[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ma miesiącami. Obcym zezwolono na lądowanie, ustanowiono z nimi poprawne stosunki i w końcu
pozwolono im opuścić pilnie strzeżone lądowisko w pobliżu góry Steens na oregońskiej pustyni i ob-
cować z ludzmi. Kilku z nich dzieli teraz odbudowaną Kopułę Księżycową z naukowcami FedNaru,
a parę ich tysięcy jest na Ziemi. To wszyscy, jacy istnieją, a przynajmniej wszyscy, jacy przylecieli.
Bardzo mało podobnych szczegółów podawano do publicznej wiadomości. Urodzeni w metanowej
atmosferze planety krążącej wokół Aldebarana, na Ziemi i Księżycu musieli stale nosić dziwacz-
ne żółwiopodobne kombinezony, ale chyba im to nie przeszkadzało. Orr właściwie nie wiedział,
jak wyglądają naprawdę, bez kombinezonów. Nie mogli z nich wyjść, a nie rysowali. W gruncie
195
rzeczy ich komunikacja z istotami ludzkimi ograniczała się do emisji mowy z lewego łokcia i ja-
kiegoś odbiornika słuchowego: nie był nawet pewien, czy widzą, czy mają jakiś narząd zmysłu
wrażliwy na widzialny odcinek widma. Istniały ogromne obszary, na których porozumienie nie było
możliwe. To tak jak kwestia delfinów, tylko o wiele trudniejsza. Jednak po zaakceptowaniu ich nie
agresywności przez ZCP i przy ich oczywistej małej liczebności i jasności celów, zostali z niejaką
skwapliwością przyjęci do ziemskiego społeczeństwa. Miło było popatrzeć na kogoś innego. Wy-
dawało się, że zostaną, jeśli się im na to pozwoli. Niektórzy z nich zaczęli już prowadzić drobne
interesy, bo chyba dobrzy byli w sprzedawaniu i organizowaniu, tak jak w pilotażu kosmicznym,
którą to wiedzą natychmiast podzielili się z ziemskimi naukowcami. Nie wypowiedzieli się jeszcze,
na co liczą w zamian, dlaczego przybyli na Ziemię. Wydawało się, że po prostu im się tu podoba.
Ponieważ zachowywali się jak pracowici, spokojni i przestrzegający prawa obywatele Ziemi, plotki
o  przejmowaniu firm przez Obcych i  pozaziemskiej infiltracji stały się domeną paranoidalnych
polityków z wymierających odłamów ruchów nacjonalistycznych i tych ludzi, którzy rozmawiali
z  prawdziwymi kosmitami z latających talerzy.
Wyglądało, że jedyną pozostałością tego strasznego pierwszego dnia kwietnia był powrót góry
Hood do statusu aktywnego wulkanu. Tym razem nie trafiła w nią żadna bomba, bo żadnych bomb
nie zrzucano. Po prostu się obudziła. Wypływał teraz z niej na północ długi, szarobrunatny pióropusz
196
dymu. Zigzag i Rhododendron podzieliły los Herculanum I Pompejów. Ostatnio przy maleńkim
starym kraterze w Parku Góry Tabor, w granicach miasta, otworzyła się fumarola. Ludzie z okolic
góry Tabor przeprowadzali się do prosperujących nowych przedmieść West Eastmont, Chestnut Hill
Estates i Sunny Slopes Subdivision. Mogli żyć z górą Hood dymiącą delikatnie na horyzoncie, ale
erupcja po drugiej stronie ulicy to za dużo.
W zatłoczonym barze Orr kupił talerz ryby z frytkami bez smaku i afrykańskim sosem orzecho-
wym. Jedząc pomyślał ze smutkiem, że raz wystawił ją do wiatru  U Dave a , a teraz zrobiła to
ona.
Nie potrafił znieść żalu i straty. %7łalu po śnie. Straty kobiety, która nigdy nie istniała. Próbował
jeść, obserwować innych. Ale jedzenie było bez smaku, a wszyscy ludzie byli szarzy.
Po drugiej stronie szklanych drzwi baru tłum gęstniał: ludzie śpieszyli na popołudniową imprezę
do Portlandzkiego Pałacu Sportu, ogromnego i bogatego koloseum w dole rzeki. Ludzie nie siedzie-
li już w domach i nie oglądali telewizji. Telewizja FedNaru nadawała tylko dwie godziny dziennie.
Nowoczesnym stylem życia było przebywanie razem. Był czwartek, a więc będzie walka wręcz,
największa atrakcja tygodnia oprócz sobotniej piłki nożnej. Właściwie więcej zawodników ginęło
w walkach wręcz, ale brakowało im dramatycznego, oczyszczającego aspektu piłki nożnej, tej czy-
stej rzezi, gdy na raz jest na arenie 144 mężczyzn, a dolne trybuny spryskuje krew. Umiejętności
197
pojedynczych zawodników były w porządku, ale nie dostarczały wspaniałej możliwości odreagowa-
nia za pośrednictwem masowego zabijania.
 Nie ma już wojen  powiedział do siebie Orr, zostawiając ostatnie rozmokłe frytki. Wy-
szedł w tłum.  Ain t gonna. . . war no more. . .  Była taka piosenka. Kiedyś. Stara piosenka.  Ain t
gonna. . .  Jak to dalej szło?  Ain t gonna. . . war no more. . . 
Od razu natknął się na Aresztowanie Obywatela. Wysoki mężczyzna o pociągłej, pomarszczonej,
szarej twarzy chwycił za tunikę na piersiach niskiego człowieka o okrągłej, błyszczącej, szarej twa-
rzy. Tłum zderzył się z tą parą, niektórzy przystawali, żeby popatrzeć, inni parli naprzód do Pałacu
Sportu.
 To Aresztowanie Obywatela, proszę przechodniów o poświadczenie!  mówił wysoki prze-
szywającym nerwowym tenorem.  Ten człowiek, Harvey T. Gonno, jest chory na nieuleczalnego
złośliwego raka żołądka, ale ukrywa się przed władzami i nadal żyje z żoną. Nazywam się Er-
nest Ringo Marin, mieszkam przy Scuth West Eastwood Drive 2624287, Sunny Slopes Subdivision,
Wielki Portland. Czy jest dziesięciu świadków?  Jeden ze świadków pomógł przytrzymać słabo
wyrywającego się przestępcę, a Ernest Ringo Marin liczył. Orr uciekł, przebijając się ze spuszczoną
głową przez tłum, zanim Marin dokonał eutanazji za pomocą pistoletu strzykawkowego noszonego
przez wszystkich dorosłych obywateli, którzy zdobyli Zaświadczenie Odpowiedzialności Obywatel-
198 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates