[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyjaciółmi.
Strona nr 77
Anne McAllister
Obdarzyła go promiennym uśmiechem.
 W takim razie idę na ten spacer.  Zrobiła krok w tył.
 Pójdę z tobą.
 Nie musisz  odpowiedziała szybko.
 Dlaczego nie? Skoro mamy być... przyjaciółmi? Przecież tego chciałaś,
prawda?
Wziął do ręki szmatę leżącą na schodach i wytarł ostrze siekiery. Potem
powiesił ją na gwozdziach wbitych w ścianę chaty wiele lat temu przez ojca
Lacey.
 Chodzmy  powiedział.
Lacey czuła, że igra z ogniem. Powinna była uciec w chwili, kiedy ją
pocałował. Jak ostatnia idiotka ruszyła przed siebie, ani na chwilę nie
zapominając, że Mitch idzie tuż za nią.
Początkowo szła bez żadnego konkretnego celu, ale znalazłszy się na
ścieżce stwierdziła, że zmierza ku grupce sosen, gdzie kiedyś wspólnie z
ojcem budowali fort.
Drzewa były obecnie starsze, najniższe gałęzie nie zwisały już tak nisko nad
ziemią, część z nich obumarła. Niemniej jednak nadal tworzyły coś w rodzaju
kryjówki. Lacey wczołgała się do środka i leżąc na plecach popatrzyła w górę
na pokryte igłami gałęzie.
Mitch zawahał się, potem wślizgnął za nią do środka.
 Czy się ukrywamy?  zapytał ironicznie.
 Nie. Odwiedzamy tylko moje dzieciństwo.
Przyszło jej do głowy, że Mitch prawie nie miał dzieciństwa. Opowiedziała
mu więc o budowie fortu, pragnąc wywołać uśmiech na jego twarzy. Odczuła
ogromną satysfakcję, gdy jej się to udało.
 Przyciągnęliśmy tu gałęzie połamane przez burze i ułożyliśmy je dokoła.
Potem przynieśliśmy koce i po zapadnięciu zmroku opowiadaliśmy sobie
różne historie.
 Jakie historie?
 O duchach, przygodach.  Uśmiechnęła się.  O księciu z bajki.
 A tobie jakie się najbardziej podobały?
 Przygodowe, oczywiście.
 Oczywiście  skomentował Mitch sucho.
Wyraz jego twarzy rozśmieszył ją, ale poczuła też kolejny dreszcz
przebiegający po plecach. Szybko wygramoliła się spod gałęzi.
 Chodz, pokażę ci, gdzie wisiała moja huśtawka.
Huśtawki, oczywiście, od dawna już nie było. Lacey podskoczyła i złapała
gałąz, do której kiedyś przywiązana była lina.
 Wdrapywałam się też kiedyś na to drzewo. Ciekawe, czy jeszcze potrafię.
 Po tych słowach zaczęła szybko wspinać się na górę. Zrobiła to bardziej po
to, by ukryć swe zakłopotanie, niż sprawdzić, czy nadal jest w formie. Mamy
Strona nr 78
PRZYWOAA WIATR
być przyjaciółmi, upomniała się. Tylko przyjaciółmi. Nie zapominaj o Sarze.
Mimo ostrożności, jaką starała się zachować, czuła, że płynie między nimi
jakiś prąd. Wzięła głęboki oddech i wdrapywała się coraz wyżej. Zatrzymała
się dopiero, gdy zobaczyła ocean i rysującą się w dali wyspę Blueberry. Serce
waliło jej jak młotem. Usta miała wyschnięte, a dłonie wilgotne.
 Na litość boską, Lacey! Chcesz się zabić?
Ostrożnie popatrzyła w dół. Była o wiele wyżej, niż jej się zdawało. Ledwo
widziała stojącego nisko w dole Mitcha.
 Lacey!  Mitch był wściekły.  Natychmiast schodz!
 Dobrze, dobrze.  Pomachała mu ręką.  Już idę.
Ostrożnie zaczęła się opuszczać. Była niecałe dwa metry od ziemi, kiedy
gałąz, na której stała, złamała się.
 Ooo! Ratunku!  Na moment zawisła w powietrzu, nim stopy znów
znalazły jakieś oparcie.
 Do licha!  Wyciągnął rękę w górę i złapał jej nogę w kostce. Potem, gdy
spuściła drugą nogę, złapał i ją. Zrobiła następny krok i ręce Mitcha
pojechały w górę po jej nodze, chwyciły ją w biodrach i ściągnęły z drzewa
prosto w jego ramiona.
 No widzisz  powiedziała drżącym głosem.  Nic się nie stało. Jestem
zupełnie bezpieczna.
Jednak w chwilę pózniej, gdy jego usta dotknęły jej warg, wiedziała, że
wcale tak nie jest.
Ten pocałunek był zupełnie inny od poprzedniego. Był w nim głód, ale też
czułość, pytanie i prośba.
Wiedziała, że nie powinna oddawać pocałunku, nie potrafiła się jednak
opanować. Bezwiednie otoczyła ramionami jego szyję, zaciskając palce na
włosach. Ich języki dotknęły się. Lacey zadrżała i w ostatniej chwili się
cofnęła. Albo zrobił to Mitch.
 O Boże  szepnęła po chwili. Dotknęła niepewnie palcami ust, potem
gwałtownie opuściła rękę. Mitch patrzył na nią z nieprzeniknionym wyrazem
twarzy. W jego wzroku wyczytała pytanie. Wiedziała, o co pyta, ale wiedziała
też, że nie może odpowiedzieć. Czuła się, jakby miał ją strawić płomień.
Musi być rozsądna, przemyśleć to. Poza pożądaniem i namiętnością istnieją
jeszcze inne sprawy.
 Go... rąco ttutaj  wykrztusiła po chwili, wachlując się ręką, ale szybko ją
opuściła, zdając sobie sprawę z absurdalności tego gestu.
 Gorąco?  zdziwił się Mitch.
 Nie wydaje ci się?
Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, po czym stwierdził lakonicznie:
 Może.
 Pewnie ci ulżyło, kiedy zeszłam na dół  odezwała się pogodnym tonem.
 Niezmiernie  odpowiedział sucho.
Strona nr 79
Anne McAllister
Nadal był poruszony, nie wiadomo, czy z obawy o nią, czy też na skutek
pocałunku.
 Może pójdziemy na plażę. Tam jest chłodniej.
Mitch spojrzał na nią dziwnie.
 To wszystko?
 A co jeszcze?  zapytała.
 W porządku  odparł.  Na razie.
Więcej jej nie pocałował. Prawie w ogóle jej nie dotykał. Kiedy schodzili
po skalistym zboczu do zatoczki, podał jej rękę, ale natychmiast ją puścił,
gdy tylko znalezli się na plaży.
Lacey nie miała nic przeciwko temu. Z ulgą przyjęła fakt, że Mitch
zaakceptował jej warunki. Prawdę powiedziawszy, czuła się cudownie. Jakby
zdała jakiś egzamin. W pocałunku Mitcha było coś żywiołowego, coś, co
mówiło, jak bardzo jej pragnie. Pocałunek żadnego innego mężczyzny nigdy
jej tak nie poruszył. Czuła, że wreszcie została uznana za dziewczynę
atrakcyjną.
Uśmiechnęła się do niego, potrząsając ognistymi włosami.
Tego wieczoru Mitch położył się przed nią. Wyszła na dwór umyć twarz
przy pompie, a gdy wróciła, leżał w łóżku przykryty kołdrą do połowy nagiej
klatki piersiowej.
Przedtem zawsze sypiał w bluzie od dresu. Może teraz było mu ciepło? Co
prawda zbliżał się niż, niosący wiatr i deszcz i Lacey znów marzła, ale z
Mitchem nigdy nic nie wiadomo.
 Czy mam... zgasić lampę?
 Jak chcesz.
 Nie chcesz czytać?  Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że serce Lacey
zaczęło nagle bić szybciej, a dłonie zrobiły się wilgotne.
Przestań, powiedziała sobie. Nic się nie wydarzy. Będzie tak jak
dotychczas.
 Nie, panno Ferris  powiedział cicho.  Nie chce mi się czytać. 
Przyglądał jej się spod przymkniętych powiek. Wytarła dłonie w spodnie od
dresu i skinęła głową.
 Dobrze  powiedziała. Zgasiła lampę, odchyliła kołdrę i ostrożnie
wślizgnęła się do łóżka.
W kominku trzaskał ogień. Na dworze słychać było bębnienie deszczu o
blaszany dach. Lacey poczuła, że Mitch przewraca się na bok, a zaraz potem
poczuła jego oddech na policzku. W następnej chwili otoczył ją ramieniem i
przyciągnął do siebie.
 Mitch!  pisnęła.
 Cii.  Mężczyzna znieruchomiał.
Przez chwilę leżała sztywno, walcząc z naturalną chęcią, by przytulić się do
jego ciepłego ciała. Potem jednak przypomniała sobie, że to przecież Mitch.
Strona nr 80
PRZYWOAA WIATR
Pocałował ją w ucho.
Tak jej się przynajmniej wydawało... Nie, to niemożliwe. Znów to delikatne
skubanie. Ciepłe. Wilgotne.
Lacey zadrżała. Próbowała to zignorować. Próbowała też zignorować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates