[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wrzeszczeć, wyzywać, sponiewiera jak psa. Dzień mijał. Dostawałam drgawek, gdy tylko usłyszałam
warkot silnika za oknem. Podskakiwałam z przerażenia, kiedy ktoś otwierał drzwi. Właśnie składałam
pościel w jednym z pokojów, gdy przed domem rozległ się dzwięk klaksonu. Poczułam, jakby ktoś mi
wbił sztylet w klatkę piersiową. Jakby ktoś metalową pięścią chciał wyrwać moje serce. Otworzyły się
drzwi i usłyszałam głosy Godwina i Lindy. Domyśliłam się, że przeszli do salonu i rozmawiali z
babunią. Nie mogłam rozróżnić słów. Za chwilę przyszła po mnie babunia.
- Linda chce cię widzieć - oznajmiła. Zeszłyśmy razem na parter. Linda siedziała w fotelu,
Godwin stał przy drzwiach prowadzących do ogrodu. Bałam się wykonać jakikolwiek gest. Z trudem
oddychałam. Linda obrzuciła mnie piorunującym spojrzeniem.
- Dlaczego uciekłaś z domu? - odezwała się stłumionym głosem, jakby próbowała powstrzymać
wybuch furii.
Zwiesiłam głowę.
- Dlaczego uciekłaś, pytam?!
 Nie wiem...
 Zle ci tutaj?
 Nie...
 Chodzisz głodna?
 Nie...
I tak dalej. Zasypała mnie serią pytań. Czy jest wobec mnie niesprawiedliwa? Czy ktoś mnie tu
krzywdzi? Czy nie daje z siebie wszystkiego, żeby było mi dobrze? I czy nie uważam, że powinnam
dziękować Godwinowi za to, że zechciał mnie adoptować? Moje odpowiedzi ograniczały się do
zdawkowych  tak",  nie",  tak",  nie". W zależności od tego, co chciała usłyszeć.
 A zatem dlaczego uciekłaś?
 Jakiś diabeł we mnie wstąpił.
To było wszystko, co w tamtej chwili przyszło mi do głowy. Nagle ścianami pokoju wstrząsnął
gwałtowny potok wściekłych wrzasków.
 Wiesz co? Doprowadzasz mnie do szaleństwa! Jesteś jak ostatnia szmata, zdzira, jak zwierzę! Ty
psie! Ty suko! Co ty sobie wyobrażasz? Ze uda ci się nas przechytrzyć?
Ten atak wściekłości trwał bardzo długo. Krzyki Lindy wypełniały całą moją głowę. Rozsadzały
czaszkę. Płakałam.
 Co pomyśli twój rodzony ojciec, kiedy powiem mu, jak się zachowujesz? Uważasz, że będzie z
ciebie dumny?
Na wspomnienie o ojcu poczułam się tak, jakby wbiła mi zatrutą strzałę w serce. Nic nie mogło zranić
mnie bardziej niż myśl, że przeze mnie miałby cierpieć. Zwiadomość, że mogłabym sprawić
przykrość jemu i mamie
w niebie, wydała mi się nie do wytrzymania. Wtedy obiecałam, że się poprawię i więcej nie ucieknę.
Linda rozkazała mi paść na kolana. Zrobiłam to i ze łzami w oczach błagałam o przebaczenie za
wszystkie troski, których im przysporzyłam.
Pokoj tortur
Po każdej awanturze powtarzał się podobny scenariusz. Linda obrażała się i przez całe dnie potrafiła
nie odezwać się do mnie słowem. Kiedy chciała mi coś rozkazać lub powiedzieć, wyręczała się
babunią. Powiedz Tinie, że ma zrobić to...",  Wyślij Tinę na zakupy". Nie przeszkadzało jej to
oczywiście w uderzeniu mnie w głowę i to zawsze wtedy, gdy najmniej się tego spodziewałam.
Oczywiście nadal z przyjemnością mnie wyzywała. Według niej byłam brzydka, byłam zerem,
zwierzęciem... To jedno z łagodniejszych określeń. Najbardziej jednak cierpiałam, kiedy wspominała
o moim tacie. Wmawiała mi, że o mnie zapomniał, już mnie nie kocha, specjalnie mnie się pozbył.
 Czy kiedykolwiek zadzwonił zapytać, co u ciebie słychać? Nigdy!" - ciągle to powtarzała z
satysfakcją. Według niej byłam dla niego kulą u nogi. Na szczęście w porę ode mnie się uwolnił. A
mimo wszystko i tak byłby bardzo niezadowolony i rozczarowany, gdyby dowiedział się, jaka
krnąbrna i niewdzięczna jestem dla nowych rodziców.
To wszystko sprawiało mi wielki ból. I nawet gdyby prawdą była chociaż jedna z tych złośliwości,
słuchanie ich stanowiło największą mękę. Nie chciałam pokazywać, jak bardzo dotykają mnie jej
słowa. Ukrywałam łzy. Wszystko dusiłam w sobie i dawałam upust emocjom dopiero nocą w piwnicy.
Niestety zachowanie Godwina wobec mnie pozostało bez zmian. Kiedy zostawaliśmy sami, często
zmuszał mnie do wspólnego zejścia do piwnicy. Za każdym razem broniłam się, ale on był silniejszy.
Odpychałam go od siebie, zaciskałam nogi, jednak moje wysiłki były daremne. Godwin miał nade
mną przewagę.
Wtedy zaczynałam krzyczeć. Chciałam, żeby wiedział, że nie godzę się na to, co mi robi. Dalsza
walka z nim była bezużyteczna. Fizycznie byłam pokonana, ale znalazłam inną metodę obrony. Kiedy
rzucał mnie na materac, myślami ulatywałam gdzieś daleko. Tak jakbym na chwilę opuszczała swoje
ciało, które było martwe, puste i bez czucia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates