[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odpowiedział łagodnie.  Czyż nie
zajęło to aż siedemnaście lat, by uwolnić cię z zaklęcia,
utrzymującego cię w stanie
permanentnego dzieciństwa?
Oczy księżniczki zmiękły.
 Ale jest inna magia, która zajmuje mniej czasu i inne
zaklęcia!
 Tak, są i inne  odpowiedział szorstko Conan  takie,
które trwają tylko jeden dzień.
 Podszedł do zbroi, na której pająk uwił sobie gniazdo i
sprawnie nałożył ją na siebie. 
Kiedy trąba zabrzmi po raz drugi, księżniczko, otwórz
wylot tego cudownego zródła twego
ojca. Twoja magia, połączona z moją, wygoni robactwo z
twego progu. Taką mam nadzieję&
Zbroja nie zdawała się mu ciążyć, gdy po raz kolejny
wszedł na schody i skierował się do
pokoju, w którym spał. Tam przypasał sobie miecz i łuk z
nową cięciwą. Jeśli dzisiaj
czarnoksiężnicy nie uszanują znaku pokoju i znieważą go
strzałami, otrzymają wartą siebie
odpowiedz! Wyszedł na balkon i spojrzał na przekłute
strzałą zwłoki sługi księżniczki.
Ostatnie promienie zachodzącego słońca odbijały się na
jego martwej twarzy.
 I ty czekałeś na to siedemnaście lat  powiedział. 
Cóż, może dzisiaj uda mi się im
odpowiedzieć tym samym!
Podniósł trąbę i podszedł do brzegu balkonu, gdzie biała
Strona 108
Howard Robert E - Conan. Ognisty wicher.txt
flaga została ponownie
rozciągnięta. Słońce zniknęło już do połowy za wzgórzami.
Przyłożył trąbę do ust i dzwięk,
jaki z niej wydobył niesprawnymi wargami, najpierw
zakołysał się i załamał, a potem
zabrzmiał mocno i głośno. Zapadła cisza, ale w
najbliższym szeregu strażników zabrzmiał
czyjś śmiech. Czyżby nie podobała im się jego gra na
trąbie? Cymmeryjczyk spojrzał na nich
z pogardą.
 Ja jestem tym człowiekiem!  krzyknął.  Przemawiam w
imieniu księżniczki. Gdzie
są ci wasi parszywi czarnoksiężnicy?
Szeregi żołnierzy rozdzieliły się i zobaczył zamaskowane
postacie czterech
czarnoksiężników, którzy nadal pozostali przy życiu.
Stali w milczeniu, a Conan podejrzliwie
przyjrzał się armii i zobaczył, że żołnierze mieli
naciągnięte łuki, gotowe do strzału. Tak, tego
się spodziewał.
 Czarnoksiężnicy z Kusanu  wysłał swój grzmiący głos w
dół  trzech z was już
zginęło. Czterem, którzy jeszcze przez chwilę zachowają
swoje życie, przekazuję posłanie
księżniczki. Wycofacie swoje armie, rozpuścicie ludzi i
poddacie się litości księżniczki. Jeśli
odmówicie, zginiecie!
Szalony śmiech i krzyki zabrzmiały wśród tłumów i w tym
wrzasku czysto zagrała trąba.
Conan zaklął, a potem zaśmiał się złośliwie, gdy strzały
wystrzeliły w kierunku balkonu.
Sami się o to prosili, sami dali znak, który uwolnić miał
jego magię!
Gdy napiął swój własny łuk i przygotował strzałę do lotu,
ostatni czerwony promień słońca
schował się za wzgórza i wokoło widać było jedynie
skaczące płomienie na fosie, rzucające
swe złośliwe światło na twarze żołnierzy. Pośród nich
stały odważnie cztery zamaskowane
postacie, ale szeregi już zamykały się wokół nich na znak
dany przez trąbę. Wielki łuk
napinał się tak szybko, jak tylko ręka nadążała zakładać
strzały i cały ich las pomknął w dół,
w, jednym mgnieniu oka.
Strażnik wyskoczył przed jedną z zamaskowanych postaci z
tarczą wysoko podniesioną w
górę, ale upadł z tarczą przyszpiloną do głowy. Druga
strzała, podążająca w tym samym
Strona 109
Howard Robert E - Conan. Ognisty wicher.txt
kierunku, przebiła osłonięte gardło czarnoksiężnika i
rzuciła go na ziemię. Jednak pozostałe
strzały nie trafiły do celu. Cymmeryjczyk poczuł
ukąszenie strzały w swoim lewym ramieniu
i klnąc upadł na ziemie w złości. Teraz nie mógł już
wiele zrobić. Najlepiej zachować strzały,
bo gdy zacznie działać jego magia& Jego palce złapały
strzałę tkwiącą w ramieniu, podczas
gdy jego oczy skierowały się w punkt, gdzie świeciły
najbardziej oddalone płomienie. Tak,
jego zwoje dywanów odwijały się, sięgając coraz niżej.
Podejrzliwie spojrzał w bok.
Płomienie na fosie wznosiły się coraz wyżej. Bourtai i
księżniczka wykonali swoje zadanie.
Jego oczy ze złością spojrzały na strzałę i ręką oderwał
jej koniec. Z przekleństwem zębami
wyrwał ją sobie z ciała. Lepiej żeby pokrwawił trochę.
Ruszył w kierunku komnaty, ale
zatrzymał się na chwilę. W nocnym powietrzu było jakieś
westchnienie, westchnienie, które
zamieniło się we wznoszący się jęk, jaki za chwilę
przeistoczy się w zawodzenie i ryk. Mogło
oznaczać to tylko jedno  Ognisty Wicher zaczął wiać!
Rzucił ponowne spojrzenie na rozwijające się dywany.
Odwijały się teraz szybko, bo
Bourtai pewnie schował się do środka na pierwsze oznaki
Ognistego Wichru. Wybrzuszały
się niczym żagle wokół masztu wieży i podobnie jak żagle,
zatrzymają Ognisty Wicher w
samym sercu miasta. Razem z nim popłyną wysokie płomienie
z fosy i& Pierwszy gorący
powiew tego wiatru opadł na Conana. Jego gorąco parzyło
mu nozdrza, czepiało się jego ciała
małymi, gorącymi szponami. Z trudem uwalniając się z jego
mocy, barbarzyńca wpadł do
komnaty i zamknął za sobą drzwi balkonowe. Dysząc ciężko,
oparł się o nie i wolno zaczął
się uśmiechać. Nie kłamali, gdy mówili o potędze
Ognistego Wichru!
Pobiegł do schodów, a tam zobaczył Bourtai w panice
zbiegającego w dół. Usłyszał też
wyrazny krzyk księżniczki i tupot stóp służącej, która
jej jeszcze pozostała.
 Twoja magia, mój panie?  krzyczała księżniczka.  Czy
się powiedzie?
 To się okaże  powiedział Conan z napięciem, które dało
się zauważyć w jego
pozornie spokojnym głosie.
Strona 110
Howard Robert E - Conan. Ognisty wicher.txt
Zaprowadził ich na górę, do miejsca, gdzie kryształowa
kula została rozbita i przez okno
spojrzeli na szaleństwo, jakie zapanowało na Dziedzińcu
Fontanny. Wysokie płomienie nie
otaczały już wieży, lecz pchnięte gwałtowną mocą
Ognistego Wichru rozłożyły się
purpurowymi i złotymi liniami na całym dziedzińcu.
Wieczorne Ogniste Wichry, jakie
przeszywały miasto, były zatrzymywane przez wieżę i
zamocowany na niej żagiel z
dywanów. Zbaczały ze swego toru i kierowały się w dół,
tuż nad płonącą fosę. Niczym
potężny blask pochodni podsycany nadzwyczaj gorącym
wiatrem, wzmocnionym przez żagle
dywanów, gwałtowne płomienie umykały w poziomych, złych
językach ognia po całym
dziedzińcu. Linia czerniejących ciał powstawała wzdłuż
fosy, a dalej, gdzie przedtem
zgromadzonych było w równych szeregach dziesięć tysięcy
żołnierzy, wszyscy teraz
usiłowali ratować się ucieczką. Miecze kołowały i
błyszczały nad ich głowami, gdy z wolna
skradała się do nich śmierć. Ludzie upadali na ziemię,
gdzie lizały ich płomienie, a dalej inni
się czołgali, czepiając się jedni drugich za gardła.
Księżniczka zaśmiała się głośno i klasnęła radośnie w
dłonie.
 Twoja magia działa, panie. Moi wrogowie umierają
setkami, tysiącami.  Jej palce
wbiły się w ramię Conana.
Bourtai upadł na kolana i bił czołem o ziemię. Przycisnął
swoje pokręcone, stare usta do
stopy Conana.
 Jesteś największym czarnoksiężnikiem z nich wszystkich,
panie. Wybacz swemu
słudze, że kiedykolwiek ośmielił się wątpić w ciebie lub
ci się przeciwstawić.
Conan spojrzał w dół na tę scenę rzezni, oczami pełnymi
goryczy, a na ustach jego nie
było uśmiechu, a w jego sercu nie było radości. Tak,
umierali, a armia ta pełna była dzielnych
ludzi, ludzi, z którymi Cymmeryjczyk chętnie by zmierzył
swój miecz. Umierali& w
potworny sposób. Conan uwolnił ramię z uścisku
księżniczki i stopę spod warg Bourtai. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates