[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zakonem, a mistrzowie krzyżaccy zawsze sobie łaski i względy księżnej, jako siostry króla,
zaskarbić starali. Szły często podarki z Malborka do Płocka i Warszawy, posyłano je też stąd do
Torunia i Malborka wraz z przyjacielskimi listy. Mówiono, że księżna Aleksandra potajemnie
Zakonowi sprzyjała. W Płocku wiedziano o Krzyżakach i ich obrotach lepiej częstokroć niż w
Krakowie i Wilnie.
Szli teraz książęta mazowieccy razem z królem na wojnę, bo inaczej począć nie mogli; lecz
więcej niż ktokolwiek życzyli lub walnego zwycięstwa, co by nieprzyjaciela na wieki złamało, albo
uniknienia wojny, za którą pomstą straszną grożono.
Idziemy więc na tę wojnę szeptał Jagiełło niechętni, przymuszeni, bo pokoju
sprawiedliwego nie chcą i nie dadzą; idziemy Bogu ufając i dobroci naszej sprawy.
Westchnął, a księżna powtórzyła za nim to westchnienie.
Zawsze wojna jest nieszczęściem odpowiedziała cóż dopiero z takim
nieprzyjacielem, który ma stu jawnych, a dwustu potajemnych sprzymierzeńców i przyjaciół, i
tysiące kunsztów nam nieznanych. Sami się Panem Bogiem zasłaniają!
Wiem-ci ja, co ta wojna znaczy rzekł Jagiełło albo trzeba ich wywiezć precz lub
głową nałożyć. Nie chciałem jej i nie chcę. Czemuż nie przyjmą słusznych warunków? Ja tylko
tego, co nasze pragną... Któż wie, azali, gdy panowie węgierscy nadejdą, nie ułoży się coś i daj
Boże, aby się ułożyło, jeśli jeszcze czas po temu. Ale cóż słychać z tamtej strony? co od nich?
Właśnie mi wieści kobiety te z Torunia przywiozły, uciekając i szukając schronienia
przed wojną.
Jakie kobiety? spytał król.
Te, o które Witold pytał, a wy na jedną patrzyliście, bo dziwnie piękna jest.
Cóż mówią? co mówią? poczęli król i Witold.
Któż wie, czy one co wiedzą i czy nie rośnie im w oczach potęga Zakonu? mówiła
księżna. Przygotowania wielkie i straszne być mają, jakby nie na wyprawę szli, ale na
zawojowanie krajów naszych. Z zagranicy, z Niemiec, z Anglii, płyną goście niepoliczeni z
orszakami łuczników, kuszników, rycerzy. Zciągają działa, kule, prochy. Najemny żołnierz znad
Renu, ze wszystkich ziem niemieckich, z Czech i Morawy nieustannie przybywa.
Czechów i Morawian i my mamy dosyć odparł król dwom Bogom służą.
Byle obu nie zdradzili wtrącił Witold boję się najemników, co się na cudzej ziemi,
za cudzą sprawę dla chleba biją, zły to żołnierz.
Mówcie rzekł Jagiełło co więcej? Gotowi oni tam?
Wszystko w poruszeniu: na zamkach, po grodach, w powiatach osadzają załogi
knechtami, mało co zostawiając rycerzy, co żyje ciągnie ku granicy zastępami ogromnymi.
Najdzielniejsi komturowie i sam wielki mistrz na czele.
I nie trwożą? spytał Witold.
Odgrażają się tylko mówiła księżna.
Mistrza tego znam z dawna przerwał Witold jeszcze za Wallenroda czynniejszy
był od niego. Rycerz mężny, dzielnego serca, ale pycha wielka. Jeśli go co zgubić ma, to chyba
gorączka i porywczość.
My Bogu ufamy! dokończył król. Nie tajna nam potęga Zakonu, ale mężnych ludzi
i u nas sporo, a z zagranicy coś się też zebrało.
Westchnął król spochmurniawszy, zawołał na podczaszego, aby wodę podano, ręce chciał
myć, jedzenia mając dosyć. Drudzy w końcu stołu dopiero byli mięsiwa rozbierać zaczęli; pozostali
dłużej nad nimi, noże odpasawszy i krając każdy sobie.
Wstał tedy Jagiełło i odszedł z siostrą na stronę nieco, a tuż znowu spoza namiotu ukazała
się twarz uśmiechnięta dziewczęcia i obok siwa głowa staruszka, na którą król popatrzywszy z
uwagą, uderzył się w czoło.
A ten kto jest? zapytał wskazując.
Duchowny, który kobietom tym towarzyszył w drodze, krewny ich.
Ja go znam żywo dodał Jagiełło jam go kędyś widział? Był między pisarzami
moimi. To ksiądz Jan!!!
Skinął ręką, ksiądz poruszył się, ale przybliżyć jeszcze nie śmiał sądząc, że nie jego wołano;
powtórzył król wezwanie ręką i dopiero się stary wychylił prędko, idąc ucałować rękę pańską.
Weselszą twarzą witał go król.
A witajże, witajże zawołał już was to dawno nie było? Coście czynili? gdzie
bywali? co czynicie i jakeście się tu dostali?
Sądzę, że mnie chyba Bóg tu wysłał, abym miał to szczęście jeszcze raz królewskie
oglądać oblicze, bom się ani spodziewał tu być, ani nawet śmiał pragnąć.
Ano mów, księże Janie dodał król skąd? jak? Wprost z Malborka i Torunia
jadę.
Po dobrej woli? rzekł król zdziwiony.
Pielgrzymowałem do N. Panny pieszo, a razem siostry szukałem straconej. Wzięli mnie
za szpiega Krzyżacy i uwięzili chcąc dać na męki. Cud Boży od śmierci mnie uchronił, z siostrą
razem uchodzimy z Torunia.
A prawda to wtrącił król żywo że tam taka burza na nas się zbiera?
Niewielem widział odparł ksiądz Jan. Kobiety moje, które tam mieszkają, więcej o
tym wiedzą, ale jako niewiasty tyle tylko, że się tam wszelka siła zbiera i gniew a zaciętość wielka.
Popatrzał nań król.
Cóż wy mówicie, księże Janie? Co wy nam wróżycie?
Twarz starca zadumana, jakby od lampy w piersiach płynącej ożywiać się i rozjaśniać
zaczęła; mienił się natchniony a w oczach rosnął.
Ziemskich spraw wiem niewiele zawołał rozumiem je mało. Przeszedłem,
pielgrzymując, znaczną część ziem Zakonu, stawałem po ich zamkach, patrzałem na życie,
dziwiłem się temu Zakonowi z krzyżem chodzącemu wszędzie, a pogańskiego ducha i pychy!!
Nigdy Bóg dumnym a ufającym sobie nie daje długiego zwycięstwa.
Cieszyć się im dozwoli, aby ich więcej jeszcze poniżył i zgniótł. Kto z Bogiem w sercu
idzie, zwycięży. Oni się Bogiem posługują, a nie Jemu służą.
Księżna słuchając pobladła nieco i spuściła głowę; zdawała się nierada tej mowie.
Potęga Zakonu wielka odezwała się a nie wszyscy w nim zli są i zepsuci: nie
bronię ich, lecz się lękam. Za nimi papież rzymski, za nimi król Zygmunt, cesarstwo i Niemcy całe;
za nimi skarbiec ich: nauka, jaką mają, i lud rycerski.
A z nami idzie Bóg! odparł ksiądz. Na czyjejże ziemi siedzą, dlaczego sobie ją
przywłaszczają? Nędza i niewola ludu podbitego, na którą patrzałem, woła o pomstę nad nimi.
Mój ojcze przerwała księżna nie podżegajcie króla do wojny, lepiej byście go ku
pokojowi skłaniali.
Bóg świadek, nie do wojny zaczepnej kuszę, bom kapłan Boga pokoju odezwał się
ksiądz Jan ale do obrony ducha dodaję a mówię, czym mnie sumienie natchnęło.
Spuścił głowę z pokorą i umilkł; na twarz księżnej wystąpił rumieniec.
Posłuchajcie, co mówią te kobiety odezwała się żywo wszak ci to siostra księdza
Jana.
Siostra wasza? wtrącił król rad posłyszę. Zwrócili się ku namiotom. Ksiądz za
królem szedł.
Księżna skinęła na stojącą Noskową z córką i kazała jej przystąpić. Rozkaz ten zrozumiała
też Ofka, jako jej dotyczący i nie chcąc samej puścić matki, zdążała za nią ku królowi, który na
idące kobiety, strojne i bogato przybrane, ciekawym spozierał okiem. Obu piękność czyniła na nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates