[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie będziemy też karali jego żony Elwingi, że podzieliła to niebezpieczeństwo
z miłości do męża.
Jednakże nie wrócą już nigdy między elfów czy ludzi do Krain Zewnętrznych.
Oto mój wyrok: Earendilowi, Elwindze oraz ich synom wolno będzie dokonać
wyboru między losem elfów a losem rodzaju ludzkiego i sądzeni będą według
praw tego pokolenia, które wybrali.
Tymczasem Elwinga nie mogąc się doczekać powrotu męża drżała z lęku,
a że czuła się bardzo samotna, powędrowała brzegiem morza i zbliżyła się do
Alqualonde, gdzie stała flotylla Telerich. Przyjęli ją przyjaznie i ze zdumieniem
i litością słuchali, gdy opowiadała o Doriath, Gondolinie i wszystkich niedolach
Beleriandu. Earendil wróciwszy na wybrzeże zastał więc żonę w Aabędziej Przy-
stani.
Wkrótce wszakże wezwano ich oboje do Valimaru i tam usłyszeli wyrok Man-
wego.
Wtedy Earendil rzekł do Elwingi:
231
Ty wybieraj, bo ja jestem już znużony światem.
Elwinga ze względu na pamięć Luthien oznajmiła, że chce podlegać prawom
Pierworodnych Dzieci Iluvatara. Earendil przez wzgląd na Elwingę dokonał takie-
go samego wyboru, chociaż serce jego bardziej się skłaniało ku rodzajowi ludz-
kiemu i ku rodowi ojca. Potem na rozkaz Valarów herold Manwego zszedł na
wybrzeże, gdzie trzej żeglarze, towarzysze Earendila, czekali na wieści od swego
wodza.
Kazał im wsiąść do łodzi, którą Valarowie potężnym wiatrem pchnęli daleko
na Wschód. Lecz statek Vingilot zabrali, pobłogosławili i zanieśli nad Valino-
rem aż na ostatnią krawędz świata. Tam Vingilot przeszedł przez Bramę Nocy
i został wzniesiony na oceany nieba.
Przepiękny był ten cudowny statek, wypełniony teraz migoczącym, czystym
i jasnym płomieniem. Earendil-żeglarz stał przy sterze lśniący od drogocennych
kamieni elfów, z Silmarilem na czole.
Daleko na tym statku podróżował, aż po bezgwiezdne otchłanie; najczęściej
jednak widywano go rankiem albo wieczorem, gdy o wschodzie i o zachodzie
słońca wracał do Valinoru ze swoich wypraw poza granice świata.
Elwinga nie towarzyszyła mu w tych podróżach, bo zapewne nie zniosłaby
zimna bezdrożnych otchłani, kochała raczej ziemię i łagodny wiatr nad morzem
czy nad górami. Toteż dla niej zbudowano nad Morzami Rozłąki białą wieżę zwró-
coną na północ, do której zlatywały niekiedy wszystkie morskie ptaki z całej zie-
mi.
Podobno Elwinga, która kiedyś była w ptaka przemieniona, nauczyła się mo-
wy ptaków i sztuki latania, a skrzydła miała srebrzystoszare. Niekiedy, gdy Earen-
dil w powrotnej drodze przepływał blisko Ardy, Elwinga leciała na jego spotkanie,
jak niegdyś, gdy ją Ulmo uratował z topieli. Ci z elfów mieszkających na Samot-
nej Wyspie, którzy mieli wzrok najbystrzejszy, widywali ją wówczas jako białego
ptaka o piórach lśniących i zaróżowionych od zachodzącego słońca, gdy się rado-
śnie wzbijała w powietrze, aby powitać Vingilota wracającego do przystani.
Gdy Vingilot po raz pierwszy niespodziewanie wyruszył w drogę po mo-
rzach nieba, jasny i błyszczący, ludzie ze Zródziemia dostrzegli go z daleka ze
zdumieniem i uznali, że jest to dany im znak; nazwali go więc Gil-Estelem, to
znaczy Gwiazdą Wielkiej Nadziei. Pewnego wieczora, gdy ta gwiazda ukazała się
na niebie, Maedhros rzekł do swego brata Maglora:
To jest z pewnością Silmaril, świecący teraz na Zachodzie.
Maglor zaś odpowiedział:
Jeśli to jest rzeczywiście ten Silmaril, który widzieliśmy tonący w morzu,
to znaczy, że został on podniesiony na niebo mocą Valarów i wypada nam się
radować, że jego blask może oglądać wielu elfów i ludzi i że jest bezpieczny od
wszelkiego zła.
I spoglądając w niebo elfowie otrząsnęli się z rozpaczy, Morgotha natomiast
232
nękały wątpliwości.
Jednakże, jak powiadają, Morgoth nie spodziewał się ataku, który przyszedł
od Zachodu. W swej wielkiej pysze nie dopuszczał myśli, że ktoś ośmieli się wy-
dać mu otwartą bitwę. W dodatku był pewny, że na zawsze powaśnił Noldorów
z Władcami Zachodu, którzy ciesząc się szczęściem swojej błogosławionej kra-
iny nie troszczą się już o królestwa zewnętrznego świata. Temu bowiem, kto sam
jest wyzuty z litości; wydaje się ona czymś dziwacznym i nie bierze w rachubę
możliwości, że ktoś kieruje się w działaniu takim uczuciem. Ale zastępy Valarów
przygotowywały się do bitwy. Pod ich białymi sztandarami maszerowali Vany-
arowie, lud Ingwego, a także ci Noldorowie, którzy nigdy nie opuścili Valinoru,
a których wodzem był Finarfin, syn Finwego. Spośród Telerich niewielu chciało
iść na wojnę, gdyż pamiętali rzez w Aabędziej Przystani i grabież okrętów; lecz
chętnie słuchali Elwingi, córki Diora Eluchila, spokrewnionej z ich plemieniem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates