawił łom, który zwarł przewody. Może zrobił to
specjalnie. Sprawdzamy, kto ostatnio dokonywał konserwacji. Braliśmy ludzi z Marklissy.
Glöbcke skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….
Wyjaśnienia Beera brzmiały przekonująco. Nie odkryto niczego, co wskazywałoby, że
w okolicy działała wroga grupa. Straże na tamie niczego nie zauważyły. Być może z
nadejściem dnia uda się odnalezć ślady.
- Beer! - Glöbcke zatrzymaÅ‚ esesmana, który przebiegÅ‚ już kilka stopni. SÅ‚yszÄ…c
wezwanie, posłusznie wrócił.
- Stan gotowości ma trwać. Obstawić dziedziniec. Tam nie tylko mysz nie może
prześlizgnąć się niezauważona. Nawet pająk.
- Tak jest! - zasalutował Beer.
- I zapowiedz, że jeżeli złapię kogokolwiek na przekroczeniu regulaminu warty,
zostanie natychmiast powieszony. Kiedy przyjadą ciężarówki?
- Będą nad ranem.
- Natychmiast zacząć zaÅ‚adunek. Konwój ruszy do Fürstenstein wieczorem.
Przekażcie przez radio otwartym tekstem wiadomość, żeby rozpoczęli przygotowania do
planu Z .
Spojrzał na zaskoczonego Beera.
- Co cię tak dziwi? Aadnie brzmi, jak Pers Z . Beer zasalutował i zamierzał odejść.
- Czekaj! - zatrzymaÅ‚ go Glöbcke. Niespodziewany pomysÅ‚ przyszedÅ‚ mu do gÅ‚owy. -
Wezmiesz kilku żoÅ‚nierzy ochrony i natychmiast wyjedziesz do Fürstenstein! Masz tam być
przed konwojem i zameldować się u dowódcy zamku. Nie pamiętam, kto to...
- Ale... - Beer był bardzo zaskoczony niespodziewanym rozkazem.
- Na miejscu bÄ™dziesz nadzorowaÅ‚ ukrycie Aparatu - mówiÅ‚ dalej Glöbcke. - Nie
wierzę dokumentom. Chcę mieć twoją relację, gdzie ukryto skrzynie i jak je zabezpieczono.
Dopilnujesz, żeby więzniowie, którzy będą przenosić skrzynie, zostali rozstrzelani, a
nadzorujący ich esesmani - natychmiast odesłani, najlepiej do obrony Berlina. Wrócisz po
wykonaniu zadania!
- Tak jest! - Beer wciąż był zdziwiony niespodziewanym rozkazem.
Glöbcke skinieniem gÅ‚owy potwierdziÅ‚, że nie ma wiÄ™cej rozkazów do przekazania.
Nie potrafił uzmysłowić, dlaczego pomysł odesłania swojego zastępcy nagle uznał za celowy i
ze wszech miar uzasadniony. Odczekał, aż Beer zniknął w głębi korytarza, podszedł do
telefonu wiszącego na ścianie i pokręcił korbką.
- Kto dzisiaj jest dowódcą wart?
Odczekał chwilę, aż operator w centrali sprawdził nazwisko oficera.
- Połączcie mnie z nim.
ZnaÅ‚ Obersturmführera Kropatzkiego, mÅ‚odego chÅ‚opaka z Wafen-SS, nadzwyczaj
zdyscyplinowanego i twardego żołnierza. Pomyślał, że dobrze się złożyło, że to ten właśnie
oficer pełni dyżur.
- Mówi Obersturmbannführer Glöbcke. Od tej chwili nikt, powtarzam, nikt, nie ma
prawa wstępu na dolny dziedziniec. Do odwołania. Osobiście pan za to odpowiada. O
wszelkich próbach wejścia na dziedziniec powiadomić mnie, bez względu na porę.
- Tak jest - usłyszał w słuchawce i odwiesił ją, przekonany, że jego rozkaz będzie
wykonany z nadzwyczajną skrupulatnością.
ROZDZIAA DWUDZIESTY SIÓDMY
Cziżykow, który przez ostatnie dni szczególnie często przesiadywał w pokoju łączności
kwatery Zawieniagina, czekając na meldunek Z-1 , drgnął, gdy radiotelegrafista spojrzał na
niego i szybko powiedział Jest .
Sięgnął po słuchawkę telefonu i kazał połączyć się z generałem, któremu zameldował,
że Z-1 nadaje. Potem czekał niecierpliwie i gdy tylko szyfrant podał mu kartkę z
odczytanym tekstem, wsunął ją do tekturowej teczki, w której zwykł dostarczać szefowi
najważniejsze meldunki i pognał schodami na górę.
Zawieniagin jadł śniadanie, więc tylko odsunął na bok talerz z jajecznicą, a Cziżykow
starał się ukryć zdumienie na widok liczby jajek, z których zrobiono danie na kiełbasie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates