[ Pobierz całość w formacie PDF ]
senki, romance, z których dopiero muzyka coś robiła, wreszcie sążniowa epistoła do jednej
z sióstr Buonapartego (niewdzięcznik!!), to jeszcze nie są tytuły do sławy!
W tej chwili pani de Bargeton ukazała się w całym blasku starannie wypielęgnowanej
toalety. Na głowie miała żydowski zawój ozdobiony wschodnią agrafą; gazowa szarfa, pod
która błyszczały kamee naszyjnika. okręcała się wdzięcznie koło szyi; suknia z wzorzyste
malowanego muślinu, o krótkich rękawach, pozwalała jej odsłonić szereg bransolet pię-
trzących się na białych ramionach. Ten teatralny strój oczarował Lucjana. Pan du Chatelet
42
posunął się w stronę królowej zasypując ją ckliwymi komplementami, które wywołały na
twarzy Luizy uśmiech, tak szczęśliwa była, że te pochwały spotykają ją w obecności Lu-
cjana. Wymieniła tylko jedno spojrzenie z drogim poetą i odpowiedziała dyrektorowi po-
datków raniąc go grzecznością, która odtrącała go na sto kroków.
Równocześnie poczęli się zjawiać zaproszeni goście. Najpierw ukazali się biskup i
wielki wikariusz, dwie godne i uroczyste postaci, które tworzyły wybitny kontrast. Jego
Dostojność był wysoki i chudy, towarzysz jego krótki i tłusty. Obaj mieli błyszczące oczy,
jednakże biskup był blady, policzki zaś wielkiego wikariusza tryskały rumieńcem zdrowia.
Obaj odznaczali się umiarkowaniem gestów i poruszeń, wydawali się bardzo ostrożni;
wstrzemięzliwość ich i milczenie miały w sobie coś onieśmielającego; uchodzili w okolicy
za bardzo tęgie głowy.
Tuż za księżmi wkroczyli oboje państwo de Chandour, niezwykłe postaci, które mogły-
by się wydać czystym wymysłem ludziom nie znającym prowincji. Mąż Amelii, kobiety,
która występowała jako antagonistka pani de Bargeton, pan de Chandour, nazywany krót-
ko Stanisławem, był to młody (niegdyś) człowiek, jeszcze szczupły w czterdziestym pią-
tym roku, o twarzy podziurkowanej jak sito. Krawat miał zawsze zawiązany w ten sposób,
iż przedstawiał dwa groznie sterczące ostrza, jedno na wysokości prawego ucha, drugie
pochylone ku czerwonej wstążeczce legii. Poły u fraka były szeroko odgięte. Kamizelka,
bardzo otwarta, odsłaniała koszulę wzdętą, nakrochmalona, zapiętą o wiele za bogatymi i
ciężkimi broszami. Słowem, cały strój odznaczał się przesadą, która czyniła zeń coś tak ka-
rykaturalnego, iż widząc go obcy nie mogli się wstrzymać od śmiechu. Stanisław spoglądał
wciąż po sobie od góry do dołu z pewnym zadowoleniem, sprawdzając liczbę guzików u
kamizelki, śledząc faliste linie obcisłych majtek, pieszcząc swoje łydki spojrzeniem, które
zatrzymywało się miłośnie na końcach bucików. Gdy przestawał się tak oglądać, oczy jego
szukały lustra; badał, czy włosy są dość starannie ułożone, spoglądał po kobietach okiem
pełnym zadowolenia, wkładając palec do kieszeni od kamizelki i przeginając się w tył.
Wszystkie te kogucie pozy zapewniały mu powodzenie w arystokratycznym towarzystwie,
gdzie uchodził za wzór męskiej piękności. Rozmowa jego naszpikowana była przeważnie
pieprznymi aluzjami, modą XVIII wieku. Ten nieznośny styl czynił go dość mile widzia-
nym w towarzystwie kobiet: bawiły je te koncepta. Pan du Chatelet zaczynał budzić w nim
pewien niepokój. W istocie, zaintrygowane obojętnością pięknego podatkowca, pobudzone
minami dającymi do zrozumienia, iż darmo kusiłyby się wyprowadzić go z obojętności,
podrażnione wreszcie pozami znudzonego sułtana, kobiety zabiegały o niego żywiej jesz-
cze niż zaraz po przybyciu, odkąd pani de Bargeton zajęta była swym angulemskim Byro-
nem.
Amelia była to nieduża kobietka o niezręcznie komedianckich tonach, pulchna, biała, z
czarnymi włosami, przesadna, głośna, z pretensjonalną główką obładowaną piórami w le-
cie, kwiatami w zimie; lubująca się w wymowie, którą wszelako przerywał swym akompa-
niamentem gwizd starannie tajonej astmy.
Pan de Saintot, nazywany Astolfem, prezes Towarzystwa Rolniczego, rumiany, wysoki
i zażywny, wkroczył prowadzony przez żonę, dość podobną do zasuszonej paproci; zwano
ją Lili, skrócenie Elizy. Imię to, nasuwające pojęcie czegoś dziecinnego, kłóciło się z
usposobieniem i wzięciem pani de Saintot, kobiety uroczystej, dewotki oraz zgryzliwej i
namiętnej karciarki. Astolf uchodził za pierwszorzędną głowę naukową. Mimo iż ignorant
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates