[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na jej miejscu rosły teraz spragnione słońca świerki, z bagniska tu i ówdzie wyzierały
olbrzymie głazy.
Drzewa i krzewy popychały ją naprzód, coraz bardziej przesłaniając drogę, którą odszedł
Nataniel. Ellen mogła posuwać się tylko w głąb doliny. Opierała się, ale przesuwały ją do
przodu, wyrastały za jej plecami i popędzały, aż wreszcie znalazła się w dolinie.
Rozdzierającym krzykiem przywoływała Nataniela.
Z oddali, jakby z innego świata, dobiegło ją jego zrozpaczone wołanie:
- Ellen!
Więcej już go nie słyszała. Była sama w odległym, dawno minionym czasie.
A wokół niej rozbrzmiewały tylko potworne, dzikie, pełne skargi okrzyki duchów.
127
ROZDZIAA XI
Gdy Ellen zrozumiała, że nie może powrócić do Nataniela i do terazniejszości, straciła nad
sobą panowanie. Uciekała w dół, coraz dalej w głąb doliny, jedyną drogą, jaka się przed nią
otwierała. Krzyk nie opuszczał jej ani na moment, biegł razem z nią po skałach.
Nie chcę wyrządzić wam krzywdy, myślała zrozpaczona. Jestem tu po to, żeby wam pomóc!
Dlaczego zagradzacie dostęp Natanielowi? To on wam pomoże. Czego żądacie ode mnie,
czego chcecie?
Odpowiedział jej żałosny jęk, a zaraz po nim rozległ się drwiący śmiech.
I nagle Ellen się zorientowała, co to jest. To nie ludzie ją ścigali, lecz sama dolina, na wskroś
przesycona ich zbrodniami, to zbocza skalne, ziemia i drzewa nasiąkły złem, jakie kiedyś się
tu panoszyło.
To dolina nie chciała wpuścić Nataniela, dolina, która sama stała się tak zła, że natychmiast
skorzystała z okazji i pochwyciła w swe szpony ofiarę: słabą, bezbronną, wrażliwą
dziewczynę. Nie błąkały się tu niczyje duchy, istniało jedynie wspomnienie popełnionej
zbrodni. Nareszcie dolina mogła dać ujście złu, jakie zaczerpnęła od Człowieka, tej korony
stworzenia, które nauczyło się krzesać ogień, myśleć logicznie, prowadzić samochód i
maszyny w lesie, niszczyć naturę tak, jak tylko Człowiek miał do tego prawo z uwagi na swą
potęgę.
Ellen biegła naprzód, potykała się, padała, znów wstawała i gnała dalej. Słyszała żałosną
skargę udręczonego mężczyzny i wycie drugiego od strony skał, okrutne, bezwzględne
niczym charkot rozwścieczonego psa. Nie rozpoznawała jednak głosu kobiety, choć
wiedziała, że powinna tam być. Dlaczego powinna, o tym Ellen nie miała pojęcia, po prostu
to wiedziała.
Biegła w kierunku przeciwnym niż przed dwunastu laty, ale to najwyrazniej nie miało
żadnego znaczenia. Głosy nie odstępowały jej ani na krok.
Znalazła się już przy krańcu doliny i wtedy usłyszała coś, co jeszcze bardziej ją przeraziło.
Odgłos kroków kogoś, kto biegł w ślad za nią!
Z jękiem rozpaczy Ellen rzuciła się w przód, w połyskujące wodą bagnisko. Poczuła, że
grunt usuwa jej się spod nóg, słyszała chlupot wody pod własnymi stopami, zaczęła się
zapadać, zapadać...
Jakiś głos zawołał:
- Ellen! Ellen! Wróć do mnie!
128
Walczyła na oślep, bo ktoś mocno ją trzymał, postanowiła uwolnić się za wszelką cenę. I
nagle w jednej chwili wokół niej pojaśniało, zorientowała się, że istotą, przed którą tak
zaciekle się broniła, jest Nataniel.
Zawołała z gniewem:
- Nie musiałeś wcale straszyć mnie do szaleństwa, biegnąc za mną...
- Ellen... - powiedział błagalnie.
Spostrzegła wtedy, że nie leży wcale w błotnistej wodzie, nad którą pochylają się ponure
gałęzie świerków. Znajdowała się na łące dokładnie w tym samym miejscu, w którym stała,
kiedy odszedł Nataniel. Teraz próbował przemówić jej do rozsądku.
- Ellen, uspokój się, nic się nie stało, nie ma żadnego niebezpieczeństwa, musiał cię dręczyć
jakiś koszmar.
Ellen z trudem chwytała oddech. Powoli odzyskiwała równowagę.
- Koszmar? Nie mogłam chyba ot, tak sobie, po prostu zasnąć?
Leciutki uśmiech zaigrał na ustach Nataniela.
- Nie spałaś, zemdlałaś. Byłaś nieprzytomna, kiedy cię znalazłem. Zobaczyłem, jak
wystawiłaś twarz na deszcz i zaraz po tym osunąłeś się na ziemię. Z początku leżałaś
całkiem nieruchomo, ale kiedy zaczęłaś się budzić, wyrazne się stało, że przeżywasz coś
strasznego.
- Bo tak rzeczywiście było. - Ellen cała drżąc opowiedziała mu o swoim śnie. - Ale,
Natanielu, nie mogę tego zrozumieć. Naprawdę nie mam zwyczaju mdleć.
Nataniel spoważniał.
- Od momentu kiedy spotkaliśmy się na stacji, byłaś napięta jak struna. Chociaż być może
sama nie zdawałaś sobie z tego sprawy, śmiertelnie bałaś się tej chwili. A potem popatrzyłaś
w niebo. Więcej nie trzeba, aby człowiekowi tak zdenerwowanemu zakręciło się w głowie.
- Jak długo byłam nieprzytomna?
- Krócej niż ci się wydaje. Może ze dwie minuty, nie wiem.
Ellen roześmiała się z goryczą.
- To były bardzo długie minuty.
129
- Może pozbyłaś się choć trochę tego napięcia? Przywidziało ci się dokładnie to, co
obawiałaś się zobaczyć, prawda?
- Tak. I muszę ci powiedzieć, że teraz, kiedy wiem, że to był tylko sen, czuję ulgę tak wielką,
że wszystko wydaje mi się możliwe do zniesienia. Zejdzmy w dół!
- Zwietnie, Ellen! Niedługo najgorsze będzie już za nami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates