[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czas jest tylko pró¿nym pamiêci zaprz¹tnieniem, a jej nauka daremn¹ prac¹. Je¿eli starasz siê
wiedzieæ, co siê dzia³o u s¹siadów, a nie wiesz i wiedzieæ nie chcesz o tym, co u ciebie dzia-
³ano, nie jesteS natenczas godnym towarzystwa, w którym ¿yjesz.
Miarkujê ja z wielu powodów, ¿e towarzystwo, w którym ty by³eS urodzony, nie lubi ani swo-
jego kraju, ani swojego jêzyka. W przyrównywaniu powszechnym rzeczy - te, które s¹
53
w dzier¿eniu naszym, mog¹ byæ co do niektórych punktów i okolicznoSci nie tak doskona³e
jak drugie, które inni dzier¿¹; ale natychmiast przybywaæ zwyk³a na pomoc mi³oSæ w³asna,
któr¹ zwykliSmy wtenczas zwaæ mi³oSci¹ ojczyzny. Ta wycieñcza przywary w³asnoSci na-
szych, zas³ania, hak mo¿e, niedostatek, a le¿eli roztropna, korzysta z dobroci s¹siedzkiej go-
dziwymi sposoby, ¿eby swój stan polepszyæ.
Wzgarda kraju i jêzyka w³asnego znaczy letkoSæ umys³u i serce nieprawe. Tym niegodziwym
i szkodliwym nader impresjom wianiScie sami. Porzucacie swój jêzyk, a ka¿ecie siê dzieciom
uczyæ jak najpilniej cudzych; zaniedbywacie wiadomoSci w³asnych dziejów, a przymuszacie
m³odzie¿, ¿eby koniecznie wiedzia³a, co siê dzia³o za granic¹. Có¿ st¹d za konsekwencja?
Oto ta: dzieciê widz¹c, i¿ w³asny jêzyk nie wyci¹ga nauki, a cudze potrzebuj¹, mniema je
byæ lepszymi. Zaprz¹tnione postronnymi przypadkami, opisywaniem - a mo¿e i bajecznym -
ornych krajów zdziwione, gardzi tym, co ustawicznie widzi, a pragnie widzieæ to, co mu na-
tê¿ona imaginacja piêkniej maluje, ni¿ jest w istocie.
Te to wy krajów opisanie nazywacie geografi¹. Te¿ same przyczyny, które usprawiedliwiaj¹
ciekawoSæ nasz¹ wzglêdem dziejów s¹siedzkich, s³u¿¹ geografii, opisuj¹cej po³o¿enie krabów,
osobliwoSci w nich znaduj¹ce siê, stan rz¹du i inne narodu ka¿dego okolicznoSci. U nas ta
nauka, gdy nie jesteSmy z inszymi towarzystwami w korelacji, nie jest potrzebna; a choæby-
Smy mogli byæ w tej mierze oSwieconymi, wola³bym z wielu miar, ¿ebySmy zostali w dawnej
nasze niewiadomoSci.
54
ROZDZIA£ SZÓSTY
Z gustem niewypowiedzianym s³ucha³em dyskursów nauczyciela mojego. Te zwyczajnie po-
przedzone bywa³y pytaniami. Nim zacz¹³ mówiæ o naukach, kunsztach lub innych okoliczno-
Sciach tycz¹cych siê krajów naszych, powtarza³ najprzód definicje albo opisy tych¿e, przed-
tem jemu ode mnie czynione. Zadawa³ nowe pytania pragn¹c coraz wiêkszego objaSnienia
w rzeczach, o których mia³ ze mn¹ mówiæ; dopiero kiedy ju¿ mniema³, i¿ mia³ nale¿yt¹ in-
formacj¹, traktowa³ o ka¿dej materii uwa¿nie, zarzutów moich cierpliwie s³ucha³; a gdym siê
nie odzywa³, pobudza³ mnie sam do tego, abym mu odkrywa³ w¹tpliwoSci i zdania nie zga-
dzaj¹ce siê z moim sposobem mySlenia. Nie umia³ on braæ na siebie postaci wspania-³oponu-
rej; nie umia³ ustawicznie mySleæ albo udawaæ mySl¹cego; dystrakcje, które tak zdobi¹ i dys-
tyngwuj¹ mêdrców naszych, me by³y mu wiadome; ton g³osu lego nie by³ wynios³y; nie defi-
niowa³ tego, na czym siê nie zna³. Ale to by³ cz³owiek dziki.
Gdym mu filozofi¹ wed³ug przemo¿enia mojego opisywa³, a przysz³o do tej czêSci, która
o obyczajach traktuje, zawo³a³ z radoSci¹:
- Otó¿ to nasza nauka, w tej szkole jesteS. Jej maksymy Swiête, jej regu³y proste ja nie w pa-
miêæ, ale w serce twoje wraziæ pragnê. Mo¿e u was ta nauka na s³owach zawis³a, my mniej
dbamy o definicje, bylebySmy wype³niali obowi¹zki.
Filozofia, która jakoS mi powiedzia³, z nazwiska znaczy mi³oSæ m¹droSci, powinna by braæ
za cel najpierwszy wiadomoSæ obowi¹zków cz³owieka i ich wype³nienia. Nauka ta wzglêdem
waszego zdania jest bardzo trudna i najwiêcej rozum wysila. Nie dziwujê siê temu, gdy po-
znajê, co wy pod tym powszechnym nazwiskiem mieScicie. W metafizyce 1 zapêdzacie siê
ku rzeczom zmys³om nie podleg³ym. Musi byæ niezmiernie ciê¿ka ta nauka, kiedy wygóro-
wana nad naturalne pojêcie.
Fizyka traktuje o przyrodzeniu rzeczy, ale i w niej nadto siê zapuszczacie. Umys³ wasz,
zbyt dumny, chce odchylaæ zas³onê wyrokiem przedwiecznym zapuszczon¹. Chcecie
wmawiaæ w mniej wiadomych, ¿eScie j¹ ods³onili, i zamiast istoty rzeczy odkrytych opo-
wiedacie wasze sny i przywidzenia. Latacie po niebach; niekontenci z mi³ego widoku
gwiazd i planet, chcecie je mierzyæ; ciekawoSæ wasza zuchwa³a zapêdza siê za metê wy-
znaczon¹ opuszczaj¹c czêstokroæ to, co ma przed sob¹ i co by za pracowitym staraniem
mog³a odkryæ i poj¹æ; jak zaS wszystkie natury rozrz¹dzenia s¹ przedziwne, tak to wie-
dzieæ macie, i¿ cokolwiek wam Najwy¿sza IstnoSæ poj¹æ dopuszcza, wszystko to wam
nowy po¿ytek przynieSæ mo¿e. Widzisz ziemiê okryt¹ zio³ami; nie dla samej pieszczoty
oka zesz³y; kryje siê wSród nich zbawienna dla twego dobra tajemnica. Jej dociekaæ, jej
probowaæ i doSwiadczaæ - to godziwa, to zabawna i razem po¿yteczna ciekawoSæ. Szklni
siê firmament gwiazdy; g³upia hardoSæ zrobi³a go prorock¹ ksiêg¹ i z jednostajnych ob-
rotów chcia³a wyczytaæ ukryt¹ przysz³oSæ.
55
Natura - nic nie czyni¹ca nadaremnie - gdy nada³a umys³om chêæ docieczenia, chcia³a, ¿eby
ni¹ roztropnoSæ tak kierowa³a, aby cel ciekawoSci naszej zmierza³ jedynie do tych rzeczy,
które docieczone byæ mog¹, a docieczeniem po¿ytek przynieSæ. Inaksze zapêdy s¹ prób¹ har-
doSci i niedoskona³oSci naszej.
To, co nazywasz logik¹, jest to w³aSciwy przedmiot umys³u fraszkami i przeSwiadczeniem nie
zaprz¹tniêtego.
Niech tylko imaginacja twoja zbytnie nie buja, niech umys³ jednego siê celu statecznie trzy-
ma, choæ bez formy argumentów, bêd¹ iSæ mySli twoje w³aSciwym pasmem.
Po tym wszystkim, coSmy o waszej edukacji i naukach mówili, nastêpuj¹ uwagi z xróde³ tych
wyp³ywaj¹ce: Najprzód, i¿ edukacja wasza i co do celu, i co do sposobów jest zdro¿na. Za-
trudniacie sobie fraszkami sposób nabycia doskona³oSci; zbyt dufacie rozumowi w³asnemu;
ten rozum wielorakim przeSwiadczeniem ska¿ony jest; niestatecznoSæ i p³ochoSæ kieruje wami
i rz¹dzi; ambicja, a wcale nies³uszna, oSlepi³a was wszystkich, na koniec, tak dalece, i¿ zbyt
dobrze o sobie trzymaj¹c, z jednej strony rozumiecie, i¿ wam co do wewnêtrznej doskona³o-
Sci na niczym nie schodzi, zaS co do zewnêtrznej szczêSliwoSci wszystkiego brakuje.
Os¹dziwszy siê sami za najdoskonalszych, chcielibyScie to mieæ, czegoScie godni, godni zaS
jesteScie wedle waszego przeSwiadczenia najwyborniejszych darów natury St¹d pochodzi, i¿
kraj wasz niewart takich, jakimi jesteScie, obywatelów. Jêzyk zbyt pod³y, ¿eby górne mySli
wasze abj³ i wyrazi³. Urodzenie, ¿e nie najjaSniejsze, nieprzyzwoite. Zgo³a, im siê wy¿ej ce-
nicie, tym jesteScie nieszczêSliwsi. Je¿eli wiêc to, czym wy jesteScie, doskona³oSci¹ jest i po-
lorem, to czym my, dzikoSci¹, prostot¹ i grubiañstwem -mnie siê zdaje, ¿e lepiej byæ dzikim
po naszemu.
56
ROZDZIA£ SIÓDMY
Namieni³em wy¿ej, i¿ os¹dzony za dzikiego, oddany by³em gospodarzowi mojemu na naukê.
Nimem mia³ satysfakcj¹ s³yszeæ jego maksymy, przez czas doSæ d³ugi odbywa³em wszystkie
powinnoSci parobka bardziej, ni¿ ucznia. W tej szkole nauczy³em siê pierwej ¿¹æ i kosiæ ni¿
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates