[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nikogo innego, zwierzyła mu się ze swoich uczuć. Wylała
nawet przy tym kilka łez.
- Zobaczę go w poniedziałek - pocieszyła się w końcu,
wycierając nos chusteczką.
Tej nocy budziła się kilka razy. Myślała o Jamesie. Bardzo
chciała go zobaczyć, a jednocześnie obawiała się tego
spotkania. Nie była pewna, czy potrafi zachować obojętność,
traktować go tak, jakby nic się nie stało. Mogła oczywiście
zrezygnować z pracy, ale wtedy ich kontakty zostałyby
zerwane. Poza tym pan Sims miał w poniedziałek zacząć
remont, więc potrzebowała pieniędzy. Rozmyślała o tym
wszystkim bardzo długo, aż w końcu zasnęła i rano obudziła
się z ciężką głową.
Poniedziałek minął bez większych zakłóceń. Poczekalnia
od rana była pełna, więc kiedy pojawił się doktor Galbraith.
mieli czas tylko na zdawkowe powitanie. Gdy skończył
przyjmować pacjentów, rozpoczął wizyty domowe, nie
czekając nawet na filiżankę kawy. Leonora uporządkowała
dokumenty, a gdy tylko pojawiła się pani Crisp, poszła do
domu.
Skoro potrafiłam przetrwać ten dzień, to zostanę w tej
pracy, dopóki on nie znajdzie bardziej odpowiedniej
recepcjonistki, myślała, idąc ulicami miasteczka. Pan Sims
będzie naprawiał dach przez trzy tygodnie; gdy skończy,
wymyślę jakiś pretekst i odejdę. W końcu sam powiedział, że
przyjmuje mnie tylko na jakiś czas.
Nie chciała wybiegać myślami zbyt daleko, gdyż
przyszłość bez Jamesa wydawała się jej niewyobrażalna.
Przez dwa tygodnie witała go i żegnała bardzo chłodno,
starając się nigdy nie zostać z nim sam na sam. On traktował
ją uprzejmie, ale zachowywał przyjazną rezerwę. Zdawał już
sobie sprawę z tego, że jest w niej zakochany i że chciałby ją
poślubić, ale nie zamierzał przyspieszać biegu wydarzeń.
Wdział, że Leonora przeżywa jakiś kryzys, ale jako człowiek
całkowicie pozbawiony próżności, nie domyślał się jego
zródeł.
Pan Sims, zakończywszy remont dachu, zebrał narzędzia,
przyjął czek i odjechał. Leonora, nie mając już pretekstu do
pozostawania w przychodni, postanowiła znalezć wyjście z
sytuacji, która dla niej stawała się coraz bardziej niezręczna.
Kiedy James zaproponował jej wspólny lunch, odmówiła tak
stanowczo, że uniósł ze zdziwienia brwi, a ona zaczęła się
tłumaczyć, chcąc złagodzić ostrą wypowiedz.
- To znaczy... bardzo ci dziękuję, ale obiecałam, że jak
najszybciej wrócę do domu. Mam mnóstwo roboty.
- Oczywiście - odparł. - Może innym razem...
Potem zaczaił rozmawiać o jednym z pacjentów, który
chciał zmienić godzinę wizyty. Leonora uświadomiła sobie, że
tak dłużej być nie może. %7łe musi znalezć jakieś wyjście.
Tymczasem wyjście znalazło się samo.
Gdy następnego dnia wróciła do domu na lunch, zastała
nianię w kuchni. Staruszka miała zaczerwienioną twarz i
paskudnie kaszlała.
- Jesteś przeziębiona - rzekła Leonora i natychmiast
położyła ją do łóżka, a potem podała gorącą herbatę i
aspirynę. - Masz leżeć, nianiu. Ja zajmę się lunchem i
podwieczorkiem, a po dyżurze przygotuję kolację. Nie
wstawaj!
- Zaraz mi przejdzie - mruknęła niania i zapadła w sen.
Na wieść o niedyspozycji niani lady Crosby skrzywiła się
z niezadowoleniem.
- Och, biedna staruszka. Czy myślisz, że to grypa? Nie
będę się do niej zbliżać; wiesz, jak łatwo się zarażam. Mam
nadzieję, że dasz sobie radę, kochanie. Dziś wieczorem
możemy zjeść jakiś prosty posiłek. Chyba nie ma potrzeby
dzwonić po doktora Galbraitha?
- Jeśli niania nie poczuje się do jutra lepiej, na pewno
trzeba będzie go wezwać, mamo.
- Oczywiście, oczywiście, należy jej zapewnić opiekę.
Ale moim zdaniem to tylko zaziębienie. Ona nigdy nie
choruje.
Leonora podała lunch, wyniosła naczynia i sprzątnęła
kuchnię. Potem zajrzała do niani, która była nadal pogrążona
we śnie.
W końcu obejrzała zawartość lodówki i zaczęła
przygotowywać kolację. Przed wyjściem do przychodni
podała niani dzbanek z lemoniadą i poprawiła jej poduszki.
Poprosiła też matkę, by od czasu do czasu do niej zaglądała.
- Nie musisz wchodzić do jej pokoju - powiedziała. -
Sprawdz tylko, czy nic jej się nie dzieje.
- No dobrze, skoro nikt inny nie może się nią zająć... Ale
co mam zrobić, jeśli ona nagle poczuje się gorzej?
- Jestem pewna, że dasz sobie radę, mamo, a ja wrócę za
dwie godziny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates