[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niego. Zdał sobie potem sprawę, że gdyby się opierała, wszedłby na jeszcze
wyższe obroty i naprawdę by to zrobił. Ale jej uległość uratowała go,
pozwoliła oprzytomnieć i cofnąć się, zanim wszystko zostało zniszczone.
- Nigdy więcej cię nie dotknę.
Zobaczył, że wyprostowała się, wręcz zesztywniała.
- Nie mówisz mi nic nowego - rzekła cicho, jakby do siebie. - Już wtedy
na plaży wytłumaczyłeś mi, że dla ciebie to tylko seks. Dawno o tym wiem.
Tak jej pragnął, że cały był obolały, ale nie miał wyboru.
- Wierz mi, Libby, tak będzie lepiej. Kiedyś sama zrozumiesz i przyznasz
mi rację.
Odwróciła się i z przesadną uwagą, nie patrząc już na niego, schyliła się
po małą, ciemną torebkę, którą przedtem położyła obok fotela.
- %7łegnaj, Nathan - rzekła półgłosem, idąc do drzwi. - Przepraszam, że
oderwałam cię od pracy - dodała. - Nie będę ci więcej przeszkadzać.
Zerwał się z miejsca, zaniepokojony jej bladością.
- Dokąd idziesz? - spytał.
- Wrócę do domu. Najbliższym pociągiem z Paddington. Alistair jutro
przywiezie mi moje rzeczy.
Sięgnął do kieszeni po kluczyki.
- Odwiozę cię - powiedział.
- Nie bój się, nie rzucę się pod pociąg.
- Przestań, Libby - odrzekł, krzywiąc się. Otworzył drzwi do sekretariatu,
który był już pusty.
RS
109
- Nigdzie z tobą nie pojadę, Nathan - powiedziała z determinacją, choć
głos wyraznie jej drżał. - Więc nie idz za mną. Nie próbuj mi niczego
narzucać. Chcę odejść sama.
Odwróciła się po raz ostatni i odeszła, znikając z życia Nathana, który stał
w drzwiach z walącym sercem, powtarzając sobie w duchu, że postąpił, jak
należało.
- Do Nowej Zelandii! - zawołał Alistair, ze zdumienia unosząc brwi. -
Oszalałaś! Dlaczego, Libby? Dlaczego? Twoje miejsce jest tu, w Kornwalii.
- Mieszka tam kuzynka mojego ojca - odparła, starannie cedząc przez
muślin nalewkę na liściach szałwii. - Koresponduję z nią od dzieciństwa.
Czas, żebym ją odwiedziła.
- No to ją odwiedz! Nie musisz zaraz emigrować.
- Przecież ja wcale nie emigruję. - Spojrzała na niego z roztargnieniem,
uważnie przelewając ciemny płyn do butelki. - Na razie jadę tylko na pół
roku.
Alistair przechadzał się po jej pracowni.
- A jeżeli ci się tam spodoba, zostaniesz na zawsze?
- Niewykluczone. Jeśli uda mi się załatwić wszystkie formalności. W
ambasadzie powiedzieli, że mam szansę, o ile gotowa jestem zainwestować
w ich kraj dość pieniędzy.
- Kiedy jedziesz?
- Za dwa tygodnie. - Lekko zmarszczyła brwi, niżej pochylając pompkę,
żeby wycisnąć z niej resztę tynktury. -Wylatuję z Heathrow.
- A co będzie z kotami? One też jadą?
- Oczywiście.
- Będą musiały przejść kwarantannę. Pozwolisz, żeby miesiącami siedziały
w ciasnej klatce?
- Nie ma innego wyjścia. Nie mogę ich tu zostawić.
- A więc zostaniesz tam na zawsze! Przecież nie skażesz ich na drugą
kwarantannę, żeby wrócić do Anglii.
- Może zostanę, kto wie.
- A co będzie z twoją pracą?
- Wytłumaczyłam wszystkim, jak mogłam najlepiej -odparła, siląc się na
spokój, chociaż bolało ją, że porzuca swe klientki. - Nie rozumiem, Alistair,
dlaczego tak się przejmujesz. Ostatnio prawie tu nie zaglądasz, a zresztą
zadbam o to, żebyś pod moją nieobecność miał dobrych sąsiadów.
RS
110
- Tylko pamiętaj, wynajmij im na krótko. Jeżeli z Nowej Zelandii nic nie
wyjdzie, będziesz przynajmniej miała dokąd wrócić. Całe szczęście, że nie
sprzedajesz domu.
- Nie mogłabym go sprzedać. Nigdy.
- Posłuchaj, Libby... - zaczął z wahaniem. Poczuła, że pora mieć się na
baczności.
- Nie, Alistair. Jesteśmy przyjaciółmi i niech tak zostanie. Sam wiesz, że
nie kryje się za tą przyjaznią nic głębszego.
- Ale to jeszcze nie znaczy, że łatwo mi się z tobą pożegnać. Tak czy owak
jesteś moją najbliższą przyjaciółką.
Roześmiała się.
- A ta kobieta, którą w zeszłym miesiącu przywiozłeś z Francji?
Wyglądało na to, że jesteście ze sobą dosyć blisko.
Alistair zaczerwienił się.
- Jutro ją zobaczę - przyznał. - Przyjdę z nią na ślub. Libby nagle
otrzezwiała. Zlub. Zlub Nathana.
- Mam nadzieję, że wystarczy - powiedziała z niepokojem, oglądając pod
światło obie buteleczki. Monice ostatnio szczególnie dawała się we znaki
menopauza, a ze wszystkich ziół najbardziej pomagała jej właśnie szałwia. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates