[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wie jak długo, z twarzą wtuloną w zakurzoną, drewnianą podłogę, oddychając nierówno,
przeszywany od czasu do czasu bólem w klatce
piersiowej i potężnym łupaniem w potylicy, nim wreszcie duży i chudy wrócili do pokoju i znów
stanęli nade mną.
- Wstawaj - rozkazał duży.
- Nie mogę.
Zniecierpliwiony, kiwnął na chudego i obaj podnieśli mnie razem z krzesłem. Nie miałem pojęcia,
która godzina, choć coś mi mówiło, że to albo pózna noc, albo wczesny ranek. Chyba tak, bo chudy
wyglądał na zmęczonego i niewyspanego. Zresztą nie miało to w tej chwili znaczenia.
- Gadaj nam o Amerykaninie - powiedział duży.
Zamrugałem, usiłując się skupić i zaprowadzić w głowie jaki
taki porządek.
- Nazywał się Michael Park - zacząłem, rozluzniając szczęki i oblizując wargi. Wciąż czułem
w ustach kwaśny posmak. - Właśnie wyszedł z więzienia. Siedział za...
- Tak, tak. Gadaj, skąd go znasz.
- Wynajął mnie. %7łebym wam ukradł te małpy. Jak byliście razem na kolacji.
- Ażesz - warknął duży, cofając rękę w tył, jak do uderzenia.
- Nie łżę - obruszyłem się. - To prawda. Serio. Powiedział, że mu ufacie. Umówił się z wami
na kolację, żebym mógł je wam ukraść. Powiedział, gdzie mieszkacie i gdzie trzymacie małpy.
Z wahaniem opuścił rękę.
- Ale po co?
- Nie wiem. Miał wyjechać z Amsterdamu, jak tylko mu je zdobędę.
- Tak ci powiedział?
- Tak. Uwierzyłem mu.
Duży zaczął przemyśliwać to, co mu powiedziałem. Chudy patrzył na kolegę. Jego szczurza twarz
drgała, długie ręce zwisały bezwładnie wzdłuż boków. Bardzo mi się ten chudy nie podobał. Z
dużym nawet mogłem gadać, ale odnosiłem wrażenie, że chudy nie ma mózgu, do którego
cokolwiek mogłoby przemówić. Był podminowany, w każdej chwili mógł wybuchnąć, choć chyba
nie przez prochy, tylko po prostu taką już miał naturę.
- Zresztą - podjąłem, usiłując pociągnąć dużego za język - co was to obchodzi? Michael nie
żyje, a wy macie trzy małpy.
Duży znów wcisnął głowę w ramiona, jakby zbierał się w sobie, i tym razem byłem pewny, że
podejdzie i mnie uderzy. Wziął głęboki wdech, jego potężna pierś podniosła się i wypełniła, a
dłonie zwinęły przy bokach w pięści. Zaciskał te pięści tak, że zbielały mu palce.
- Co ty gadasz?
- Przecież to oczywiste. Ukradliście figurkę, którą miał Michael. Dlatego go pobiliście. %7łeby
wam powiedział, gdzie ona jest. No a teraz macie jeszcze te dwie, które wam ukradłem.
- Już mówiłeś, że go zabiliśmy. To nieprawda.
Chudy niespokojnie pokręcił głową.
- Jeżeli nie wy, to kto?
- Ty - warknął duży. - Dlatego cię zamknęli.
- To była pomyłka.
- Znowu pomyłka. - Przekręcił głowę z boku na bok. - Ten, co cię aresztował, ten Burggrave,
on nigdy się nie myli.
- No, to teraz się pomylił. Słuchajcie, rzeczywiście poszedłem do mieszkania Michaela, po
tym jak ukradłem wam małpy, ale on już był pobity. Leżał w wannie. Miał połamane palce.
Duży gwałtownie wciągnął powietrze i odwrócił twarz, jak gdyby nie chciał patrzeć na
odmalowany przeze mnie obraz. Język chudego po jaszczurzemu wysunął mu się z ust.
- Powiedział coś?
- Nie.
- Aże - stwierdził z pełnym przekonaniem chudy. - Chce nas oszukać.
- Wcale nie - zaprotestowałem. - To prawda. Uwierzcie mi.
Duży podniósł dłoń, uciszając nas obu.
- To ty nie masz tej trzeciej małpy? - zapytał.
- A to nie wyją macie?
Znów popatrzył mi prosto w oczy, jakby chciał zajrzeć mi w głąb duszy. Tym razem
odwzajemniłem spojrzenie. Gdzie jest trzecia małpa? Jeżeli ani ja jej nie mam, ani oni, to kto? I czy
mówią
prawdę, że nie zabili Michaela? Zaglądanie w duszę nie szło mi najlepiej, bo byłem zbity kijem
baseballowym i przywiązany do krzesła.
- To może - odezwałem się znowu - puścicie mnie, a ja wam znajdę tę trzecią? Mam pomysł,
gdzie może być.
- Gdzie?
- Gdzieś, gdzie od razu trzeba było jej szukać. Jeżeli mnie puścicie, znajdę ją i wam
przyniosę.
Duży uśmiechnął się szeroko, ukazując cały garnitur plomb. Nawet udało mu się zachichotać.
- Ażesz. Pójdziesz na policję.
- Wierz mi, to najgłupsze, co mógłbym zrobić.
- Tylko że ja ci nie wierzę. - Wskazał głową na chudego. - A kolega mówi, że powinniśmy
cię zabić. Zaczynam się z nim zgadzać.
- Nie, posłuchaj. Wiem wszystko.
- Nic nie wiesz.
Skinął na chudego i obaj wyszli z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Gdy tylko wyszli, wróciłem do tego, co robiłem, nim weszli. Bo prawdę mówiąc, włamywacz to po
trochu też sztukmistrz. Zamki, łańcuchy i więzy działają właściwie na tych samych zasadach. Z tą
różnicą, że włamywacz chce się dostać do czegoś, co jest zamknięte, a sztukmistrz uczy się między
innymi z więzów uwalniać. Można powiedzieć, że w obu zawodach wykorzystuje się podobne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates