[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No có\ - powiedział. - Wobec tego mogę iść. - Wstał, wziął czapkę. Ale nie poszedł. -
Monachium nie wchodzi dla mnie w ogóle w rachubę...
- To będzie dla pana bardzo ciekawa podró\ - namawiała go pani Haeberle - jazda jest
przyjemna, a w Monachium podobno mo\na jeszcze dobrze zjeść i wypić. O wiele
mocniejsze piwo ni\ u nas, panie Borkhausen!
- Picie mnie nic nie obchodzi - powiedział znów, ale ju\ nie tak mrukliwie, lecz z namysłem.
Pani Hete widziała, \e Borkhausen łamie sobie teraz głowę nad sposobem, jakby tu wziąć
pieniądze i mimo to Enna wydać. Jeszcze raz przemyślała swoją propozycję. Wydawała jej
się dobra. Usuwała Borkhausena co najmniej na dwa dni, a jeśli dom jej rzeczywiście nie był
pod obserwacją (o czym zdą\y się przekonać), będzie dość czasu, aby Enno się wyniósł.
- A więc - powiedział Borkhausen wreszcie - inaczej się pani nie zgadza, pani Haeberle?
- Nie. Takie są moje warunki i nie odstąpię od nich.
- Będę się musiał zgodzić - powiedział Borkhausen. - Nie mogę przecie\ wyrzucić po prostu
na ulicę dwóch tysięcy fajgli.
Powiedział to raczej do siebie, dla usprawiedliwienia się przed samym sobą.
- Pojadę więc do Monachium. A pani pójdzie zaraz ze mną na pocztę.
- Zaraz - powiedziała pani Haeberle namyślając się. Teraz gdy zgodził się, nie była jeszcze
wcią\ zupełnie zadowolona. Była najgłębiej przekonana, \e Borkhausen planuje nowe
świństwo. Musi wydobyć z niego, jakie...
- Tak, zaraz pójdziemy - powtórzyła - to jest muszę się przygotować i zamknąć sklep.
Powiedział prędko: -Po co zamykać sklep, pani Haeberle?- Przecie\ Enno tam jest!
- Enno pójdzie z nami! - powiedziała.
- A to znowu po co? Enno nie ma nic wspólnego z całą sprawą!
- Dlatego, \e ja tak chcę. Bo mogłoby się wydarzyć - dodała - \e Enno zostanie aresztowany
akurat w chwili, kiedy wpłacę dla pana pieniądze. Takie omyłki zdarzają się, panie
Borkhausen.
- Kto ma go aresztować?
- Na przykład szpicel przed drzwiami...
- Ale\ nie ma \adnego szpicla przed drzwiami! - Uśmiechnęła się. - Mo\e się pani
przekonać, pani Haeberle. Niech pani przejdzie się dookoła, przyjrzy się ludziom. Nie mam
\adnego szpicla przed drzwiami! Jestem uczciwym człowiekiem...
Powiedziała uparcie: - Chcę mieć Enna przy sobie. To jest pewniejsze.
- Jest pani uparta jak stary muł! - zawołał wściekle. - Dobrze więc, niech Enno te\ pójdzie z
nami. Ale niech się pani trochę pośpieszy.
- Tak bardzo nie musimy się śpieszyć - powiedziała. - Pociąg monachijski odchodzi dopiero
koło dwunastej. Mamy mnóstwo czasu. A teraz proszę mi wybaczyć na kwadransik, chciałam
się trochę przygotować.
Popatrzyła na niego badawczo, gdy siedział przy stole ze wzrokiem uwa\nie skierowanym na
szybę, przez którą mógł obserwować sklep.
- I jeszcze jedna prośba, panie Borkhausen: niech pan teraz nie rozmawia z Ennem, on ma
du\o roboty w sklepie i w ogóle...
- Po co mam gadać z tym idiotą! - powiedział Borkhausen ze złością. - Z takim bałwanem w
ogóle nie gadam.
Ale posłusznie usiadł inaczej, tak \e miał teraz przed oczyma drzwi od jej pokoju i okno na
podwórze.
ROZDZIAA XXIX Wygnanie Enna Po dwóch godzinach wszystko zostało załatwione.
Monachijski pośpieszny wytoczył się z hali Dworca Anhalckiego z Borkhausenern w
przedziale drugiej klasy, ze śmiesznym, nadrabiającym miną i napuszonym Borkhausenem,
który pierwszy raz w \yciu jechał w przedziale drugiej klasy. Pani Haeberle, która umiała
tak\e być wielkoduszna, dokupiła na prośbę małego szpicla drugą klasę w pociągu, aby
utrzymać go w dobrym humorze, a mo\e dlatego, \e sama była rada pozbyć się tego draba co
najmniej na dwa dni.
Teraz, gdy inni odprowadzający powoli przeciskali się przez wyjście, powiedziała cicho do
Enna: - Poczekaj chwilę, Enno. Siądziemy na moment w poczekalni i zastanowimy się, co
robić.
Usiedli więc tak, \e mieli drzwi wejściowe na oku. Poczekalnia nie była przepełniona, przez
dłu\szy czas nikt nie wchodził na salę.
Hete zapytała: - Czy zwróciłeś uwagę na to, co ci powiedziałam? Czy sądzisz, \e byliśmy
obserwowani?
Gdy minęło najgrozniejsze niebezpieczeństwo, Enno odparł ze zwykłą lekkomyślnością: - Po
co miałem obserwować. Sądzisz, \e ktoś pozwoli, aby rozkazywał mu taki idiota jak
Borkhausen? Taki głupiec! Takiego frajera nie ma.
Miała ju\ na czubku języka, \e uwa\a Borkhausena za podejrzanego cwaniaka, za znacznie
inteligentniejszego od tego małego, tchórzliwego i lekkomyślnego mę\czyzny u jej boku. Ale
nie powiedziała tego. Dziś rano, przy przebieraniu się, postanowiła skończyć z wszelkimi
zarzutami. Jej zadaniem było tylko zapewnić bezpieczeństwo Klugemu. Gdy to zadanie
zostanie spełnione, nie chce go nigdy więcej widzieć.
Pełen zawiści wypowiedział myśl, która dręczyła go od godziny: - Gdybym był tobą, nigdy
bym temu draniowi nie dał dwóch tysięcy marek. A do tego jeszcze dwieście pięćdziesiąt na
koszty podró\y. I bilet. I drugą klasę. Dałaś temu draniowi ponad dwa tysiące pięćset, takiej
Strona 76
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
świni! Nigdy bym tego nie zrobił!
Spytała: - A co stałoby się z tobą, gdybym tego nie zrobiła?
- Gdybyś mnie dała te dwa tysiące pięćset, zobaczyłabyś jak chytrze j a wykręciłbym tę
sprawę! Mo\esz mi wierzyć, \e Borkhausen zadowoliłby się pięćsetką!
- Tysiąc przyrzekło mu przecie\ gestapo! .
- Tysiąc - śmiać mi się chce! Jak gdyby ci z gestapo rzucali tak łatwo tysiączkami! I to
jeszcze takiemu małemu szpiclowi jak Borkhausen! Wystarczy, \e mu ka\ą, a zrobi, co chcą,
za pięć marek dniówki! Tysiąc, dwa tysiące pięćset - ale\ ten ładnie cię oskubał, Hete!
Zaśmiał się ironicznie.
Jego niewdzięczność zabolała ją. Ale nie miała ochoty zapuszczać się w wyjaśnienia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates