[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powietrzu, otoczył ją ramieniem. Szli obok siebie, a ich bio-
dra dotykały się od czasu do czasu.
- Nigdy więcej ślimaków - orzekła Josie, kiedy przygoto-
wywali ucztę na jego kuchennym stole. - Mogłam cię zabić.
- Jesteś bardzo energiczna. To cudowne. Ocaliłaś mi życie.
- Myślę, że przesadzasz. Ten kelner...
S
R
- Nie przypominaj mi o nim.
Bez zastanowienia przyciągnął ją do siebie. Kiedy zaczę-
ła drżeć, pomyślał, że coś, czemu się nie można oprzeć, jest
przerażające.
Zmierć i seks były ze sobą blisko połączone. Przynajmniej
w prymitywnych męskich umysłach, a w jego na pewno. Pa-
miętał szaleństwo po tym jak Ethan... Celia...
- Po co przyjechałeś do Paryża?
Nagle zapragnął przyciągnąć ją do siebie jeszcze bliżej
i powiedzieć jej o sobie wszystko. Chciał jej też opowiedzieć
o Celii... o swoim żalu... o porażkach...
O dziwo, ostatnią osobą, o której miał ochotę teraz roz-
mawiać, był Lucas.
- Nie wydaje mi się, żeby to teraz miało jakiekolwiek zna-
czenie. Zobaczyłem cię, poznałem cię trochę i wszystko się
zmieniło.
- Dla mnie też.
Kiedy jego ramiona ją objęły, zamruczała. Szybkimi ru-
chami wyszarpała mu koszulę ze spodni. Wydała z siebie
głodny okrzyk pożądania, kiedy jej dłonie natrafiły na jego
gorącą skórę.
Przycisnął swoje wargi do jej i zaczął ją delikatnie cało-
wać. Po chwili wsunął język do jej ust.
- Co ja wyprawiam? - wydusiła i cofnęła dłonie. - Co ja
robię? - Otworzyła szerzej oczy i odepchnęła go od siebie.
- Co ty sobie o mnie pomyślisz? - zapytała.
- Pragnę cię i ty mnie też - odpowiedział.
S
R
Jej wzrok powędrował jak najdalej od niego i zatrzymał
się na oknie.
- Przysięgam, że nigdy się tak nie zachowuję - wyjaśniła.
- Nie przepraszaj.
- Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
- To pożądanie. Jeden z najbardziej prymitywnych in-
stynktów.
- Nie jestem zwierzęciem.
- Nie to miałem na myśli. Lubię cię. Podoba mi się to
wszystko, co już o tobie wiem. Ale możesz zrobić, co chcesz.
Idz lub zostań.
Przyglądała mu się z uwagą, po czym przeniosła wzrok na
jedzenie, które przynieśli z restauracji.
- Nie rzucę się na ciebie. Przyrzekam.
Westchnęła ciężko, ale się uśmiechnęła. Pomaszerowała
za nim do stołu. Adam wręczył jej serwetkę i usiadł naprze-
ciw niej. Po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co powinien
zrobić.
S
R
ROZDZIAA PITY
Wystarczył jeden jego pocałunek, żebym od razu sięgała
rękami do jego spodni! Josie była zdenerwowana, kiedy od-
kładała sztućce po skończonym posiłku.
- Najadłaś się?
- Tak. - Wysączyła ostatnią kroplę wina, a on napełnił po-
nownie jej kieliszek.
- Powinnam już pójść. Ja nigdy... nigdy...
- Posłuchaj, nie przejmuj się. Dla mnie też wszystko szyb-
ko się dzieje.
W jego ciemnych oczach było ciepło. Wydawał się ta-
ki przyjazny. Zapomniała zupełnie o tym, że powinna być
ostrożna.
- Wiesz, patrząc na ciebie przez okno, nie sądziłam, że
możesz być taki sympatyczny. Wyobrażałam sobie, że jesteś
znacznie bardziej niebezpieczny.
- Jesteś rozczarowana?
- Nie. Podoba mi się, że nie jesteś żadnym dziwakiem ani
złym człowiekiem.
Zacisnął usta.
- Nie zrobiłeś nic, co nie licowałoby z honorem skauta.
S
R
Odsunął się od stołu.
- Jak mówiłem wcześniej, burzliwe lata mam już za sobą.
Czy skończyłaś jeść swoje brouilles i czarne trufle?
- Bien sur. - Popijała wino i czuła się odprężona. - Zjad-
łam i tak za dużo. Wcale nie byłam głodna, kiedy zaczęłam
jeść te ślimaki. Och, przepraszam, nigdy więcej nie będę
o nich wspominać.
Wbił na widelec truflę i zjadł ją.
- Nie ma sprawy. Jest już pózno, a ty chyba mówiłaś, że
chcesz pójść. Ja też się czuję tak, jakbym nie spał od wieków.
Zmiana czasu chyba mi teraz daje o sobie znać. Odprowa-
dzę cię do domu.
Może sprawiło to wino, a może po prostu była przewrot-
na tego wieczoru. Kiedy zdecydował, że nadszedł koniec ich
wspólnej kolacji, poczuła niewyobrażalny pociąg do niego.
Chciała dotknąć jego dłoni, bawić się jego długimi palcami
i zaplatać je ze swoimi.
Może dlatego, że chciał, by poszła do siebie, poczuła się
bezpiecznie i wystarczająco komfortowo, by z nim odrobinę
pożartować. Dlatego wskazała na torbę.
- Moje ciastka! Nie jedliśmy jeszcze deseru!
Uśmiechnął się i przekazał je do jej rąk.
- Dziękuję, że mnie zmusiłeś do zjedzenia w pierwszej ko-
lejności kolacji. Niestety uwielbiam słodycze, co oczywiście
widać, bo do szczupłych nie należę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates