[ Pobierz całość w formacie PDF ]

śruciną w czoło żonę tegoż młodziana, bo napawała się przez okno sceną, w której jej
odważny mężuś uspokaja pijaną kagiebowską swołocz. Młodzian był synem marszałka
Skripki, a jego synowa - córką jednego z wicepremierów. Porucznik Wafiel relacjonując
wtedy Innie wydarzenie, zakończył słowami: Pizdiec kationku, bolsze scat nie budiet! Inna
pokiwała głową, spokojnie pożegnała się i pojechała do domu wyryczeć gorycz - Indor
zostaje w wydziale na stałe, czyli do końca zasranego życia. Ona zaś nigdy nie awansuje i nie
przeprowadzi się na wyższe piętro. Płakała pół godziny, pózniej zerknęła na zegarek i uznała,
że to wystarczy. Wzięła prysznic, po czym spokojna i zimna wróciła do pracy.
I teraz ten stary grzyb przemawia do niej, prymuski WSDiGB, jakby była zwykłym
sierżanciną popijającym samogon pod gruboziarnistą sól i wąchaną po kolei skórkę
cziornowo chlieba,
Byszowiec trącił paznokciem sterczące z uchwytu pióro i przesunął telefon.
- Poka pridiot etot jobanyj paliak, szto ja jeszczio dołżen znat ? - podniósł na nią
wyblakłe oczy.
- Ja wam wsio pieriedała. - Inna Poniedielnik nieznacznie wzruszyła ramionami.
Bardzo bym chciała mieć coś na ciebie, pomyślała. Trochę już mam, przyznała, ale nie za
dużo. Właściwie za mało, ale nie szkodzi, znajdę więcej. - Nikakoj podoplieki nie wiżu.
Jakby wyczekawszy na stosowną chwilę, ktoś zastukał w drzwi i wszedł nie czekając
na zezwolenie. Inna odepchnęła się stopami od grubej wykładziny podłogowej i odjechała z
fotelem w bok, ustępując miejsca Gładyszowi. Byszowiec przywitał go wystudiowanym
spojrzeniem. Jednym z głupszych poleceń Kremla było stosowanie języka polskiego jako
urzędowego, dlatego Byszowiec wolał się nie odzywać. Gestem polecił Innie złożyć raport z
wczorajszego incydentu.
- Nakryliśmy przypadkiem dwóch wywiadowców wrocławskiej komendy
wojewódzkiej. - Mówiła po polsku bezbłędnie, zdradzały ją tylko głębokie samogłoski, ale
wyłącznie wtedy, kiedy sama tego chciała. wiczyła w domu codziennie różne warianty
wymowy, naśladowała rozmaite regionalne akcenty: Górny Zląsk, Wielkopolska, Wybrzeże,
Warszawka i Falenica. - Zachowali się dość niesprawnie. - Lubiła wtrącać takie drobne błędy,
które u naiwnych Polaków wywoływały poczucie wyższości, sygnalizowane przez
nieznaczne skrzywienie warg. Wzięliśmy ich więc pod nadzór i okazało się, że śledzili
niejakiego Jarosława Cieszewicza. Dlaczego? Cieszewicz jest przyjacielem i wspólnikiem
Michała Weissa, razem prowadzą firmę importowo-eksportową, branża: artykuły biurowe,
książki i tak dalej. Dwa dni temu Weiss zniknął z pola widzenia Sekcji Taktycznej.
- A do czego oni go potrzebują? - wykorzystał minimalną pauzę Gładysz, przez cały
czas zerkający w podsunięty protokół.
- Otóż to! Wiemy tyle, ile wyciągnęliśmy z wywiadowców. Szukają go, bo ma jakiś
związek z ważnymi dokumentami, ale co to za dokumenty, nie wiadomo. Weiss dostał je od
zaginionego dwa miesiące temu Bazarewicza na adres swojej przyjaciółki Krystyny Grodziec.
W przekazywaniu pośredniczyła niejaka Sukiernicka. Agent Komendy Wojewódzkiej zabił ją,
ale dokument wyfrunął i objawił się dopiero u Grodziec. Oboje zaczęli powielać dokument,
nie wiadomo, ile zdążyli odbić, a na widok wywiadowców uciekli i jak dotąd skutecznie się
ukrywają. Ci dwaj więc przyjechali tutaj, żeby sprawdzić kontakt z Cieszewiczem.
Umilkła. Gładysz popatrzył na Byszowca, który odpowiedział spojrzeniem bez
wyrazu. Porucznik zrozumiał, ze major czeka na komentarz.
- Po pierwsze: co to za dokument? Bo jest ważny, skoro tak szybko zdecydowali się na
akcję zero-siedem. Dwa: oczywiście Weiss i pozostali, czyli Bazarewicz, Grodziec,
Cieszewicz. Trzy: nawiązać kontakt z... - zmarszczył czoło i zastanawiał się przez chwilę.
Udaje, bydlak, pomyślała Inna. Przecież wiadomo, że ma łeb, którego zawartość nie
mieści się na dysku komputera.
- Tam jest pułkownik Krymarys, tak, Krymarys! - ostentacyjnie ucieszył się z
 odnalezionego w pamięci nazwiska. - Skoro ich zwinęliśmy, należy o tym powiadomić
oficjalnie. Jeśli będziemy milczeć, zrozumieją, ze zainteresowaliśmy się sprawą, więc trzeba
jak zwykle ponarzekać na nieufność, niechęć do współpracy i tak dalej. Możemy
zaproponować pomoc.
- Wątpię, czy skorzystają - stwierdziła Inna.
- W ten sposób potwierdzą nasze podejrzenia. - Coś mu przyszło do głowy. -
Wyśpiewali wszystko dobrowolnie?
- Tak. Nawet dużo detromiterapalu nie poszło - odpowiedziała niedbale Inna.
- Aha. No to trzeba powiedzieć, że wpakowali się w jakąś naszą operację i nie chcieli
mówić, więc wzięliśmy ich za współwinnych i władowaliśmy porcję lodu. Nikt się nie będzie
tym przejmował - machnął niedbale ręką.
Popatrzył na majora. Stary ścierwojad z szyją wyliniałą od wypatrywania łupu,
pomyślał. Gdybym coś na ciebie miał, to po jednej udanej operacji przeskakuję dwa oczka
wyżej. Może to właśnie ta operacja?
- Da. Zwani. - Major spojrzał na telefon.
Gladysz skinął głową, podszedł do telefonu i udał, że przypomina sobie numer.
Oczywiście mógł go wyrecytować w dowolnej chwili, ale już dawno przekonał się, że kiedy
nie akcentuje posiadania fenomenalnej pamięci, nikt tego nie docenia - ot, po prostu  facet
wszystko pamięta . Natomiast kiedy sobie  przypomina , wszyscy z podziwem kiwają
głowami:  Patrzcie! Przypomniał sobie! Wystukał numer i przełączył rozmowę na głośnik.
Major milcząco wyraził zgodę.
- Halo? Tu porucznik Gładysz, Komenda Miejska Milicji Państwowej Bystrzyna, kod
MF5782-90de - powiedział po polsku, zrobił przerwę i czekał na potwierdzenie identyfikacji.
 Przyjęte , jęknął po dwóch sekundach głośnik. - Poproszę z pułkownikiem Krymarysem,
Sekcja Taktyczna.
Dwukrotny sygnał stłumionego Japońskiego gongu.
- Dzień dobry, Alicja Gross.
- Dzień dobry, porucznik Gładysz. Oficer dyżurny Komendy Miejskiej w Bystrzynie.
Chciałbym mówić z pułkownikiem Krymarysem.
Zabębnił palcami po stole. Po chwili w głośniku odezwał się męski głos: - Krymarys.
- Panie pułkowniku, porucznik Gładysz - opuścił dalsze elementy identyfikacji,
ponieważ po dwóch minutach łączności z komendą Krymarys musiał wiedzieć, z kim
rozmawia. - Major Byszowiec chwilowo jest nieobecny, więc jako oficer dyżurny dzwonię
wyjaśnić pewną sprawę.
- A to dobrze, bo czekałem właśnie na wasz telefon!
- Przepraszam, że spózniony o dobę, ale cóż, natłok spraw i brak kadr. W każdym
razie pana wywiadowcy wpakowali się, że tak brutalnie powiem, w finał prawie rocznej
inwigilacji grupy przestępczej o wyraznie mafijnym charakterze. Stąd nie patyczkowaliśmy
się specjalnie, zwłaszcza że przestępcy mają znakomicie podrobione dokumenty. Musieliśmy
szybko i dokładnie sprawdzić, kim są panowie Olczak i Jarowid. Trzeba podkreślić, że obaj
zachowali się dzielnie.
- Tyle że dali się złapać! - warknął głośnik.
- No tak, ale to zwykły przypadek i niefart. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates