[ Pobierz całość w formacie PDF ]

melodii, płynącej przez cały czas z głośnika. Wydawało się jej, że
cofnął się czas. Jack wziął ją w ramiona. Była znów na szkolnej
potańcówce. Jak przed laty.
- Co stało się z twoim chłopakiem? - zapytał Jack, obracając
ją w tańcu. - Co taka ładna dziewczyna robi tu sama?
- Przyszłam z kuzynem. Ale on gdzieś przepadł i zostawił
mnie samą - wyjaśniła ze smutną miną.
- To świetnie - uznał Jack, przygarniając Georgię do siebie. -
Nie masz się czym martwić. Ja odprowadzę cię do domu po skoń-
czonej zabawie.
- Nie. Tata przyjedzie po mnie o dziesiątej. I...
Na samo wspomnienie ojca cały mityczny obraz sprzed lat
rozpłynął się błyskawicznie. Georgia oprzytomniała. Zaczęła wy-
rywać się z objęć Jacka, ale on trzymał ją mocno.
- Puść mnie.
- Zrobię to, gdy ten taniec się skończy.
- Już się skończył.
- Nie. A ponadto musisz jeszcze o czymś się dowiedzieć.
- Tyle, co wiem, w zupełności mi wystarczy - stwierdziła z
goryczą w głosie.
Jack przyciągnął ją mocniej do siebie.
- Geo, wszystko mu odsprzedałem - powiedział spokojnym
tonem.
141
S
R
Oboje naraz zatrzymali się w miejscu.
- O czym ty mówisz? - spytała Georgia.
- O Zakładach Lavendera. Odsprzedałem twemu ojcu kom-
plet posiadanych akcji. Firma znów należy do niego. Załatwiłem
dziś rano wszystkie formalności, ale pewnie nie pofatygował się,
żeby ci o tym powiedzieć. Mam rację?
Georgia stała jak ogłuszona.
- Tak. Masz. - Podniosła wzrok. - Ile od niego zażądałeś?
- Nie martw się. Wyznaczyłem niską cenę.
- Jaką? - zapytała.
Jack wytrzymał jej badawcze spojrzenie. Lekko wzruszył ra-
mionami.
- Jednego dolara.
- A więc poniosłeś ogromne straty.
- Och, znacznie mniejsze, niż gdybym wszedł w ten interes.
Okazało się, że Zakłady Przemysłowe Lavendera są w lepszym
stanie, niż wynikało to z mojej wstępnej oceny. Twój ojciec musi
tylko zatrudnić paru młodych, zdolnych ludzi, znających się na
nowych technologiach, oraz zainwestować trochę więcej czasu i
pieniędzy w unowocześnienie produkcji. To wszystko.
- A więc czemu firma przyniosłaby ci większe straty, gdybyś
wykupił ją od ojca?
- Koszt byłby wówczas ogromny. Utraciłbym ciebie. A na to,
Geo, w żadnym razie nie mogę sobie pozwolić. Za ciebie oddam
wszystko.
- Och, Jack...
- Miałaś rację. Zmieniłem się na niekorzyść - oznajmił. - I
gdzieś po drodze zapomniałem, co w życiu jest najważniejsze. Tak
naprawdę zdałem sobie z tego sprawę dopiero wczorajszej nocy,
kiedy Evan z pięściami rzucił się na mnie.
142
S
R
Ten dzieciak uświadomił mi, kim się stałem. Sposób, w jaki
się zachowywał... Był tak wściekły na mnie, tak bardzo bał się, że
cię skrzywdzę... Pomyślałem, że gdy dorośnie, stanie się dokładnie
taki, jak ja. Przestanie być ludzki. - Jack zaczerpnął głęboko po-
wietrza. - Evan nie zasługuje na tak marny los. Chcę dla niego
czegoś znacznie lepszego. Podobnie jak dla siebie...
Georgia wyciągnęła ręce i objęła Jacka. Oparła mu głowę na
ramieniu.
- Nie stałeś się złym człowiekiem - powiedziała cicho.
- Byłeś od tego o krok, ale oprzytomniałeś w ostatniej chwili.
- Uśmiech na jej twarzy stał się bardziej promienny.
- Teraz liczy się dla mnie zupełnie coś innego. Tylko to, że
jest ze mną ten sam Jack, którego tak bardzo zawsze kochałam.
- Naprawdę mnie kochasz?
- Tak.
Jack westchnął z widoczną ulgą. Kamień spadł mu z serca.
- Ja też cię kocham, Geo. Bardzo. W najbliższym czasie zli-
kwiduję swoją firmę.
- Uważasz, że to słuszne posunięcie?
- Tak. Jeszcze nie wiem, w jaki sposób będę zarabiał na życie,
ale postanowiłem, że zostaję w Carlisle. Z tobą. Na zawsze. Jeśli
tylko mnie zechcesz.
- Zechcę.
Rzucili się sobie w ramiona. Osunęli się na podłogę.
- Muszę jak najszybciej poznać cię z moim rodzeństwem -
powiedział Jack.
- Na pewno będą mogli przyjechać do Carlisle na nasze wesele
- dodała Georgia. I nagle z przerażeniem uprzytomniła sobie, że
Jack ani słowem nie wspomniał o małżeństwie. Zesztywniała.
143
S
R
Z ulgą odetchnęła dopiero wtedy, kiedy powiedział:
- Zlub możemy wziąć nad zatoką. I pierwszą noc spędzić w
 Urwisku", w apartamencie dla nowożeńców.
- Może nawet poproszę Evana, żeby poprowadził mnie do oł-
tarza.
- Na to nie licz - ostrzegł Jack. - Podejrzewam, że ten chłopak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates