[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i tak niewiele to zmieni, nie ścinaj włosów. Nigdy więcej. Dopóki sama ci nie powiem.
Chcę wpleść palce w długie loki, gdy będziesz mnie pieścił.
Krew uderzyła mu do głowy.
A ona odwróciła się i uciekła, zanim rzuciłby się na nią i zaciągnął w jakiś ciemny
zakamarek pałacu.
R
L
T
ROZDZIAA DZIEWITY
- Naprawdę wyglądasz jak królowa!
Clarissa popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Tak, Antonia miała rację. Po wielu
godzinach pracy i przymiarek nowa suknia była wspaniała. Gładko przylegała do ciała.
Podkreślała wszystko, co powinna. A na dole...
- %7ładnych spadochronów - zarządził Ferruccio kategorycznie.
Trochę dla zasady próbowała się spierać, ale pozostał nieubłagany. Ostatecznie
suknia była dziełem kompromisu. Obcisła i przylegająca góra połączona ze zwiewnym,
zrobionym z szyfonu i tiulu dołem. Całość bogato zdobiona drogimi kamieniami.
Zerknęła za siebie. Luci i Gabrielle przypinały sześciometrowy tren. To Ferruccio
zażądał, by był odpinany. Kobiety skończyły pracę i cofnęły się kilka kroków. Wszystkie
w milczeniu podziwiały piękno sukni. Phoebe w zaawansowanej ciąży głośno chwaliła
dzieło z kanapy. A Antonia włożyła Clarissie królewską tiarę. Jej matka nosiła ją podczas
oficjalnych wystąpień. Clarissa nigdy jej nie chciała. Wszystkie kosztowności matki ka-
zała schować. Teraz jednak miała zostać królową, a tiara stała się częścią jej oficjalnego
wizerunku.
Antonia położyła ręce na jej ramionach.
- Ach, cara mia, jesteś śliczna.
- Strój czyni kobietę, prawda? - rzuciła Clarissa.
- Ale muszę przyznać, że zgadzam się z tobą.
- Zawsze byłaś najpiękniejszą, najwytworniejszą księżniczką na świecie.
- Powiedz jej, donna Antonia! - zawołała Luci.
- Zawsze jej powtarzałam, że jest prawdziwą księżniczką, a nie lalką. Ale nigdy nie
chciała mi wierzyć.
- Ach, ten brak wiary w siebie - westchnęła Gabrielle. -Nigdy nie wiadomo, skąd
się bierze. Ale jedno jest pewne: każdy z nas ma jakieś sekrety, które innym trudno na-
wet sobie wyobrazić.
Mądra kobieta, pomyślała Clarissa. Pod wpływem jej słów uświadomiła sobie, jak
bardzo przez całe życie dokuczał jej brak wiary w siebie. Skutkiem czego nie potrafiła
R
L
T
dostrzec swoich zalet. Dopiero teraz przed wielkim lustrem zaczęła widzieć siebie ina-
czej. I zdała też sobie sprawę, że był w tym magiczny wpływ Ferraccia.
Niespodziewanie całą komnatą zatrząsł donośny dzwięk hymnu królestwa. Cere-
monia się zaczynała. Clarissa obróciła się na pięcie, przerażona.
- Drogie panie, dziękuję za pomoc - powiedziała. - Chciałabym przez pięć minut
zostać sama.
- Przemówiła królowa! Wynośmy się. - Luci uśmiechnęła się szelmowsko. - Tylko
nie ucieknij, kiedy nie będziemy patrzeć, słyszysz?
Kiedy Clarissa została sama, przestała się uśmiechać. %7łart Luci nie był całkiem ab-
surdalny. Panika niemal odbierała jej oddech. Popatrzyła na naszyjnik na swojej szyi.
Przysłał jej go Ferruccio wraz z innymi prezentami. Kazał go wykonać specjalnie dla
niej. A do kompletu kolczyki i pierścionek. Całość musiała kosztować majątek. Ale pie-
niądze nie były dla niego problemem. Ją jednak poruszyło najbardziej to, jak starannie
klejnoty zostały zaprojektowane i wykonane. Z myślą o niej. O kolorze jej oczu i wło-
sów. Musiała i chciała wierzyć, że mężczyzna, który ofiarował jej tyle rozkoszy, nie bę-
dzie chciał jej skrzywdzić.
Podeszła do drzwi i otwarła je energicznie. Przyjaciółki odskoczyły jak stado spło-
szonych ptaków. Clarissa parsknęła śmiechem.
- Och, Luci! Naprawdę myślałaś, że zerwę ślubną suknię, włożę czarny kombine-
zon i ucieknę przez okno na powiązanych prześcieradłach?
- Kto cię tam wie? - Luci poprawiła jej welon. - Wolę wszystkiego dopilnować.
- Moje panie, może byśmy już poszły? - jęknęła Phoebe. - Jeśli zaraz nie usiądę, i
koronację, i ślub będę oglądać w telewizji w sali porodowej!
- To będzie długi dzień, Phoebe - zawołała przestraszona Clarissa. - Nie bądz taka
uparta i usiądz na wózku.
Phoebe wymamrotała coś pod nosem, ale usłuchała.
Ruszyły do sali tronowej.
Z każdym krokiem odwaga opuszczała Clarissę.
Sala tronowa miała wielkość sporej katedry i była prawdziwym cudem architektu-
ry. Monumentalne rozmiary szły w parze ze strzelistą lekkością. Całość zaś była niezwy-
R
L
T
kle bogato zdobiona, z kunsztem i artyzmem. Lecz dla Clarissy wielkość budowli była
niczym wobec wielkości człowieka, którego miała poślubić. Stąpała powoli, ciągnąc dłu-
gi tren. Nie miała bukietu. Tego ona zażądała od Ferraccia. Chciała mieć wolne ręce.
Mijała setki znamienitych gości, by zająć miejsce w pierwszym rzędzie. Stamtąd
miała obserwować koronację. Dopiero po ceremonii miała zasiąść u jego boku na tronie.
Zabrzmiały fanfary oznajmiające przybycie Ferraccia. Kątem oka Clarissa zauwa-
żyła Leandra pomagającego wstać Phoebe z wózka. Ale prędko wszystko znikło. Pozo-
stał tylko on. Ferruccio.
Mężczyzna, którego kochała od pierwszego spojrzenia.
Wszedł północnym wejściem i majestatycznie kroczył do podestu, na którym stały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates