[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ubrania istniały tylko w filmach.
Choć nasze drogi rozeszły się kilka lat wcześniej, doskonale pamiętałam jej mimikę. Bruzda nad brwią oznaczała, że namyśla się
nad pytaniem Władimira. Nagły błysk w oku, któremu towarzyszył zdawkowy uśmiech, utwierdził mnie w przekonaniu, że
odpowiedziała mu ze swoją zwykłą pewnością siebie, rzuciła dowcip, aforyzm, może jakiś przytyk. On słuchał bacznie. Nawet na
chwilę nie spuścił z niej oczu.
Przyglądałam im się, wstrzymując oddech. Przez to wszystko, co wydarzyło się tego wieczora, Gabriella powinna być równie
niespokojna jak ja. Strata czterech angelologów i zagrożony los znaleziska powinny wystarczyć, żeby zabić resztki radości, nawet jeśli
relacje między doktor Seraphina a Gabriella były teraz tylko powierzchowne. Kiedyś kobiety te były sobie przecież wyjątkowo
bliskie, a ja wiedziałam, jak Gabriella kocha naszą nauczycielkę. Tymczasem dziś sprawiała wrażenie... - to słowo wydawało mi się
wręcz nie do pomyślenia - radosnej. Wyglądała jak zwycięzca po długiej walce.
Wtem po dziedzińcu rozlał się strumień światła - nadjechał samochód, światło wlało się przez żelazną bramę i oświetliło wielki
buk, jego gałęzie rozpościerały się w mroznym powietrzu jak macki. Z auta wysiadł mężczyzna. Gabriella zerknęła przez ramię, jej
twarz okalały czarne włosy. Mężczyzna imponował wyglądem - był wysoki, miał na sobie piękny, dwurzędowy płaszcz i buty lśniące
od pasty. Sprawiał wrażenie wysoko urodzonego. Przepych strojów w czasie wojny był egzotyką, a jednak tego wieczora wydawał
się mnie otaczać. Mężczyzna podszedł bliżej, a wówczas przekonałam się, że to Percival Grigori, nefilim, którego poznałam na balu.
Gabriella rozpoznała go od razu. Gestem poprosiła, żeby zaczekał w samochodzie, ucałowała Władimira w oba policzki, odwróciła
się i poszła do kochanka.
Skryłam się jeszcze głębiej w cieniu, żeby nikt mnie nie zauważył -Gabriella była teraz zaledwie kilka metrów ode mnie,
usłyszałaby mój szept. Wtem dostrzegłam walizkę z naszym znaleziskiem z gór. Gabriella chciała ją przekazać Percivalowi
Grigoriemu.
Ten widok tak mnie zdumiał, że straciłam nad sobą panowanie. Wyszłam na światło księżyca. Gabriella stanęła jak wryta. Kiedy
nasze oczy się spotkały, zrozumiałam, że wynik głosowania rady nie miał najmniejszego znaczenia; od początku zamierzała oddać
walizkę kochankowi. W tej jednej chwili wszystko, co na przestrzeni lat mnie w niej dziwiło -zniknięcia, niewyjaśnione pokonywanie
kolejnych szczebli w hierarchii angelologów, spór z doktor Seraphina, pieniądze, które spadały jej z nieba - nagle stało się jasne.
Seraphina miała rację. Gabriella pracowała dla naszych wrogów.
- Co robisz? - odezwałam się zupełnie nie swoim głosem.
- Wracaj do środka - poprosiła Gabriella cicho, jakby w obawie, że ktoś nas usłyszy.
- Nie możesz tego zrobić - wyszeptałam. - Nie teraz. Nie po wszystkim, co przecierpieliśmy.
- Oszczędzam ci dalszych cierpień - rzuciła, odwróciła wzrok i poszła do samochodu. Podała walizkę Grigoriemu, usiadła na
tylnym siedzeniu, on obok niej.
Przez chwilę stałam jak skamieniała, ale kiedy samochód odjechał w poplątany mrok wąskich uliczek, otrząsnęłam się z szoku.
Pobiegłam przez dziedziniec do środka, strach kazał mi pędzić coraz szybciej przez przepastny, zimny korytarz.
Nagle w korytarzu usłyszałam wołanie.
- Celestine! - Raphael stanął mi na drodze. - Na szczęście nic ci się nie stało.
- Mnie nic - odparłam, usiłując złapać oddech - ale Gabriella odjechała z walizką. Byłam na dziedzińcu. Ukradła ją.
- Chodz ze mną - powiedział Raphael.
Bez dalszych wyjaśnień poprowadził mnie opustoszałym korytarzem z powrotem do Ateneum, gdzie zaledwie przed półgodziną
zebrała się rada. Na miejscu był Władimir. Powitał mnie zwięzle, z grobową miną. Zerknęłam na to, co było za nim - z rozbitego okna
wiał do sali zimny, ostry wiatr. Na podłodze, w kałuży krwi leżały powykrzywiane ciała członków rady.
45
Widok był tak piorunujący, że odebrało mi mowę. Oparłam się o stół, przy którym przegłosowaliśmy los mojej nauczycielki, i nie
wiedziałam, czy to, co jawi się moim oczom, widzę naprawdę, czy też jest to tylko jakiś koszmarny twór mojej wyobrazni. Brutalność
sceny mordu była przerażająca. Zakonnica zginęła od strzału w głowę, cały jej habit był we krwi. Wuj Gabrielli, doktor Levi-Franche,
leżał na marmurowej podłodze, okrwawiony, w roztrzaskanych okularach. Dwaj inni członkowie rady osunęli się na stół.
Zamknęłam oczy, odwróciłam się. Doktor Raphael mnie objął. Oparłam się o niego, w zapachu jego ciała znalazłam słodko-gorzkie
pocieszenie. Wyobraziłam sobie, że otworzę oczy i wszystko będzie tak, jak przed laty - Ateneum będą wypełniały skrzynie, papiery
i krzątający się asystenci. Członkowie rady będą siedzieli przy stole i analizowali przygotowane przez doktora Raphaeła mapy
ogarniętej wojną Europy. Szkoła będzie otwarta, przyszłość niesprecyzowana, członkowie rady - żywi. Ale kiedy otworzyłam oczy,
czekała mnie brutalna rzeczywistość. Nie było od niej ucieczki.
- Chodz - Raphael wyprowadził mnie siłą z pokoju i powiódł korytarzem do głównego wyjścia. - Oddychaj. Jesteś w szoku.
Rozglądałam się, jakbym śniła. Wreszcie spytałam:
- Co się stało? Nic nie rozumiem. Gabriella to zrobiła?
- Gabriella? - zdziwił się Władimir, który właśnie dołączył do nas na korytarzu. - Oczywiście, że nie.
- Ona nie ma z tym nic wspólnego - wyjaśnił Raphael. - Ci ludzie byli szpiegami. Od jakiegoś czasu wiedzieliśmy, że inwigilują
radę. Planowaliśmy się ich pozbyć.
- Pan ich zabił? - spytałam oszołomiona. - Jak pan mógł?
Raphael przyjrzał mi się, a po jego twarzy przemknął prawie niedostrzegalny smutek, jakby cierpiał, będąc świadkiem chwili, w
której zostaję pozbawiona złudzeń.
- To moja praca, Celestine - powiedział wreszcie, biorąc mnie za ramię i prowadząc przez korytarz. - Kiedyś zrozumiesz. Trzeba
cię stąd wyprowadzić.
Kiedy doszliśmy do głównego wejścia, moje otępienie wywołane szokiem zaczęło mijać, dostałam mdłości. Raphael wziął mnie za
rękę i wyprowadził na zimne, nocne powietrze, gdzie czekał już panhard et la-vassor. Na szerokich, kamiennych schodach Raphael
wcisnął mi do ręki walizkę - była identyczna z tą, którą niosła przez dziedziniec Gabriella, taka sama brązowa skóra, błyszczące
zamki.
- Wez ją - poprosił Raphael. - Wszystko jest już przygotowane. Dziś w nocy dojedziesz do granicy. Potem musimy się zdać na
przyjaciół w Hiszpanii i Portugalii - oni pomogą ci ruszyć w dalszą drogę.
- Dokąd?
- Do Ameryki. Tam i ty, i skarb z jaskini będziecie bezpieczni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates