[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ze i ac k aszewski Kunigas 53
Jutro! tak, jutro! niech mi tak Bóg i święta patronka Barbara pomogą. Tak mówił,
słyszałam wyraznie; nakazał, byście mu się jutro stawili&
Jerzy stał jak przybity; gniew mu sercem poruszał; to nastawanie staruszki drażniło
go; odezwał się pół szydersko:
Jutro? hę? a nie oznaczyłże pory?
Nie, ale wyraznie mówił, jutro, a twarz miał namarszczoną i posępną. Jutro więc,
co pręóej, to lepiej&
Zbyć byście nas chcieli! dodał Jerzy.
Stara poruszyła ramionami.
E! rzekła nie zaciężyliście nam baróo. Co tam! Mało was tymi czasy ko-
ło domu widać było. Co za óiw? Długo takiej nie zażyjecie swobody, bo na Zamku
więzienie&
A! tak zamruczał Jerzy.
Więc jutro rzekł w duchu, wchoóąc do swej izdebki& Rozpaczliwie załamał rę-
ce& Szwentasa nie było jeszcze, przywlókł się pózno. Temu już w óieóińcu parobcy
oznajmili, śmiejąc się, że się z nim jutro żegnać będą. Wieść rozeszła się była po folwar-
ku i stary Litwin wieóiał ze szczegółami o przybyciu i rozkazie Bernarda, gdy do izby
Kunigasa wszedł smutny&
Nim on się odezwał, Szwentas ręką dał znać, iż nie potrzebuje być zawiadomionym.
Jerzy przypadł doń z rozpaczą. Parobek stał zasępiony, lecz ostygły.
Mów! wołał co poczniemy?
W Litwinie odezwała się przekora na widok tej natarczywości. Milczał umyślnie, trąc
głowę i uszy&
No, pojeóiemy na Zamek! zamruczał Szwentas.
Jerzy odskoczył, namiętnie zaciskając pięści.
Zdrajca jesteś!
Litwin zmilczał.
Mówże!
Kunigasiku, gdy wpadniecie w taki książęcy gniew, czyż wy posłyszycie, choćbym
co rozumnego powieóiał? Uspokójcie się wprzódy.
Zawstyóony chłopak starał się przybrać postać spokojną.
No, tak, Kunigasiku mój! począł Szwentas pojeóiemy na Zamek posłusz-
nie& bo jutro uciekać, znaczyłoby głowy na pieniek położyć& Ale nie bójcie się, ujóiemy
i ujóiemy bezpiecznie& gdy Szwentas mrugnie i powie: Teraz pora &
Jerzemu z folwarku powracać na Zamek nie chciało się tak, że, do rozpaczy prawie
przywieóiony, Szwentas, dawał mu się wyzłościć, mrucząc sobie, że o óiewczynę pewnie
choóić musiało. Za całą pociechę niekiedy mu podszeptywał:
Kunigasiku, z Zamku drapniemy, gdy wszystko bęóie gotowe, choćby we trzech,
a choćby i we czworo&
Mówiąc to czworo , spoglądał nań chytrze i uśmiechał się.
Niewtajemniczony, domyślał się już na pewno, że Jerzy ze swobody dla poznania
óiewczęcia u Gmundy korzystał.
Drugiego dnia z rana, Szwentas posłuszny wybierał się już, konie siodłał, sakwy na-
pełniał i żegnał się ze służbą i parobkami, gdy spostrzegł, że Jerzego na folwarku nie było.
Zbiegł on w óień biały nie góie inóiej, jak do miasteczka.
Przez całą noc przemyślał nad tym, jakby się raz jeszcze z Baniutą zobaczyć, pożegnać
ją i oznajmić, że, bądz co bądz, zabrać ją z sobą musi, gdy pora przyjóie do ucieczki.
Wahał się aż prawie do białego dnia z wymknięciem się do Malborga; szarzało za-
ledwie, gdy, opończę prostą schwyciwszy, nie mogąc się wstrzymać już, za wrota wy-
skoczył. W mieście ruch się zaledwie poczynał, a w kuzniach i warsztatach a sklepikach
ledwie się okiennice odmykały, gdy dobiegł do pierwszych domostw. Przesunąć się nie-
postrzeżonemu przez ulice i rynek, którym właśnie pobożni do kościoła na poranną mszę
przechoóili, łatwiej było, niż Baniutę w tej porze ze dworu na rozmowę wywołać.
Płaszcz, krojem i barwą okazujący, że do Zakonu należał, nieco mu przystęp ułatwiał;
ale goóina była zbyt wczesna i wrota domu stały zaparte.
Szczęściem pobożna Gmunda otwarła je sama, wychoóąc do kościoła, a Jerzy wcisnął
się niepostrzeżony w óieóiniec. Tu wprawóie u studni óiewcząt było kilka, które wodę
ze i ac k aszewski Kunigas 54
czerpały i chusty przepierały, ale Baniuty nie znalazł. Ukryty za krzakiem bzu, czekał
zniecierpliwiony długo, nim i ona ze óbanem w ręku przybyła do studni.
Inne óiewczęta właśnie powróciły do dwora i Jerzy znak jej dał, aby się zbliżyła na
rozmowę. Baniuta, w tej porze niezwyklej zobaczywszy go, przelękła pobiegła ku niemu.
Twarz biednego Kunigasa zdraóała niepokój i trwogę.
Baniu! zawołał ja muszę na Zamek& óiś, zaraz! Nie mogę tam wrócić, nie
zobaczywszy ciebie.
Trzymał ją, pochwyciwszy za rękę.
Zamkną cię? zapytała.
Ale wyrwę się im i uciekać muszę. Bądz gotową! nie pójdę bez ciebie, nie porzucę
cię w ich szponach.
Baniucie się oczki zaśmiały.
Pamiętaj, Kunigasie! rzekła cicho a śpiesz się! Inaczej, przyjóiesz za pózno
i tylko trupa mojego znajóiesz góieś pod płotem. Oni mnie zgubić chcą; co óień muszę
się obraniać siłą i chytrością, a w końcu obojga nie stanie. Gdy zabraknie ich& mam trut-
-ziele, abym wstydu nie przeżyła.
Słuchając, Jerzy dyszał gniewem okrutnym i ręce jego, zapomniawszy się, dłoń óiew-
częcia tak ściskały, jakby ją chciały zgnieść na miazgę. Baniuta z bólu pobladła&
Kunigas postrzegł teraz dopiero, że ukochaną męczył, choć usteczka jej jeszcze mu
się uśmiechały. Puścił zbolałą rękę jej i, przyskoczywszy do milczącej óiewczyny, objął ją
za szyję. Obie jej ręce zawisły na jego ramionach i gorące oddechy zlały się w pierwszym
pocałunku&
Pamiętaj! szeptało óiewczę.
Pamiętaj! mówił rozpłomieniony Kunigas&
Zapomnieli się w tym uścisku, gdy tuż spoza nich głos syczący, opryskliwy, gniewny,
odezwał się, jak piorun spadając na nich&
Do mnie! do mnie! łapać!& Knechta sobie sprowaóiła wstydliwa óieweczka, co
się tak boi we dworze rycerstwu posługiwać!& Chwytać go i na Zamek!&
Baniuta odepchnęła Kunigasa i pierzchnęła w ogród; Jerzy, czując już, że go za płaszcz
chwytano, z całej siły wyrwał się napadającym sługom, otrząsł od nich i twarz osłaniając,
popęóił ku wrotom, u których furta szczęściem stała otworem. Za sobą słyszał ścigają-
cych, kobiety krzyczące wniebogłosy i pachołków; coraz to koniec poły ktoś chwytał& ale
Jerzy silny był i zręczny& W ulicy zwrócił się nagłe i, nim goniący mieli czas rozpęóeni
zmienić kierunek pogoni, uszedł w stronę przeciwną, chroniąc się za załom ogroóenia&
Trzy uliczki wąskie rozchoóiły się do zabudowań przedmiejskich, ponad którymi świeży-
mi liśćmi okryte zwieszały się gałęzie czeremchy, óikiego bzu, wiśni i brzóz. W pierwszą
z nich puścił się Jerzy, rachując na to, że zniknie z oczu, nim się opatrzą, w którą uliczkę
się puścił.
Pogoń czelaói pani Gmundy nic ustawała, ale już Kunigas, płot przelazłszy, schronił
się do ogrodu, przypadł i usłyszał, jak go pominęli luóie, ze śmiechem i odgróżkami
ścigający, jak złoóieja&
Dopiero gdy ucichły krzyki, chłopak podniósł się z ziemi, obejrzał się bacznie, odar-
tego płaszcza poprawił i okrążając przedmieścia, poza nimi do Pynaufeldu pośpieszył.
Szedł jak pół żywy z boleści i troski nad Baniutą i nad sobą. Co ją tam od pani
Gmundy, co jego na Zamku spotkać miało, jeżeli kto poznał i wydał jako zuchwałego
napastnika?
ii
Malborski Zamek wcale teraz inaczej się przedstawiał przybywającym doń coóiennie
zbrojnym krzyżowcom, niż przed kilku tygodniami. Spokojne, smutne a posępne mury
przybrały jakąś szatę świąteczną.
Starano się je dla cuóoziemców uczynić piękniejszymi, niż powszednich dni były.
Murarze dali im świeżą powłokę, bramy świeciły wypolerowanymi gwozdzmi i okuciem,
gorsze i rozmiękłe ścieżki a drożyny pozarzucano kamieniami, wały, zmyte deszczem i po-
wyrywane, pozasypywano i ubito. Na wieżycach, na Babiej i na Czarnej, powiewały cho-
rągwie Wielkiego Mistrza i Zakonu.
ze i ac k aszewski Kunigas 55
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates