[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zaprosiłem cię wtedy, bo tego chciałem! Zresztą ty pomogłaś mi w
malowaniu. Nie musisz mi się rewanżować. Kiedy wyzdrowieję, znowu tam
pójdziemy.
- Nie sądzę, John. Oboje wiemy, że i tak nic by z tego nie wyszło. Ale na
kawę chętnie zostanę.
RS
97
Usiedli w salonie i gawędzili, popijając kawę.
- W szpitalu mówi się tylko o tym, jak uratowałeś synka Ellie - oznajmiła
mu. - Jesteś bohaterem, prawda?
- Niee... bez przesady. Po prostu byłem na miejscu wypadku i zrobiłem
to, co zrobiłby każdy inny lekarz.
- No, nie wiem. A dziś o wpół do trzeciej w nocy... Rozległ się dzwonek
domofonu.
- Mam dzisiaj powodzenie. - Zszedł na dół po Marion. Marion nieco się
zdziwiła, zastając u Johna Wendy. Gdy je sobie przedstawił, Wendy
wyjaśniła:
- Jestem koleżanką pani córki, pracujemy na tym samym oddziale.
Chciałam się tylko upewnić, kiedy John wróci do szpitala. - Zaraz potem
wyszła.
- Nie musisz mi się tłumaczyć - rzekła Marion. - Wiem, że nic cię nie
łączy z Wendy. Ellie powiedziała mi, jak to próbowała was wyswatać.
- Zrobię jeszcze kawy i skosztujemy tych ciasteczek. - Wróciwszy z
kuchni, rzucił niby od niechcenia: - Więc ty i Ellie rozmawiacie o mnie?
- Owszem, nawet często. Przez całe lata byłeś dla mnie człowiekiem bez
nazwiska i twarzy, którego nienawidziłam. A gdy wkroczyłeś w moje życie,
zaczęłam być ciekawa.
- Aha. Więc mówisz, że mnie nienawidziłaś?
- Z początku bardzo. Ale jak cię poznałam, postanowiłam stanąć po
twojej stronie. No a teraz, kiedy o mały włos nie straciłam wnuczka... -
Upiwszy łyk gorącej kawy, zakrztusiła się i musiała pożyczyć od Johna
chusteczkę.
- Lepiej się przy mnie nie rozklejaj, Marion - ostrzegł ją z udawaną
surowością. - Ja też nie całkiem doszedłem jeszcze do siebie.
- Wcale się nie rozklejam. Za to jestem nielojalna wobec własnego
dziecka... Wyjawię ci pewien sekret: zadzwoniłam do Malcolma i
powiedziałam mu o wypadku. Nawet jeśli Ellie nie zamierza za niego
wyjść, to ona i Nick bardzo go obchodzą, więc uznałam, że ma prawo
wiedzieć. Przyleciał tu natychmiast i zaoferował swoją pomoc.
- Ellie nic mi nie mówiła - wtrącił John żałośnie.
- Wcale się nie dziwię. Po co miałaby cię martwić?
- Ten Malcolm to miły facet. Mogła gorzej trafić.
- Przestań się nad sobą użalać. Mogłaby też trafić dużo lepiej. W
Malcolmie nie wyczuwam... namiętności, którą chyba wyczuwam w tobie.
Na chwilę oboje się zadumali.
RS
98
- Zjedz ciasteczko Wendy. - Podsunął jej talerzyk i sam się poczęstował.
- Pyszne. Nie da się ukryć, że zdolna z niej dziewczyna. Co byś zrobiła,
gdyby Ellie rzeczywiście chciała wyjechać do Londynu? Pojechałabyś z
nią?
- Nie. Tu się urodziłam i nie chcę się przenosić.
- Więc w razie czego będziemy mieli siebie - stwierdził ze smutnym
uśmiechem. - Wiesz, czego bym chciał, Marion. Ale póki Nick nie
wyzdrowieje i póki Ellie nie wróci do równowagi, nie mogę nic zrobić.
- To prawda. Jednak nie zwlekaj zbyt długo, bo potem może być za
pózno. - Zerknęła na wiszący nad kominkiem kilimek, który mu niedawno
podarowała. - Naprawdę ładnie tu wygląda.
John wcześnie położył się spać. Po raz pierwszy w życiu wziął tabletkę
na sen.
Nazajutrz odwiedzili go Anna i Chris. Ucieszył się, że przyszli, i
oczywiście poszedł do kuchni zaparzyć kawę. Czekając, aż ekspres
zabulgocze, myślał o tym, jak kwitnąco wygląda Anna, gdy mąż jest u jej
boku; są taką szczęśliwą, kochającą się parą. On też chciałby tak dobrze
ułożyć sobie życie. Widać było, że tych dwoje łączy znacznie więcej niż
tylko satysfakcjonujący seks - stano wili prawdziwą wspólnotę, byli w
jakimś głębszym sensie razem.
- Wciąż nie wiem, co właściwie zrobiłeś - pożaliła się Anna. - Wiem
tylko, że był to jakiś heroiczny wyczyn. Chris nie chciał mi nic powiedzieć,
więc najlepiej będzie, jak sam zdasz mi relację.
Opowiedział jej wszystko po kolei. Zauważył, że gdy mówił o tym, w
jakim Nick był niebezpieczeństwie, nieświadomie złapała Chrisa za rękę.
Zgadywał, że pomyślała wtedy o własnych dzieciach. Wyraznie podkreślił,
że zrobił tylko to, co było jego obowiązkiem, i że wcale nie uważa się za
bohatera.
- To dla mnie zaszczyt, że należę do takiej rodziny - stwierdziła drżącym
głosem, gdy skończył opowiadać. - Przynieśliśmy ci życzenia od Abbie i
Beth. - Podała mu- dwie urocze kartki z życzeniami powrotu do zdrowia,
które od razu powędrowały na marmurowy blat kominka.
Gdy Chris wyszedł do kuchni dolać sobie kawy, Anna wyjęła z torby
jeszcze jedną kopertę.
- To list ode mnie. Przeczytaj go pózniej.
Chowając go do szuflady, zauważył małe wybrzuszenie, tak jakby oprócz
papieru w kopercie był jakiś przedmiot.
Niedługo potem goście wyszli i John, zaintrygowany, wziął się do
czytania listu. W środku znalazł kartkę papieru listowego i oprawione w
RS
99
skórę pudełeczko. Gdy je otworzył, zobaczył złoty pierścionek z kilkoma
diamentowymi okruszkami. Choć nie widział go od wielu lat, natychmiast
go rozpoznał - należał kiedyś do jego matki.
Przesyłam ci pierścionek zaręczynowy twojej matki. Wyjęłam go z jej
puzderka na biżuterię. Skoro nie miała córek, przypuszczam, że chciałaby,
aby jej biżuterią podzieliły się po równo żony jej dwóch synów. Zrobimy to,
kiedy się ożenisz. A na razie przyjmij ten drobiazg - być może ci się przyda.
Całuję, Anna
Popatrzył na pierścionek spoczywający w zagłębieniu prawej dłoni. Dla
niego i Chrisa matka była wszystkim; była pogodną, roześmianą kobietą,
która wspaniale ich obu wychowała i która zmarła przedwcześnie na skutek
wylewu krwi do mózgu. Ojca John prawie nie pamiętał. Po jego śmierci - w
wypadku przy pracy - pani Cord była dla swych chłopców zarówno matką,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates