[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swoje znaczenie dla wymowy całości. Istotni byli święci Piotr i Paweł ze swoimi atrybutami:
kluczami i mieczem, pilnujący bożego porządku w niebie. Nie bez znaczenia pozostawały figury
czterech ewangelistów, którzy to, umieszczeni między trzema parami kolumn, swoim słowem
bożym mają wprowadzać boży ład na tym niedoskonałym świecie. Między nimi, pośrodku,
potężny wir, podkreślony złoceniami i oświetleniem, unosił figurę Najświętszej Matki z ziemi,
wprost do nieba. To dynamiczne przedstawienie było według Kościoła bezpośrednią
konsekwencją przywileju niepokalanego poczęcia oraz roli, jaką matka wypełniła w życiu i
śmierci Jezusa. Najistotniejsza jednak, choć na to nie wyglądała, była najniższa, ołtarzowa strefa.
Po pierwsze, ołtarz był symbolem stołu, na którym Chrystus w wieczór Ostatniej Wieczerzy
ustanowił Ofiarę Eucharystii, zapowiadając swoje męczeństwo i śmierć. Po drugie, ołtarz był też
symbolem samego krzyża, na którym Chrystus został ofiarowany we własnej postaci. I w końcu,
tabernakulum z dwoma aniołami w adoracyjnej pozycji był odniesieniem wprost do biblijnej Arki
Przymierza. Te trzy symbole, z których jeden wzmacniał kolejny, a drugi podkreślał znaczenie
następnego, wzięte razem wskazywały wyraznie na istotę tego przedstawienia. U podstaw
Kościoła leży męka i śmierć Syna Bożego, a jego ofiarę kapłani i wierni rozpamiętują wciąż od
nowa podczas kolejnych celebracji sakramentu Eucharystii.
Za tym ołtarzem, w ciemnej i ciasnej wnęce, między ogromną bryłą konstrukcji a
marmurową ścianą kaplicy, w swoim zwyczajnym, białym habicie klęczał brat Tadeusz. Dla
wiernych, których kilkoro modliło się jeszcze w bazylice, pozostawał całkowicie niewidoczny,
ukryty za monstrualnej wielkości rzezbami zdobiącymi ołtarz. Jednak gdyby ktoś mógł go w tej
chwili zobaczyć, z pewnością dostrzegłby, że jego oblicze jest w dziwny sposób odmienione. Na
jego twarzy nie było widać cienia zwykłej zaciętości. Spojrzenie miał łagodne, a czoło skupione.
Na usta wpełzał mu uśmiech, jakim obdarza się niemowlęta dobrotliwy i pełen spokoju.
Klęczał na obu kolanach, z rękoma złożonymi do modlitwy, jak dziecko przed pierwszą komunią.
Jednak jego wzrok utkwiony był w posadzce. Po skończonym pacierzu ucałował zimny marmur
przed sobą i podniósł z ziemi jakiś niewielki przedmiot. Następnie przystawił do tylnej ściany
ołtarza wysłużoną, drewnianą drabinę i zwinnie wspiął się na sam jej szczyt. Znajdował się teraz
na wysokości, umieszczonej po frontowej stronie, glorii. Po omacku odnalazł właściwe miejsce
w ścianie i delikatnie wypchnął na zewnątrz fragment złoconej rzezby w samym środku szerokiej
na kilka metrów tylnej ściany ołtarza. Sięgnął do swojej nieodłącznej skórzanej torby, którą miał
na ramieniu, i wyjął z niej podniesiony wcześniej z posadzki przedmiot. W niemal całkowitej
ciemności wepchnął go w powstały w ścianie otwór, przeżegnał się i wyszeptał z dumą w głosie:
- To już ostatni, Panie. Ja, twój uniżony sługa, jestem na twoje wezwanie i wszystko, co
każesz, niech się tak stanie.
Klara i Zuzanna, pochylały się właśnie nad stosami akt i raportów, kiedy do biura prokurator
Bachledy wpadł Malinowski.
- Pani prokurator, dzień dobry! zaczął wyraznie podniecony komisarz. Już jestem,
przepraszam, że tyle mi to zajęło, ale wracam właśnie z instytutu.
Klara popatrzyła na Zuzę pytającym wzrokiem i nieznacznie zmarszczyła brwi. Zuzanna
natomiast wskazała Malinowskiemu krzesło i zaczęła rzeczowo:
- I czego się pan dowiedział, komisarzu? Proszę, niech pan mówi wszystko, co pan wie.
- A& - zająknął się Malinowski, wskazując spojrzeniem siedzącą niedaleko Klarę.
- Proszę mówić, redaktor Wasowska jest już z grubsza wprowadzona w sprawę. I mam do
niej całkowite zaufanie.
- Dobrze uspokoił się Malinowski - w takim razie pozwolę sobie zacząć od początku.
Poprawił się na krześle, odchrząknął i zaczął referować to, czego udało mu się dowiedzieć: -
Doktor Wieczorek jest przekonany, że osoba, z którą mamy do czynienia, ma jakiś związek z
Kościołem katolickim, a przynajmniej z tradycją chrześcijańską. Nie możemy być pewni, czy
chodzi o księdza, zakonnika czy tylko kogoś głęboko wierzącego, dlatego też czeka nas niełatwe
zadanie, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w Częstochowie nie brakuje przecież fanatyków. W
każdym razie nasz poeta-morderca ma prawdopodobnie jakąś misję do spełnienia. I ta misja
przypusz czalnie wymaga zabójstwa kolejnych osób. Nie jestem przekonany, ale wydaje mi się,
co zresztą doktor Wieczorek potwierdza, że zabójca w jakiś sposób oczyszcza" tych ludzi, a już
z całą pewnością oczyszcza z nich samo miasto. Tak więc, jak pani prokurator widzi, trafił nam
się, cholera, jakiś katolicki Batman, psia jego mać! wykrzyknął Malinowski i natychmiast
uświadomił sobie niestosowność swoich słów. Proszę mi wybaczyć wzburzenie, ale po prostu
krew się we mnie gotuje dodał spokojniej.
- Nic nie szkodzi, panie komisarzu, to zrozumiałe odparła Zuza. Proszę, niech pan mówi
dalej.
- Doktor Wieczorek jest również przekonany, że kolejnych wskazówek powinniśmy szukać
w Księdze Przysłów.
- W Biblii?! wyrwało się Klarze.
- Tak, wyczytał to z tego wiersza. Malinowski przybrał minę wyrażającą najwyższy
zachwyt i szacunek dla genialnego odkrywcy. - Proszę na mnie nie patrzeć, ja sam bym tego nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates