[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kocham tego człowieka.
Potężny, namiętny, niesamowicie lojalny wobec swojej dumnej rodziny i
ukochanej posiadłości, Naldo był człowiekiem wyjątkowym.
To była ostatnia myśl.
Porwała ją ekstaza.
Jak na szalonej kolejce górskiej dotarła do szczytu, krzycząc przerazliwie.
Naldo trzymał ją w potężnym uścisku, dopóki nie opadła z sił.
Długi czas minął, nim zdołała otworzyć oczy. Napotkała spojrzenie
czarnych oczu Nalda.
Kocham cię.
Odegnała tę myśl. Nie było sensu się oszukiwać.
Zrobiło jej się niewygodnie. %7łwir nieprzyjemnie wbijał jej się w plecy.
Co się właściwie stało?
- Bardzo dziwnie na mnie działasz - powiedział Naldo.
- Tak. - Skrzywiła się. - Zauważyłam.
- I to dotyczy obu stron. - Uśmiechnął się leciutko.
- Nie powiedziałabym... - Naldo połaskotał ją i zaczęła chichotać.
- 77 -
S
R
- Krzyczałam? - Pomyślała o pracujących niedaleko robotnikach i aż
zasłoniła usta dłonią.
- Tak. Zdecydowanie tak.
- A jeśli ktoś usłyszał?
- Drzewa doskonale tłumią dzwięki. Słyszysz, żeby ktoś biegł na pomoc?
- Nie.
- Sama widzisz, że jesteś zdana na moją łaskę. - Uśmiechnął się jeszcze
szerzej.
- Założę się, że nawet gdyby usłyszeli, twoi wierni pracownicy zaczęliby
gwizdać i udawaliby, że nic nie słyszą.
- Dobrze jest być szefem. - Mrugnął porozumiewawczo. - Ale to już
wiesz.
Przełknęła ślinę.
On nadal nie wiedział, że była bez grosza. Była bankrutem.
- Nie rozumiem, jak możesz prowadzić interesy, jeśli nie lubisz pieniędzy.
- Lubię pieniądze.
- Prawie mnie nabrałaś. - Wciąż uśmiechał się wesoło. - Staram się dać ci
trochę, a ty nie chcesz ich wziąć. Chyba masz ich za dużo.
Chciałabym.
- Nie jest tak, że nie chcę pieniędzy... - Jej głos drżał lekko.
- Ale jesteś zbyt dumna, by je przyjąć?
Zawahała się. Czy to była duma? Może trochę, Ale było coś więcej.
Ckliwy sentyment do miejsca, które kiedyś nazywała domem.
- Muszę tylko być pewna, że dostanę, co mi się należy. - To pierwsze
przyszło jej na myśl. - Jak sam powiedziałeś, jestem kobietą interesu.
- Jeśli swoje interesy prowadzisz choć trochę tak, jak... - Wbił w nią
spojrzenie ciemnych oczu. - Jak grasz w tenisa, to stając z tobą do gry, jestem w
bardzo niebezpiecznym położeniu.
- Chcę tylko, żeby wszystko było uczciwie.
- 78 -
S
R
- Sądzę, że problemem jest książka kucharska.
- Czy to ta w skórzanej oprawie, którą znalazłam w kuchni mamy? -
Starannie wykaligrafowana, z uroczymi ilustracjami.
- Tak. - Zciągnął brwi. - To ta. Mój ojciec ją zilustrował. - Przebiegł
wzrokiem po koronach drzew. - Zawsze lubił rysować.
O! A więc to nie mama. Było to ich wspólne dzieło. Dzieło miłości.
- Nie umiem go sobie wyobrazić rysującego. Zawsze widziałam go w
akcji. W ruchu. - Trudno było pomyśleć, że ktoś tak dynamiczny jak Robert De
Leon mógł znalezć czas, żeby wykonać tak subtelne ilustracje.
- Taaak. Także malował. Zwykle wczesnym rankiem, zanim dzień się
rozbudził. Uwielbiał iść do sadu ze sztalugą i malować drzewa.
Płatek pomarańczowy spadł z drzewa prosto na brzuch Anny.
- Nie ma chyba piękniejszego widoku na świecie - powiedziała cicho,
patrząc na obsypane białymi kwiatami gałęzie.
- Nie ma - przytaknął. - Wiele podróżowałem, dużo widziałem. Tutaj jest
jak w niebie. Tata wiedział, że żył w raju, i starał się korzystać z każdej chwili.
Anna przygryzała wargę. Prawdziwe życie wypadało blado w porównaniu
z tym rajem.
- Co się stało? - Naldo odgarnął jej włosy z policzka.
- Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo brakowało mi tego miejsca.
- Sączy się w twoich żyłach, prawda? - Pogłaskał ją po policzku. - Owija
cię i nie chce ci pozwolić odejść. Myślę, że właśnie dlatego De Leonowie są
tutaj tak długo.
Dlaczego ja nie chcę stąd odejść? Anna poderwała się przerażona. Musi
stąd wyjechać. Nie ma wyboru. To już nie jest jej dom.
- Chyba dlatego tak cierpię na samą myśl, że można by wyciąć choćby
piędz ziemi - wytłumaczył Naldo. Te proste słowa sprawiły jej prawdziwy ból.
Usiadła i sięgnęła po sukienkę. Myśl o interesach, nakazała sobie.
- 79 -
S
R
- Wciąż nie rozumiem, dlaczego książka kucharska znalazła się w
testamencie. Dlatego, że zrobili ją wspólnie?
- Sama książka nie jest tak ważna jak zapisane w niej receptury. Myślę, że
ojciec chciał w ten sposób podkreślić, że to twoja mama była ich autorką. -
Naldo wsparł się na łokciu. - Stanowią podstawę naszej działalności handlowej.
Zastygła bez ruchu.
- Marynaty i przetwory, które sprzedajesz w supermarketach?
- Tak. - Produkty, które w pierwszym roku sprzedaży przyniosły trzy
miliony czystego zysku? - Nie mogła pozbierać myśli. - Twoja mama stworzyła
te receptury jako pracownica przedsiębiorstwa. - Powiedział to zimnym,
profesjonalnym tonem.
- Oczywiście. - Ból i gniew targnęły jej sercem. - Jej pomysły dały firmie
miliony, ale ona sama dostawała pensję kucharki?
- Została wynagrodzona w inny sposób.
- Klejnotami. - Anna miała wrażenie, że jej krew zmieniła się w lód. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates